poniedziałek, 9 lutego 2015

4. Podróż do Hogwartu i Ojciec Chrzestny

Hej : -)

Rozdział miał być w sobotę, został ukończony w niedzielę, a teraz jest poniedziałek, a dokładniej od siedmiu minut. W widowiskowym stylu chciałam dodać rozdział o 23:59, ale niestety nie udało się i rozdział dodaję niecałe dziesięć minut po północy. No nic zapraszam do czytania.

~*~*~

Wakacje dobiegły końca. Nastał pierwszy września, a wraz z nim powrót Lily do Hogwartu, panna Evans pakowała się na szybko, raz po raz przeklinając się za swoją manię robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Do kufra wędrowało wszystko, co wpadło jej w ręce, nie zwracała uwagi nawet na to, czy to się przyda jej w Hogwarcie. Panna Evans nie była często niesumienna, więc rzadkością była nieodrobiona praca domowa, zaspanie na jakąkolwiek lekcję lub nie przygotowanie się na dany temat. Jedną z wad, które tak głęboko ukrywała, było robienie wszystkiego na ostatnią chwil. Tak było i tym razem, w końcu jednak Lily oprzytomniała i zaczęła do kufra wrzucać tylko potrzebne rzecz. Mimo że Rudowłosa spakowała tylko to, co potrzebne, kufer za chiny ludowe nie chciał się zamknąć, a gdy już był zamknięty i Lily chciała go ściągnąć z łóżka, a następnie zanieść do przedpokoju, by jej ojciec zaniósł go do auta. Kufer się otworzył i cała jego zawartość ponownie była porozrzucana, bo podłodze.

- Jasna Cholera! Zaraz się spóźnię na peron! – syknęła panna Evans, w tym samym momencie do pokoju weszła Mary Evans.


- Lily? Co ty tu jeszcze robisz?! Ty za chwilę powinnaś jechać na dworzec, a ty jeszcze niespakowana! No nic idź na śniadanie, a ja cię spakuje. – powiedziała.

-Dzięki! Kocham cię. – powiedziała i cmoknęła matkę w policzek, po czym wystrzeliła z pokoju niczym strzała.

- Ach, te dzieci … – westchnęła matka dziewczynek i zaczęła na nowo składać wszystkie ubrania i szaty tak, by jeszcze pomieścić podręczniki i wszystkie składniki do eliksirów.

No prawie wszystkie, bo brakowało żabich oczu, które niewinnie taplały się w wannie. Wzięte przez Petunię za kulki zapachowe do kąpieli. Siostra Lilki błyskawicznie jak na nią zrozumiała, że owe ,,zapachowe kulki ‘’ tak naprawdę nimi nie były. Ponieważ rozległ się histeryczny wrzask wrednej siostry Lilki. Nie obyło się oczywiście bez obraźliwych epitetów pod adresem Rudowłosej, chociaż to nie była jej wina. Szczerze, kto normalny nie umie rozróżnić oczu żaby od delikatnych gładkich kulek do kąpieli o zapachu płatków róży? Najciekawsze, jednak było to jak, starsza z sióstr Evans, która nie miała nic wspólnego z magią ani światem czarodziejów weszła w posiadanie żabich oczu? Proste, ktoś całkiem przypadkiem wrzucił je do wody, gdy Petunia na chwilę wyszła z łazienki. Kto? Oczywiście zrobiła, to kocica o rudej sierści należąca do Lil, przebiegłe kocisko wiedziało jakiej osobie zajść za skórę. Podobno rude tak mają. Nie ważne, czy to kot, czy dziewczyna.

~*~*~
Gdy nareszcie pani Evans udało się spakować wszystkie rzeczy Rudowłosej, ta zdążyła skończyć śniadanie. Teraz pozostało tylko czekanie, aż Mark Evans się wyszykuje i lepiej, by to zrobił szybko, bo Express do Hogwartu nie ma zwyczaju czekać na spóźnialskich uczniów.

Gdy wreszcie wszyscy byli gotowi do odjazdu. No prawie wszyscy, bo Petunia, która od samego rana obstawała przy tym, że ona z tym ,,rudym dziwolągiem‘’ nie ma zamiaru nigdzie się pokazać, a zwłaszcza na dworcu, gdzie jest szansa, że spotkałaby kogoś ze swoich przyjaciół, którzy postanowili pociągiem dojechać do szkoły. Więc mimo głośnych protestów mamy, która twierdziła, że byli rodziną i powinni trzymać się razem, a nie skakać sobie do gardeł i nawzajem okazywać pogardę. Marzenia! Przecież Lily nie rozmawiała normalnie z Petunią, odkąd dostała pierwszy list z Hogwartu i dowiedziała się o istnieniu magii oraz o tym, co kryje w sobie świat czarodziei. Wtedy również nie wiedziała jeszcze o tym, że czystość krwi ma aż takie znaczenie dla niektórych rodów od pokoleń czysto krwistych. Mimo że jej przyjaciel Severus Snape, który był ślizgonem zapewniał ją, że to nic nie zmienia i nadal będą się przyjaźnić. Był nawet święcie przekonany, że zarówno Lily, jak i on trawią do Slytherinu, nierealne! Przecież Rudowłosa, by zginęła tam. Przecież tam był Malfoy, Mulciber, Avery, Lastrange, Black, Bellatrix i Narcyza. Dla nich ona była nic nie znaczącą szlamą nie godną magicznej mocy ani różdżki! Oni na każdym kroku gardzili nawet tymi, którzy byli półkrwi. Zapewne nawet nie wiedzieli o tym, że ten cały przyjaciel Rudej Snape nie był czystej krwi.

