poniedziałek, 27 lipca 2015

14. 3:0 ~ Czyli dziewczyny potrafią!


Hej!

Moi drodzy mam zaszczyt zaprosić was na czternasty rozdział mojej osobistej fantazji, czyli kolejnego elementu życia Lily i Jamesa oraz pozostałych postaci!

Zapraszam!

Nie byłabym sobą gdybym o czymś nie zapomniała! Mianowicie dziękuję Lily za to, że podsuwa mi tyle cudownych pomysłów nawet jeśli momentami robi to nieświadomie, dziękuję Laurze z konw. Potterhead dlatego, że pisze najlepsze komentarze na ziemi Kocham cię! No i oczywiście dla Rudzielca i  Lady Mani które sprawiają, że się uśmiecham czytając komentarze od nich. No i oczywiście Zuzu a raczej Hermionie Malfoy która cudownie wytykała, a  raczej wskazywała cierpliwie wszystkie błędy. Dziękuję!

A teraz już naprawdę zapraszam na rozdział.
~*~*~

,,Możesz rozpamiętywać
I ubolewać w nieskończoność,
Ale nie cofniesz czasu.
Jedyne, na co masz wpływ
To przyszłość. ‘’


~ Anne Cassidy

Czarnowłosy chłopak wpatrywał się we własne oczy odbite w gładkiej tafli lustra. Nieobecne spojrzenie czekoladowych tęczówek towarzyszące mu niemal bezustannie w ciągu ostatnich trzech dni. Cienie pod oczami pamiątki po nieprzespanych nocach, spędzonych na rozpamiętywaniu rozmowy z Evans. Tak, wszystkie słowa wypowiedziane z jego i jej ust zapadną mu na długo w pamięci. Jej malinowe usta tuż przy jego ciepłych wargach, jej różano-kawowy zapach wirujący w jego nozdrzach. Zielone oczy wpatrujące się w niego ze wściekłością, rozbawieniem i jakąś zapowiedzią przegranej. Jego przegranej. Był na straconej pozycji, w każdej dziewczynie widział Evans. Wszędzie słyszał jej śmiech i każdą do niej porównywał. Czy to już była obsesja? Być może, ale jakże słodka była ta obsesja. Każdy jej gest, roztargniony uśmiech, który posyłała mu za każdym razem, gdy potrąciła go na korytarzu. Oczywiście, zanim się zorientowała, komu podarowała, jakże cenny ,,promyk słońca’’ on zdążył zniknąć, by nie musieć znosić widoku jej schodzącego uśmiechu. Zamieniającego się na coś pochodzącego z rodziny antypatii. Może istnieje jeszcze jakiś sposób na zdobycie jej serca? Nie wliczając wlewania w nią litrów amortencji, czego pomysłodawcą był Syriusz. Przyjaciel, który sam próbował wyleczyć się z Meadowes. Jeśli mu się to nie uda, razem napiszą poradnik pt. ,,Jak nie zakochać się w koleżance? ‘’oraz założą klub anonimowych posiadaczy złamanego serca. Za to kolacje przy świecach spożywać będą w towarzystwie pluszowych misiów lub mioteł. Chłopak ze zniesmaczeniem karcił się za rozpaczliwe myśli o Rudowłosej jakby życie bez tej jednej jedynej nie mało większego sensu. Przecież kawalerów na świecie nie brakowało i byli jakoś szczególnie tym przejęci? Nie, przyjęli ten fakt jak prawdziwi mężczyźni, być może nawet ich nie ciągnęło do złożenia przysięgi w kościele i zajmowania się dziećmi?

,, To przecież nic takiego, że nie mając rodziny, leżeli martwi przez jakieś półtora tygodnia wśród niepozmywanych naczyń i walających się niepranych od miesiąca skarpet i innych części garderoby, nim ktokolwiek ich znalazł. ‘’
Pomyślał i przybił sobie piątkę z fragmentem duszy, który mimo latania za Evans wciąż pozostał facetem.