~*~*~
Gdy Evansowie nareszcie dotarli na dworzec King Cross, do odjazdu pociągu zostało tylko dziesięć minut. Mało, zwłaszcza gdy trzeba było pożegnać się z Mary Evans, która mimo to, że cieszyła się z faktu, że jej młodsza córka jest czarownicą, to i tak bardzo za nią tęskniła. Gdy tylko Rudowłosa spojrzała na swoją matkę, która już miała ,,szklankę‘’ w oczach.

- Mamuś tylko proszę cię, nie płacz, bo mi się tusz rozmaże. – jęknęła Lily, gdy po policzku jej rodzicielki potoczyła się jedna łza, a potem następna i jeszcze kolejna.

- Oj Liluś, bo my cię tak rzadko w ciągu roku widujemy. Tylko na święta i dwa miesiące wakacji. – powiedziała pani Evans, uśmiechając się lekko przez łzy.

- Wiem mamuś, ale to tylko cztery miesiące, a potem przyjadę na święta Bożego Narodzenia, które spędzimy całe razem.

- No już dobrze leć Lileńko, bo się spóźnisz! – powiedziała mama, przytulając ją na pożegnanie.
- Ucz się, ale nie przepracowywuj rozrabiaj, ale tylko tak, żeby było, jak najmniej szlabanów i sów od nauczycieli. – powiedział na odchodnym ojciec Lily, po czym tylko Rudowłosa przytuliła ojca i odwróciła się na pięcie.

Rozejrzała się dyskretnie w prawo i w lewo, czy żaden ciekawski mugol nie patrzy się w jej stronę. Gdy uznała, że teren jest czysty od ciekawskich spojrzeń niemagicznych ludzi, ruszyła na ścianę między peronem dziewiątym i dziesiątym. Potem ,,zniknęła’’ w ścianie, dla mugoli mogłoby się to wydawać dziwne, pod warunkiem oczywiście, że którykolwiek, by to zauważył. Na peronie 9 i 3/4 jak zwykle panował ogłuszający hałas rozmów. Pierwszy września dzień, jak co dzień, a tylko w ten dzień zazwyczaj widzi się zapłakane matki proszące swe pociechy jadące do Hogwartu, by jak najczęściej wysyłały sowy. Pełno wkoło było rodziców żegnających swoje dzieci i jak mantrę powtarzających:

,,Napisz, jak tylko dojedziesz! Ucz się, ale nie przepracowywuj, Nie rozrabiaj, nie zarabiaj szlabanów, nie sprawiaj kłopotów nauczycielom, a na koniec życzących pomyślnego zdania SUMÓW, czy też OWUTEMÓW‘’.

Rudowłosa stała i wypatrywała swoich przyjaciółek, które powinny być gdzieś na peronie. Nagle coś zwaliło, Rudą z nóg powodując, że z jej rąk wypadła klatka z Mimi, która demonstracyjnie fuknęła.

- Lil! Jak ja się cieszę, że cię widzę – powiedziała dziewczyna z burzą czekoladowych loków.

-Dorcas! – jęknęła Rudowłosa – nie widziałyśmy się, zaledwie tydzień, a nie wieczność.

- Wiem, wiem, ale i tak zdążyłam się za tobą porządnie stęsknić, Rudzielcu ty mój – powiedziała i przytuliła Lily z całej siły, a ta tylko jęknęła.

- No proszę, proszę, kogo moje piękne oczy widzą! Meadows przerzuciła się na dziewczyny!
– powiedział Black, za co przyjaciółka Lil zdzieliła go w głowę.

- Black, ja cię proszę ogarnij się! – warknęła Dorc.

- Kiedy kotku ja jestem całkowicie ogarnięty. – powiedział Black z tym swoim ironicznym uśmieszkiem.

- Śmiem Wątpić Black. – syknęła przyjaciółka Lil ciągnąc ją przy okazji za rękaw bluzy w stronę Miriam i Elizabeth.

- Dorcas ! Lily ! – wrzasnęły obie naraz, przecież nie bez powodu nazywały się bliźniaczkami* obie myślały i mówiły dokładnie, to samo.

- No hej, dziewczynki moje – powiedziała przytulając najpierw na przywitanie Miriam, która miała złociste blond włosy i bladą prawie białą karnację jak to przystało na pół albinoskę, a potem przytuliła Liz. Która była całkowitym przeciwieństwem swojej ,,bliźniaczki ‘’ miała czarne, jak smoła włosy i niebieskie, jak ocean oczy, karnacja jej miała kolor kawy z mlekiem.

- Rany! Lily, Dorc, jak my się za wami stęskniłyśmy, przez ten tydzień. – powiedziały jednocześnie.

- Wiemy, wiemy, a teraz chodźcie znaleźć jakiś przedział! Chyba nie chcecie siedzieć z tymi wstrętnymi ślizgonami co? - zarządziła lokata.