- Rogacz, jeśli żyjesz i masz się dobrze, to polecałbym ci wyleźć z tej łazienki. Oczywiście, jeżeli masz zamiar spóźnić się na transmutację, to sobie nie przeszkadzaj. – ponure rozmyślenia przerwał Syriusz, dobijając się do drzwi.


-Idę… Idę przecież. – mruknął James i wyszedł z zaparowanego pomieszczenia.


- Oczy wypłakane w ręcznik? W takim razie piąty dzień tygodnia według uczniów i nauczycieli oraz szósty dla najwyższego w niebiosach możemy uznać za otwarty. – powiedział dziarskim tonem, lecz gdy zobaczył niechętną minę przyjaciela, westchnął ciężko i przewrócił oczami.


- Błagam, tylko mi nie mów, że żałoby narodowej ciąg dalszy. – jęknął szarooki.


- Nie żałoby, tylko walenia głową w ścianę by wszedł do niej fakt, że zawaliłem. Po raz kolejny zresztą.


- Stary przestań się zamęczać tym, co się stało, bo czasu nie cofniesz, najwyżej popełnisz taki sam błąd i doznasz déjà vu. – powiedział Syriusz poważnym tonem (to on umie być poważny? XD) bez żadnego huncwockiego błysku w oku. – Jak chcesz, to powiem nauczycielom, że się źle czujesz. Naprawdę przyda ci się odrobina snu, bo w innym przypadku twoje fanki przerzucą się na mnie, nie żebym miał coś przeciwko. – dodał tym razem już z uśmiechem.


- Dzięki. – mruknął Rozczochraniec i rzucił się na łóżko, które lekko ugięło się pod jego ciężarem


- Służę pomocą dniem i nocą w każdej sprawie, która nie dotyczy złamanego serca. I pamiętaj, że ona wygrała bitwę, lecz wojna jest w zasięgu rąk do momentu, gdy nie znajdzie sobie przystojniejszego, mądrzejszego i z lepszym umięśnieniem. – odparł, a gdy James rzucił mu piorunujące spojrzenie zaśmiał się.


- Chyba nie mówisz o sobie? – spytał James i uniósł lewą brew.


- Nie, chociaż te cechy faktycznie można połączyć ze mną. – odparł Syriusz, chwytając torbę leżącą pod łóżkiem i wychodząc z dormitorium.


- Złamane serce to fatalne określenie, totalnie nie na miejscu. Bliższe prawdzie będzie fatalne zakochanie. – mruknął Rozczochraniec w poduszkę.

Chwilę później zapadł w sen. Nawet tam dopadła go ponura rzeczywistość. Śniły mu się piękne szmaragdowe oczy Rudowłosej złośnicy.
~*~*~

,,Żuła gumę z taką gracją,
Z jaką aligator pożera surowe mięso. ‘’

~ LaVyrle Spencer


Poprzysięgły malutką słodką zemstę i nie miały zamiaru od niej odstępować. Nie, teraz kiedy Evans poświęciła dwie szklano-diamentowe fiolki eliksiru wielosokowego. Miało być to wydarzenie, które na długi czas zapadnie w myśli uczniów Hogwartu, a gdy ktoś przez przypadek je wygrzebie i odkurzy z drobinek kurzu, wciąż będzie wywoływało uśmiech na twarzy i obrazy bezcennych min zbłaźnionych Huncwotów. Czy był to plan przemyślany, dopracowany i co najważniejsze, czy można go było nazwać planem idealnym? Tak trzy dni i dwie noce spędzone na dokładnym dopracowywaniu każdego punktu lub jakiejkolwiek komplikacji, mimo że takowych nie miały w planach. Każda miała rozpisane swoje zadania i każde wypowiedziane słowo. Może i zemsta na Huncwotach była jak wyrwanie się z motyką na słońce. Nie była ryzykiem? Może, ale czy bez ryzyka nie ma zabawy?