- Masz rację, zasługujemy na bardziej wytworne towarzystwo niż towarzyszenie w czasie podróży nędznym ślizgonom. – powiedziała Miriam ciągnąc za rękę Liz, która wlepiała ślepka w jakiegoś wyjątkowo przystojnego chłopaka.

- Elizabeth! Jak możesz tak bezczelnie zdradzać Conora? – spytała z udawaną naganą Dorc.

- Conora? Jakiego Conora? – spytała ze zdziwieniem.

- No tego mugola znad morza, głuptasie! – powiedziała Miriam.

- Tego Conora co tak się rozpływałaś nad urokiem jego hipnotyzujących oczu ? – spytała Rudowłosa, która z chęcią przyłączyła się go paplaniny o chłopakach.

- Tego samego. – potwierdziła za przyjaciółkę Dorcas.

- Aaaa… Tego to już przeszłość, zanudzał mnie opowieściami o takim mugolskim sporcie, który trenował. O koszkówc.e – powiedziała od niechcenia.

- Oj, Liz nie koszkówce tylko koszykówce. A zresztą nie dziwię ci się mugolskie sporty nie są tak interesujące, jak Quidditch. – powiedziała Miriam odrzucając włosy na plecy.

- Taaak i nie są tak umięśnieni – westchnęła z zachwytem Evansówna, dając się porwać rozmowie o przystojnych chłopcach i ich ,,wyposażeniu’’.

- Skoro Liluś, kręcą cię gracze quidditcha z dodatkowym umięśnieniem, to umów się ze mną ! – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Potter.

- Nie dzięki, nie skorzystam wolę Davisa ** – powiedziała i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia, jednak Potter w tej samej chwili chwycił ją za rękę.

- Tego nadętego głupka z Ravenclawu? – spytał z nutką kpiny.

- Sam jesteś nadęty głupek Potter! I nie nie chodzi mi o tego Davisa, tylko jego kuzyna, a pałkarza naszej drużyny!- odparła przewracając oczami.

- Co ty w nim takiego widzisz? – spytał.

- To, czego w tobie nie widzę Potter! A teraz łaskawie zniknij z moich oczu. – warknęła.

- Ale…

- Nie ma żadnego ,,ale’’ żegnam. – powiedziała Rudowłosa – Bęcwał! – mruknęła.

- Ja to słyszałem Evans – wydarł się na cały peron tak, że teraz wszystkie osoby znajdujące się na peronie miały wzrok zwrócony w stronę dwójki nastolatków.

- No i dobrze! Miałeś słyszeć ty… Ty imbecylu! – warknęła Evans, ku zgorszeniu kilku matek.

- To, co umówisz się ze mną Evans? – spytał, a jego pewny siebie uśmieszek nie schodził ani na chwilę z jego twarzy.

- Nigdy w życiu Potter!

- Nigdy nie mów nigdy kochanie! – krzyknął Potter.

- Nie mów do mnie kochanie ty napuszony łbie! – warknęła czerwona ze złości Evansówna.

***

Nieświadomi tego, że przygląda, im się jedno małżeństwo. A dokładniej małżeństwo Potterów. Dalej ciągnęli spór, a właściwie to Rudowłosa ciągnęła, bo Potter tylko raz po raz wykrzykiwał ponowne propozycje randki.

- Jakbym widziała ciebie i mnie – powiedziała kobieta do męża z czułością przyglądając się swojemu synu i Rudowłosej, która po raz kolejny z taką samą zaciekłością odmówiła.

- Nie. James jest bardziej pewny siebie. – odpowiedział mężczyzna.

- A ty nie byłeś pewny siebie? Kto z milion razy wywieszał nad wielką salą transparenty z propozycją kolacji przy świecach? – spytała patrząc w błękitne oczy męża.

- Ja nie byłem pewny siebie! Ja tylko na takiego pozowałem. – powiedział Charlus Potter.

- Nie byłabym tego taka pewna kochanie! A zresztą współczuję tej biednej dziewczynie! musi się teraz czuć tak upokorzona przed całą szkołą, jak ja, gdy zacząłeś zabiegać o moje względy.

- Nie przesadzaj, nie mów, że ci się nie podobało, że zabiegał o ciebie najprzystojniejszy chłopak w całej szkole.

- Pomijając Davisa, młodocianego nauczyciela obrony przed czarną magią. – odpowiedziała na zaczepkę Dorea Potter.

- Rany Boskie! co wy wszystkie macie z tym Davisem? – spytał z irytacją pan Potter.

- To, że z pokolenia na pokolenie są coraz przystojniejsi. – powiedziała rozmarzona pani Potter.

- Ej.. No! a ja nie jestem przystojny? – spytał z wyrzutem żony, która zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu.

- Może i jesteś, ale przynajmniej Davisowie nie ubierają dwóch różnych butów – powiedziała i znacząco spojrzała na buty męża. Jeden z nich był biały a drugi czarny. – Nie martw się kochanie prawie nie rzucają się w oczy. – powiedziała pocieszająco Dorea i poklepała męża po ramieniu.

- Zobaczysz kochanie! oni jeszcze kiedyś będą razem. – powiedział pewny siebie pan Potter.

- Nie śmiem w to wątpić pasują do siebie. Są jak woda i ogień.

- Metal i niemetal – dopowiedział mężczyzna.

- Dzień i noc. – dodała kobieta.
- Śnieg i deszcz.
- Jednocześnie różni …

- A w głębi duszy tacy sami. – dokończył pan Potter i spojrzał na syna, który w tym momencie wziął na ręce Evansównę na ręce i za grupą uczniów wsiadł do Expressu. W tym samym momencie z komina Expressu buchnęła para i wydobył się przeciągły gwizd. A pociąg odjechał.

***

- Potter! puszczaj mnie ty napuszony łbie, kretynie, imbecylu, bęcwale, durniu! – powiedziała Evans wyrywając się Jamesowi, jednocześnie wyrzucając z siebie potok niezbyt miłych epitetów pod adresem Pottera. Nagle, jednak ucichła jakby brakło jej nowych wyzwisk.

- Lily! nie wyrywaj się tak! I nie zachowuj się, jak dziecko! – skarcił Rudą James.

- Puszczaj Potter, bo zacznę krzyczeć! – warknęła.
- I tak już wrzeszczysz, jak opętana, wszyscy uczniowie Hogwartu się na ciebie gapią. – mruknął.

- Potter Puszczaj! Ja mam na sobie spódniczkę i widać mi majtki! Puszczaj! – zaczęła się wyrywać, a Potter tylko zsunął rękę z jej tali na pośladki w celu przytrzymania ,,niesfornej ‘’ spódniczki.

- Potter! Ty zboczeńcu! Bierz łapy z mojego tyłka! – zaczęła wrzeszczeć.

- Jak tam sobie chcesz. – mruknął i zabrał ręce z jej ,,tyłka ‘’ łapiąc przy zgięciu kolan i ponownie odsłaniając urocze czerwone majteczki w białe kropeczki.

- Puszczaj ją Potter! – warknął Severus Snape, przedzierając się przez tłum gapiów.

- Bo co mi zrobisz Smarkerusie? Obsmarkasz? – spytał podnosząc lewą brew w ironii.

- Bierz łapy od niej Potter! – warknął i wyciągnął różdżkę. Nim, jednak zdołał rzucić jakiekolwiek zaklęcie jego różdżka wylądowała w ręce Syriusza Blacka. Który, jak zwykle

pojawił się nie wiadomo skąd.

- Uważaj Smarkerusie! Bo jeszcze tą różdżką, a raczej badylem (różdżka Snape'a była posklejana taśmą czarodziei) wydłubiesz sobie oko. – powiedział ironicznie obracając różdżkę Snape'a w palcach.

- Oddaj mi moją różdżkę zdrajco krwi Blacków! – warknął Snape.

- Mówisz zupełnie jak moja niespełna rozumu matka! – powiedział Black, a z jego twarzy nie schodził ten ironiczny typowy u Huncwotów uśmieszek.

- Nie obrażaj mojej matki! Ty zdrajco zadający się ze szlamami i czarodziejami półkrwi – warknął Regulus Black, przed którym się rozstąpił po raz kolejny zafascynowany tłum gapiów.

- Dobra dzieciaku, odwal się łaskawie od moich przyjaciół, bo jutro możesz się obudzić bez tych ulizanych włosów! –warknął Black rzucając zaklęcie rozbrajające, a młodszy z Blacków przeleciał przez cały korytarz i uderzył w drzwi kabiny konduktora. Stracił przytomność.

Nagle z jednego z przedziałów wyszedł jakiś dorosły mężczyzna. Zapewne, kolejny nauczyciel obrony przed czarną magią.

- No proszę, proszę bracia Black! – powiedział z entuzjazmem – Widzę, że, jednak udało ci się dostać do Gryffindoru Syriuszu ! Moje Gratulacje! A ty Regulusie? Zawsze mówiłem Walburdze i Orionowi, że nie nadajesz się do Slytherinu, za grosz w tobie krwi samego Salazara Slytherina! – dokończył.

- Eee, a tak właściwie to, kim pan jest? – spytał Potter, który zdążył puścić Lily, która wygładzała pogiętą spódniczkę.

- Jak, to kim ? Ojcem chrzestnym Syriusza! – powiedział mężczyzna.

- Moim? Kim moim? – spytał niepewnie Black.

- No twoim Ojcem Chrzestnym Syriuszu! A od dzisiaj, także nauczycielem obrony przed ciemnymi mocami. – powiedział mężczyzna podchodząc do Syriusza i ściskając mu rękę.

- Ale jak to? Rodzice nigdy mi nie wspominali, że mam ojca chrzestnego. – powiedział niepewnie Black jakby spodziewając się, że zaraz z któregoś przedziału wyskoczy mugol z kamerą i krzyknie : ,,Nabrany ‘’.

- Orion zawsze był przeciwny osobom z czystokrwistego rodu, którzy zamiast do Slytherinu trafiły do Gryffindoru albo Ravenclavu. Bo nawet nie ma, na co liczyć, by ktoś z naszej rodziny trafił do Hufflepufu, nie obraź się Syriuszu, ale większość naszej rodziny to głupcy i skończeni idioci.

- Phi … Ja, to wiem, odkąd skończyłem dwa latka, a matka mi wprała za to, że stłukłem rodzinną wazę, która przechodziła z pokolenia na pokolenie. A wystarczyło tylko zwykłe reparo.

- A więc w jednym się zgadzamy! I jak ci się Syriuszu podoba w Gryffindorze? – spytał ojciec chrzestny Syriusza.