- Uda się? – spytała Elizabeth, przygryzając nerwowo wargę.


- Jeżeli żadna się nie wygada co do naszych planów, to przez następny miesiąc Hogwart będzie miał o czym gadać. – odparła Rudowłosa pewnym tonem.


- O tak, Huncwoci zobaczą, co oznacza zadzieranie z nami.


- Na pewno damy radę?


- Teraz tchórzysz? – spytała się z uniesioną brwią Miriam.


- Nie, ale… - zaczęła Meadowes, lecz przerwała jej Rudowłosa.


- Więc przygotujmy się na kolejną wygraną.


- Evans nie poznaję cię! – wykrzyknęła Elizabeth, a Lily tylko się zaśmiała.


- Poniekąd to sprawka Pottera, który nauczył mnie zasad naszej rozgrywki. – powiedziała z wrednym uśmieszkiem.


- Dobra, transmutacja czeka. Tylko pamiętajcie, totalna stuprocentowa dyskrecja. – zakończyła rozmowę Miriam.

Wyszły z dormitorium, a jedynym potwierdzeniem, że odbyła się ranna narada wojenna, były rozrzucone w wyrazie euforii kociołkowe pieguski walające się po podłodze.
~*~*~
,,Idziesz do niewiast?
Nie zapomnij bata! ‘’
~ Friedrich Nietzsche



Mknęli przez korytarz na złamanie karku robiąc uniki przed ,,latającymi” torbami hogwartczyków, którzy mimo faktu, że było dobre dziesięć minut po dzwonku, wciąż tłoczyli się na korytarzu. Huncwoci byli niemal pewni, że McGonagall jest już w klasie, zaczęła wywód na temat kolejnego nowego zaklęcia, a na ich widok zaciśnie usta w wąską linię i dopiero pod koniec lekcji dowiedzą się o kolejnych odjętych punktach, które Opiekunka Gryffindoru odejmowała z ogromną niechęcią, ponieważ nie dało się ukryć, że nauczycielka transmutacji z dumą spoglądała na puchar quidditcha i puchar domów, które stały w jej gabinecie nieustannie, mniej więcej od sześciu lat, gdy jeszcze szukającym był kuzyn Pottera, równie zdolny co wygadany i rozbrykany. Wpadli do klasy. Na pierwszy rzut oka można by było stwierdzić, że mieli farta. Dwie dziewczyny prychnęły głośno, co prawdopodobnie miało oznaczać pogardę dla ich nędznego żywota. Odprowadzani bacznymi spojrzeniami Gryfonów i Krukonów zaciekawionych przyczyną ich kolejnego spóźnienia, chłopcy rozparli się wygodnie na krzesłach, czekając na rozpoczęcie lekcji. Po pięciu minutach, gdy Minerwy McGonagall nadal nie było, każdy znalazł sobie sensowne zajęcie. Syriusz posyłał w stronę Meadows uwodzicielskie spojrzenia, na które dziewczyna reagowała parsknięciami śmiechu, które przypuszczalnie miały oznaczać, żeby przestał się wysilać. Remus powtarzał materiał z notatek zapisanych dwie lekcje temu, jakby spodziewał się, że surowa pani profesor transmutacji zrobi niezapowiedziany test. Peter odsypiał nieprzespaną noc, którą spędził jednocześnie na nadrabianiu materiału, jak i na towarzyszeniu Jamesowi, który po trzech godzinach przekręcania się z boku na bok w poszukiwaniu wygodnej pozycji, w której uda mu się zaznać odrobiny snu. Zważając na to, że w Hogwarcie nie było zegarków, nikt nie wiedział, ile dzieli ich od przerwy która, mimo że krótka i tak była pragniona przez znudzonych uczniów.

- Meadowes! – wydarł się na całą klasę, zwracając na siebie uwagę większej części uczniów znajdujących się w klasie.

- Czego Black?! – warknęła i z niechęcią odwróciła się w jego stronę.


- Jaki masz rozmiar i kolor stanika?