- Jest Ekstra! nie wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdybym trafił, tak jak mój nędzny braciszek do Slytherinu. – powiedział szczerze – A ty, do jakiego domu należałeś wujku?

- Do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwa cnota. – powiedział z dumą.

- A tak w ogóle to, jak masz na imię?

- Nie przedstawiłem się ? – spytał zdziwiony, a gdy wszyscy obecni nadal w korytarzu pokręcili przecząco głowami. Mężczyzna, który okazał się ojcem chrzestnym Syriusza odchrząknął

- Na Merlina, gdzie moje maniery, a więc nazywam się Nicolas Alfred Magnus Myron Alfard Black. – skończył na jednym wdechu.

- A więc to ty jesteś synem wujka Alfarda! ***

- To ja we własnej osobie, drogi Syriuszu – powiedział.

- O kurde… – mruknął tylko Syriusz Black.

****

Gdy w końcu wszyscy rozeszli się do swoich przedziałów. Lily mogła nareszcie poczytać swoją nową książkę, którą tydzień temu zakupiła na Pokątnej w księgarni. Na okładce wielkimi literami zapisany był tytuł książki: ,,Elfy i ich magia‘’.

- Liluś! – jęknęła Dorcas.

- Co masełko ty moje? – spytała Rudowłosa, nie odrywając się ani na chwilę od lektury.

- Lily? Dlaczego nazwałaś mnie swoim masełkiem? – spytała Dorcas.

- Ja ciebie tak nazwałam? Kiedy? – spytała Rudowłosa, marszcząc brwi.

- Jak, to kiedy? Przed chwilą jak się chciałam zapytać, czy zagrasz z nami w butelkę, bo Huncwoci tu zaraz będą.

- O nie! Ja z wami nie gram w butelkę! A może jeszcze na pocałunki co? Po moim trupie!

- Skoro tak ładnie Evans prosisz, to możemy grać na pocałunki, ale teraz, a nie po twoim trupie, bo nie przywykłem do całowania się z trupem. – powiedział Potter, wchodząc do przedziału, a zanim reszta Huncwotów .

- Spływaj Potter! – warknęła Rudowłosa, sięgając po książkę, lecz nie była na tyle szybka, więc książka wylądowała w ręce Pottera .

-Potter! Po dobroci cię proszę, oddaj mi tę książkę, bo jak nie to będę musiała uciec się do przemocy. – zagroziła Evansówna.

- Nie tylko nie to! Nie chcę mieć potem patologii w domu! – krzyknął udawanym histerycznym tonem James.

- To oddaj mi tę książkę Potter ! – warknęła Lily.

-A nie możesz odpuścić sobie tej lektury i zagrać w butelkę?

- No.. Prosimy Liluś. – błagały Rudą Dorcas, Miriam i Elizabeth.

- No dobra niech wam będzie wariatki, ale wstańcie z tych kolan jasne? – spytała, a gdy tamte pokiwały głowami tak jak pieski na tylnych półkach w samochodzie zaczęła się głośno śmiać .

Kręcił Syriusz. I jak się można było spodziewać, butelka zatrzymała się na wprost Lily. Już się bała.

- Pytanie, Zadanie czy wyzwanie ?

- Pytanie.

- Czy podoba ci się Rogaś? – spytał chłopak, jak można się było domyślić.

Rudowłosa spojrzała w stronę Rogacza i zlustrowała go wzrokiem, był przystojny nawet bardzo nie warto zaprzeczać . Nawet te jego rozczochrane włosy miały w sobie odrobinę uroku… Cholera dużo tego uroku. Czekoladowe duże oczy rodem z mugolskiej bajki ,,Bambi’’ i te dołeczki w policzkach były słodkie. Taaak z całą pewnością Rogacz był przystojny. No i co z tego? Mnóstwo jest przystojnych chłopaków ba nawet przystojniejszych. No okej Ruda nie spotkała nawet w Grecji jakiegoś sensownego obiektu.

- Podoba mi się Rogacz – odparła ku zdziwieniu przyjaciół i szczęściu Pottera. – Teraz ja kręcę! – powiedziała, zabierając Blackowi butelkę po soku dyniowym. Wypadło na Dorcas.

- Podoba ci się Syriusz? – spytała Lilka, uśmiechając się złośliwie.

- Yyy… skąd to pytanie? – spytała.

- No odpowiadaj! Podoba ci się Syriusz? – ponowiła pytanie.

- Nie! Oczywiście, że nie! – powiedziała szybko za szybko, a w kieszeni Lupina coś za buczało.

- Ohoho ktoś tu kłamie! – powiedział Potter z szerokim uśmiechem.

- Coo? – spytała zdziwiona Dorc. Wy Kanalie macie fałszoskop! Won z mojego przedziału już w tej chwili. – zaczęła wrzeszczeć, a potem opadła na siedzenie i zaczerwieniła się po uszy.

- No, no ktoś nam się tu zawstydził. – powiedział Remus, za co dostało po głowie od Miriam, której samej było do śmiechu .

- Kto w kim się zakochał? – spytał Pettigrew, wchodząc do przedziału ze słodyczami z wózka.

- Dorcas w Syriuszku Peter – powiedział James.

- Dobra cicho! Gramy dalej. – przerwała w końcu Lily.

Dorc. Zakręciła i ponownie wypadło na Lil, której mina zrzedła. Szykował się rewanż.
- A więc pytanie Liluś ? – spytała z wyrazem triumfu na twarzy .

- Pytanie. – potwierdziła Evans.

- Co ci się podoba w Jamesie?

- Ma, piękne orzechowe oczy i cudowne dołeczki w policzkach, fajne umięśnienie i nawet w tych jego rozczochranych kudłach coś jest takiego, że są urocze. – odparła beznamiętnie Evans.

- Wow Ruda. Ej jesteście pewni, że nie daliście jej veritaserum? – spytał niepewnie Black.

- Nie Black, nikt mi nie podał veritaserum jestem w pełni świadoma tego, co przed chwilą powiedziałam/ – odparła Ruda przewracając oczami . – A teraz wynocha, bo musimy się przebrać już prawie jesteśmy w Hogsmeade.

- A może byśmy tu zostali i popatrzyli sobie, jak się przebieracie, to takie pouczające – do rozmowy dołączył się Peter, który konsumował czekoladową żabę.

- Peter! wynocha mi stąd się, bo się do was nie odezwiemy przez miesiąc ! – powiedziała Elizabeth a Huncwoci tylko westchnęli i wyszli z przedziału .

~*~*~

Po pięciu minutach byli na stacji w Hogsmead było widać potok głów i ciężko, by było znaleźć kogokolwiek znajomego . Nad wszystkimi, jednak górował Rubeus Hagrid , klucznik i gajowy Hogwartu. Który, jak co roku towarzyszył pierwszoroczniakom w momencie i pierwszej wyprawy do Hogwartu . A zaś uczniowie klas od drugiej do siódmej co roku jeździli powozami zaprzężonymi w testrale.

- Witaj Hagridzie! - zawołała Lilka, przedzierając się z przyjaciółkami i Huncwotami w stronę olbrzyma.

- Witajcie!Huncwoci, dziewczyny! Cholibka jak ja was dawno nie widziałem. – powiedział Hagrid i przytulił każdego, przy okazji omal nie miażdżąc, im narządów.

- A no, dwa miesiące – odparli Huncwoci .

- Przepraszam was, ale pierwszoroczniaki czekają – powiedział i pokazał ręką na przestraszonych pierwszoroczniaków. – Pirszoroczni do mnie!

Powozy jak zwykle czekały na uczniów klas od drugiej wzwyż. Nikt z całej paczki nie widział tych dziwnych stworzeń, przypominających konie i jaszczurki, ale przecież żaden koń nie jest tak kościsty. I niezbyt urokliwy zresztą. Testrale widziały tylko te osoby, które były przy czyjejś śmierci. Cała czwórka chłopców i dziewczyn, co Lilka skwitowała przewróceniem oczu, gdy Rogacz przepuścił ją w drzwiach.

- No co wy tak milczycie ? – spytała Miriam, wpatrując się w Petera znowu coś zajadającego, gdy ten zorientował się, że blondynka się w niego wpatruje, przestał jeść i spłonął rumieńcem, schylił głowę i znowu zaczął jeść .

- Odpoczywamy od waszych głosów – odparł Syriusz nieco bezczelnie – a zwłaszcza od głosów Evans i Meadows co nie Rogaty ? – spytał przyjaciela, który do tej pory wpatrywał się nieustannie w Evans .

- T…Taakk, zgadzam się z tobą Łapciu w stu procentach. – powiedział na odczepnego. Ruda tylko na niego spojrzała i prychnęła, a ,,Łapcia ‘’ zarobił od Dorcas w łeb.

- Rany, nareszcie w Hogwarcie! – powiedziały dziewczyny jednocześnie , patrząc jak inne powozy zatrzymują się przed bramą Hogwartu.

- Taak, bardzo tęskniłam za Hogwartem, zwłaszcza że przez dwa miesiące w ogóle nie miałam styczności z magią. – odparła szczerze Lily.

– Dobra wysiadka, bo stary Filch się niecierpliwi. – powiedział Remus i jako pierwszy wyskoczył z powozu, a reszta wzięła z niego przykład.

~*~*~

Gdy uczniowie klas drugich trzecich czwartych piątych szóstych no i na koniec siódmych siedzieli przy stołach swojego domu, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a do środka wkroczyła McGonagall, a za nią wężykiem szedł tłum przestraszonych jedenastolatków . Na środku Wielkiej Sali jak zwykle stał stołek , na którym leżał stary pomarszczony kapelusz, który tak naprawdę był Tiarą Przydziału. Nagle tiara jakby ożyła i zaczęła śpiewać:


‘’Tysiąc lub więcej lat temu.

Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,

Żyło raz czworo czarodziejów, Niezrównanych w magii i sławie.

Śmiały Gryffindor z wrzosowisk

Piękna Ravenclaw z górskich hal,

Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,

Słodka Hufflepuff z dolin dna.

Jedno wielkie dzielili marzenie,

Jedną nadzieję śmiały plan:

Wychować nowe pokolenie,

Czarodziejów potężny klan.

Takie są początki Hogwartu,

Tak powstał każdy dom,

Bo każdy z magów upartych

Zapragnął mieć własny tron.

Każdy inną wartość ceni,

Każdy inną z cnót obrał za swą,

Każdy inną zdolność chętnie krzewi,

I chce jej zbudować trwały dom.