- Biały, a co do rozmiaru to… A co cię to interesuje Black? – spytała zirytowana.


- No wiesz, zbliżają się twoje imieniny i należałoby ci sprawić jakiś seksowny komplecik, a nuż będę tym który go z ciebie zdejmie? – powiedział się i zaśmiał, na co głośnym chichotem odpowiedziały mu najbardziej sztuczne i najbardziej różowe pannice, które zdaje się, że nawet soczewki kontaktowe dobierały w ten sposób, by tęczówki w nich przybierały choćby różowo-podobny odcień.


- Muszę cię rozczarować Black, ale moje imieniny były miesiąc temu. Zaś co do bielizny, to zapewniam cię, że jesteś ostatnim na mojej liście, którego biorę pod uwagę w ściąganiu jej.

- Ach kochanieńka powinnaś wiedzieć, że uwielbiam wyzwania. Co do bielizny to i tak zbliżają się twoje urodziny prawda? – spytał, a przyjaciółki Meadowes wybuchły głośnym śmiechem co na moment go ogłupiło.


- Niestety nie. Czerwiec. – odparła, starając pokonać wyginający się ku górze kącik ust.

- Cóż, w takim razie pozostaje jeszcze Boże Narodzenie. – odparł i uśmiechnął się łobuzersko. Na widok tego uśmiechu, nie jednej miękły kolana więc teraz miały szczęście, że trwała lekcja, a one siedziały.


- Oczywiście, jeżeli wiesz, kiedy ono wypada. – wtrąciła się Rudowłosa ze słodkim uśmieszkiem.


- Czy ty Evans sugerujesz, że nie znam się na kalendarzu?


- Ja? Nie! Gdzieżbym śmiała! Po prostu pomyślałam, że skoro nie prowadzisz zeszytu z zapiskami, którą dziewczynę, w jaki dzień tygodnia planujesz przelecieć, to możesz się pogubić w obliczeniach. – powiedziała niewinnym lekko bezczelnym tonem.

Po tym stwierdzeniu nastąpiły gwałtowne reakcje: Syriusz poczerwieniał na twarzy, męska część biła brawo mistrzyni ciętej riposty, żeńska oburzona zaś wydawała z siebie jakieś bliżej nieokreślone dźwięki, jakby coś pomiędzy prychnięciami, pełnym uwielbienia westchnięciami.


- Hahaha Evans, bardzo śmieszne.

- Zastanawiam się, jak dużo kosztowało cię przyznanie się do faktu, że ktokolwiek może być zabawniejszy od Syriusza Blacka legendy Hogwartu, znanej z płodzenia dzieci. – wtrąciła się tym razem Miriam.

- Kiedy żadnego potomka nie posiadam i posiadać zamiaru nie mam.


- W takim razie polecam taki jeden genialny wynalazek, jakim jest prezerwatywa. – odparła, wzruszając ramionami Elizabeth.- Na twoim miejscu stawiałabym na tę o zapachu truskawki lub tę z rysunkami bocianów na miotle.

Remus zachichotał cicho, zwracając na siebie wzrok wkurzonego Łapy. Pod spojrzeniem
Czarnowłosego przygryzł wargę, który ze wściekłością musiał stwierdzić, że o czwórce przyjaciółek można byłoby powiedzieć wszystko, tylko nie to, że brak im ciętego języczka.

Syriusz Black zaniemówił. Mimo wszystko postanowił się odezwać, żeby nikt nie pomyślał, że jemu, słynnemu szkolnemu Casanovie, zabrakło słów po kilku ciętych ripostach dziewczyn z domu lwa. Już otwierał usta, gdy nastąpiły dwie rzeczy.
Jeden zadzwonił dzwonek.
Dwa, do klasy wkroczyła profesor McGonagall spóźniona o jakieś czterdzieści pięć minut.

- Nie ma pracy domowej. Do widzenia! – powiedziała w sumie nie wiadomo do kogo, gdyż wszyscy zdążyli się już wysypać z klasy.
Nauczycielka transmutacji westchnęła ciężko, pomimo że dzień się dopiero zaczął, a ciągnąć miał się w nieskończoność.

~*~*~
,,Miej nawet mały rozum,
Ale swój.”
~Johann Wolfgang von Goethe


Po skończonej lekcji transmutacji, cztery roześmiane dziewczyny przybiły sobie piątki. Było już dwa do zera, mimo że Huncwoci tak do końca pewnie nie zdali sobie z tego sprawy. Przyjaciółki trajkotały o tym, jak biedny Syriusz Black po ich ,,miłej’’ pogawędce stracił możliwość poprawnego myślenia i język. Gdyż nie wydusił już ani jednego słowa, tylko z czerwoną twarzą opuścił klasę żegnany chichotami i piątkami, które chłopcy przybijali czwórce wiedźm.


- Ej a wy gdzie? – spytał Syriusz, łapiąc Meadowes za nadgarstek.

- Tam gdzie cię nie ma. – odparła po prostu Dorcas i wzruszyła ramionami.


- Dlaczego wy jesteście takie wredne?


- Bo gdy chcemy być dla kogoś miłe, zwyczajnie się nie odzywamy. – odparła tym razem Rudowłosa ze złośliwym błyskiem w oku.


- Evans Rudzielec vel przyszła żona naszego kumpla i matka jego dzieci. Pomiot szatana. – odparł pewien, że Lily odpowie coś głupiego.


- Myślisz, że wyrównasz na dwa do jednego? – spytała Miriam. – Zapomnij!


- Dziewczynki wy moje, naprawdę sądzicie, że wygracie ze starymi dobrymi Huncwotami, których wielbią wszyscy? Mówiąc wszyscy, mam na myśli również was.


- Poczekaj, coś zobaczymy. – odparła Elizabeth i zaczepiła jakiegoś Puchona.


- Co myślisz o Huncwotach?

- To skończeni kretyni. – odparł krótko chłopak i odszedł, zostawiając Syriusza z ogłupiałą miną.


- Eksperyment dowiódł, że nie każdy was wielbi. – odparła Meadowes.


- Ale…

- Z moich obliczeń wynika, że aż czterdzieści cztery procent osób was nie lubi. – odparła Elizabeth, przerywając Syriuszowi w jego nędznej próbie usprawiedliwienia się.


- Czterdzieści cztery procent to mniej niż pięćdziesiąt procent, czyli połowa, prawda Remusku? – spytał Czarnowłosy stojącego obok Lupina.


- Inteligencją nie grzeszysz. – odparła Lily.


- Wracając do Huncwotów i ich przemijania, to gdzie podział się Potter? – spytała Elizabeth.


- Rozpacza. – odparł Peter.


- Rozumiem. Skończyły się chętne do wzięcia? – odpowiedziała Rudowłosa z udawanym zrozumieniem.

- Tak się składa, że pewna Rudowłosa dziewczyna potraktowała go gorzej niż zrobiłaby to Avada. – Powiedział Syriusz na, co Lily tylko się uśmiechnęła szeroko.


- Możesz powiedzieć temu kretynowi, że przepraszam za fakt, że tak bardzo go poniżyłam. – odparła, wzruszając ramionami.


- Serio? – spytał niedowierzając w to, co usłyszał.


- Nie. – odparła krótko Evans i odeszła wraz z przyjaciółkami.


- Czekaj Meadowes, muszę z tobą porozmawiać. – powiedział, doganiając brązowowłosą.

- Naprawdę? Ja za to nie mam takiej potrzeby, więc żegnam. – odparła, odwracając się na pięcie z zamiarem odejścia.