Gryffindor prawość wysławia,

Odwagę ceni i uczciwość,

Ravenclaw do sprytu namawia,

Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.

Hufflepuff ma w pogardzie leni

I nagradza tylko pracowitych.

A przebiegły jak wąż Slytherin

Wspiera żądnych władzy i ambitnych.

Póki żyją, mogą łatwo wybierać

Faworytów, nadzieje, talenty,

Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,

Jak przełamać śmierci krąg zaklęty?

Jak każdą z cnót nadal krzewić?

Jak dla każdej zachować tron?

Jak nowych uczniów podzielić,

By każdy odnalazł własny dom?

To Gryffindor wpada na sposób:

Zdejmuje swą tiarę –, czyli mnie,

A każda z tych czterech osób

Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie.

Więc teraz ja was wybieram,

Ja serca i mózgi przesiewam,

Każdemu dom przydzielam

I talentów rozwój zapewniam.

Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi,

Na uszy mnie wciągaj i czekaj,

Ja domu wyznaczę wam progi,

A nigdy z wyborem nie zwlekam.

Nie mylę się też i nie waham.

Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,

Gdzie, kto ma przydział, powiem,

Niech każde z was mnie wysłucha.''


Gdy tylko tiara przydziału umilkła w Wielkiej Sali zabrzmiały salwy braw.

-Gdy wyczytam czyjeś nazwisko, to ta osoba siada na stołku i zakłada tiarę przydziału, a ta wyznaczy go do wybranego domu – powiedziała nauczycielka transmutacji, stojąc z długą listą nazwisk przy stołku. – No, więc zaczynamy! Sylvia Adams

- Hufflepuff! – wykrzyknęła tiara przydziału.
- Miranda Baker.

- Nie głupia, z dużym potencjałem… Taką do Ravenclawu się daje! Ravenclaw!

- Amber Cooper!

- Niezbyt tolerancyjna dla osobników nieczystej krwi! Tak! Do Slytherinu moja droga się nadajesz! tak, więc Slytherin. – przy stole Slytherinu wybuchły oklaski. Ślizgoni już czekają, aż ta młodziutka dziewczyna dorośnie, by móc zostać sługą Czarnego Pana.

- Nicolas Potter! – wyczytała McGonagall ze zrezygnowaniem. Kolejny Potter w zamku!

- Kolejny Potter! Widzę w tobie potencjał i prawdziwe serce gryfona! A należeć możesz tylko do jednego domu, w którym kwitnie męstwa cnota, króluje odwaga i do wyczynów ochota. Gryffindor. Tym razem to przy stole Gryfonów wybuchła wrzawa, a najgłośniej klaskali Huncwoci (pewni tego, że kuzyn Jamesa zastąpi ich godnie jako Huncwotów, gdy już opuszczą Hogwart) i kapitan drużyny Gryffindoru Marcus Carter ( pewny tego, że młody Potter będzie świetnym szukającym drużyny, gdy już starsza wersja młodszego Pottera opuści Hogwart.
- Teraz gdy wszyscy przynależą już do poszczególnego domu i zanim zaczniecie spożywać kolację, którą przygotowały nasze uczynne skrzaty. Chciałbym przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony (tu spojrzał znacząco na Huncwotów, którzy jakby nic nadal się uśmiechali ) a lista zakazanych przedmiotów poszerzyła się o dwa punkty. Więcej szczegółów na regulaminie, który wisi na drzwiach gabinetu naszego woźnego, Pana Filcha. A teraz powiem tylko jedno słowo ,,Wcinajcie ‘’ . Wszyscy to słowo przyjęli z ulgą, a zwłaszcza Huncwoci, którzy rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli nic co najmniej od tygodnia. Mimo wszystko Petera i tak nikt nie pobił , najpulchniejszy z Huncwotów miał na talerzu wszystkie rodzaje mięsa kopę tłuczonych ziemniaków i pełen kubek soku dyniowego . Przez pół godziny słychać było tylko szczęk sztućców i rozmowy tych uczniów, którzy nie byli w stanie zmieścić już w żołądku nic do jedzenia .

- Gdy wszyscy są już najedzeni i zapewne bardzo senni chciałbym życzyć wam tylko Dobrej nocy . I proszę, aby prefekci każdego domu , zaprowadzili pierwszaków, którzy zostali przydzieleni do ich domu zaprowadzili do pokojów wspólnych .

Rudowłosa i Lupin ruszyli z pierwszoroczniakami z zamiarem zaprowadzenia ich do pokoju wspólnego i pokazać, im ich sypialnie. Gdy przemieszczali się różnymi korytarzami i co chwilę któryś z obrazów witał nowych uczniów. Ci wzdychali tylko z zachwytu i z ciekawością oglądali się w koło. Na siódme piętro z gromadką rozbrykanych pierwszoroczniaków nie jest łatwo się dostać, zwłaszcza jeśli wśród tych pierwszoroczniaków jest któryś z rodziny Potterów. Trudno jest nawet uwierzyć, że on jest niewinny i słodki, nie robi żadnych żartów i tylko siedzi przed książkami. Marzeniaaa żaden z Potterów taki nie jest. W końcu jednak stanęli przed obrazem Grubej Damy.

- Oh … Widzę, że Gryffindor zyskał nowych uczniów! Witajcie Kochaniutcy!

- Korzeń Mandragory. – Evansówna podała hasło Grubej Damie, lecz ta nawet nie zwróciła na nią uwagi.

- Zobaczycie! spodoba się wam w Gryffindorze!

- Korzeń Mandragory! – Evans zaczęła tracić cierpliwość. Była zmęczona po podróży, a ten ciekawski babsztyl będzie ich tu trzymał w nieskończoność.

- Dziecko! Coś ty taka w gorącej wodzie kąpana! – powiedziała Gruba Dama i z obrażoną miną otworzyła przejście.

Pierwszoroczni jęknęli z zachwytu, gdy ujrzeli Pokój Wspólny Gryffindoru. Na starszych uczniach nie robiło, to jednak wrażenia. Pokój był w kształcie koła, miał bordowe ściany i wszędzie herby Gryffindoru, podłoga była wyłożona brązowym dywanem. Było pełno kanap, foteli i stolików, by można było odrobić zadane prace domowe, jak i odpocząć. naprzeciwko wejścia do PW był piękny marmurowy kominek, na ścianach wisiało pełno półek z książkami i różnymi figurkami przedstawiającymi np. lwa, lwa walczącego z wężem, lwa węża borsuka i kruka (herby wszystkich domów)
- A teraz gdy już wiecie, jakie jest hasło do naszej wieży i jak wygląda pokój wspólny, nadszedł czas, byście zobaczyli swoje dormitoria, po lewej stronie są dormitoria dziewcząt, a po prawej chłopców chłopcy mają zakazany wstęp do dormitorium dziewcząt. Gdy już teraz wszystko wiecie, udajcie się do dormitoriów. Dobranoc!

- Ale się rządzi głupia wiewióra! – mruknął Nicolas Potter.

- Mówiłeś coś Potter? – warknęła Lily.

- Jaaa? nieee skądże – powiedział i czmychnął w stronę dormitoriów.

Rudowłosa mocno zmęczona ruszyła w stronę damskich dormitoriów dziewcząt klasy piątej. Nigdy nie myślała, że samo zaprowadzenie pierwszoroczniaków do wieży może być takie męczące, przecież towarzyszył jej Remus! który też nic nie zdołał wskórać. Gdy nareszcie stanęła przed drzwiami dormitorium, otwarła drzwi i weszła do środka. W pokoju były już jej przyjaciółki oraz dwie inne współlokatorki Alicja Colins i Rachel Mayson. Cała piątka leżała na swoich łóżkach i bez wyrazu wpatrywała się w baldachim łóżka. Lily postanowiła pójść za ich przykładem, więc rzuciła się na łóżko i nawet nie zdejmując butów, umościła się wygodnie, nim, jednak jej głowa zdążyła spocząć na poduszce. Ruda już spała .

~*~*~

O tym rozdziale można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest krótki, bo nie jest ;) . Pierwsza sprawa to taka, że Miriam i Elizabeth nie są prawdziwymi siostrami bliźniaczkami , tylko są bardzo dobrymi przyjaciółkami i rozumieją się bez słów . Druga sprawa to Craig Davis, który zapewne pojawił się w kilku opowiadaniach no, ale ja go chciałam u siebie i już. Kolejna i ostatnia sprawa, to syn wujka Alfarda . Takk wiem, że on nie ma syna, ale taka była moja zachcianka i już … No nic kończę.
Pozdrawiam

Mała Czarna ^^

2 komentarze:

  1. Hej,
    Rozdział naprawdę długi i trochę mi zajęło przeczytanie go. Pewnie, pisząc ten komentarz o czymś zapomnę, ale nieważne ^^
    Tak więc, od początku. James był taki zazdrosny o tego Davisa, spodobało mi się to. I jak jego rodzice o nich rozmawiali. Też myślę, że Lily bardzo pasuje do Jimmy'ego. I rozbawiło mnie to, że jego tata ubrał dwa różne buty :D To takie podobne do Potterów.
    Okej, potem James wziął Lily na ręce i przypałętał się Snape, który kazał mu ją puścić. Ugh. Dobrze, że Syriusz powstrzymał go przed rzuceniem jakiegoś zaklęcia na Pottera. I ten nauczyciel OPCM, który okazał się być ojcem chrzestnym Blacka. Ciekawie.
    Dalej, gra w butelkę i Lily, mówiąca na spokojnie, że podoba jej się James. To było urocze ♡♡♡
    I uczta, ceremonia przydziału i odprowadzenie pierwszaków do wieży, na pewno musiały być męczące dla Lilki. Nie dziwię się jej, że od razu padła na łóżko. Pewnie też bym tak zrobiła.
    Okej, lecę dalej,
    Pozdrawiam,
    Optimist ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Różowy jednorożec z krainy brokatowych misiożelków.15 października 2016 03:19

    Witaj, to znowu ja. Rozdział nadal z ogromem błędów gramatycznych. Muszę się jednak przyczepić do trzech rzeczy. Po pierwsze primo, Tiara mówiła na głos TYLKO dom delikwenta, a nie jego opis duchowny. Po drugie primo, James był Ścigającym, a nie Szukającym. Po trzecie primo, po chuj dajesz * jak ich potem nie tłumaczysz?
    Ale plusem tego rozdziału jest to, że jest w nim mniej błędów i czyta się go odrobinę lepiej.

    OdpowiedzUsuń