Syriusz gorączkowo zastanawiał się co odpowiedzieć. Nigdy nie miało miejsca zaniemówienie jego osoby, teraz stało się to drugi raz. Drugi raz jednego dnia rzecz jasna. Jego głowa zazwyczaj pełna kreatywnych odpowiedzi, które zawstydzały, powodowały zaczerwienienie twarzy i zaniemówienie, teraz świeciła pustkami, w przeciwieństwie do butelek szamponu Snape’a, które jak zostały kupione tak stały jeszcze nieotwarte. W końcu znalazł właściwą odpowiedź, nad którą zastanawiał się bite dwie minuty, podczas których Meadowes podeptała mu palce, skopała czułe miejsce i przywaliła w policzek. Jednak ten wciąż trzymał jej nadgarstek w stalowym uścisku swoich palców, stworzonych do pieszczenia różowych pannic.


- Wy coś kręcicie! – zawołał zamiast ciętej riposty, która ulotniła się z jego mózgu, gdy tylko spojrzał na jej pełne usta.


- Eee... O co ci chodzi? Co niby kręcimy twoim zdaniem?


- Moim zdaniem, prawdopodobnie chodzi mu o te filmy pornograficzne z udziałem skrzatów domowych. Wydało się! I co my teraz zrobimy? – zawołała z udawanym przejęciem Miriam, która wciąż stała wiernie przy przyjaciółce.


- Jakie filmy? – spytał Syriusz, który nie bardzo znał się na świecie mugolów i panującej w nim mody.


- O rany i ty niby jesteś ekspertem w tych sprawach…


- Totalnie zacofany. – potwierdziła Miriam.

Gdy odchodziły, Syriusz stał z otwartymi ustami, niezdolny choćby do wypowiedzenia jednego słowa. Był ekspertem od dziewczyn, ale ta czwórka, to była jedna wielka tajemnica. I choćby miał zmysły postradać, odkryje je od A do Z.
~*~*~
,,Szczęśliwi mogą być tylko
Ludzie nic niemyślący,
Tzn. myślący tyle,
Ile trzeba, aby żyć ‘’
~ Emil Cioran


Wkroczyli do dormitorium z zamiarem jakiejś bezceremonialnej pobudki, lecz spotkało ich rozczarowanie, ponieważ łóżko ich przyjaciela było puste. Z łazienki wydobywały się dziwne odgłosy, jak podczas okresu godowego łosi, przyjaciele spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc czego, mogą się spodziewać. Syriusz hamował śmiech resztkami sił, mając głęboką nadzieję, że dziwne dźwięki wydobywające się z łazienki to nie były nędzne próby rozwinięcia talentu wokalnego. Łapa rzucił się na łóżko i zawołał:


- Tą lecącą wodą zagłuszasz swoje żałosne łkanie? – spytał Syriusz, poprawiając sobie poduszkę pod głową.


- Taa zupełnie jak ty, żeby żałosne jęczenie i zawodzenie, potocznie nazywane śpiewem, nie wyszło poza mury tego dormitorium. – zawołał, wesołym tonem wychodząc z pomieszczenia, pogwizdując cicho.

- Coś ty taki wesolutki, zupełnie jakbyś po kryjomu opróżnił nasze alkoholowe zapasy? – spytał podejrzliwym tonem Remus.


- Znalazł nową dziewczynę na zastępstwo Evans.


- Tak? A kto to jest? – spytał zaciekawiony Peter.


- Znając życie i jego wygląd, to Jęcząca Marta. – odparł Syriusz, uśmiechając się szeroko, gdy
Rogacz spojrzał na niego z urazem.


- Bardzo śmieszne.


- Wyjątkowo masz rację. – potwierdził szarooki.- A tak w ogóle, to mam dla ciebie cudowną nowinę.


- Jaką? – spytał, spoglądając na przyjaciela podejrzliwie.


- Evans o ciebie pytała. Wręcz błagała bym wyjawił jej, dlaczego nie pojawiłeś się na lekcjach. Martwiła się o ciebie. – powiedział poważnym tonem Łapa.


- Naprawdę? – spytał z nadzieją Rozczochraniec.


- Taa pod warunkiem, że wcześniej dostała tłuczkiem i wypiła fiolkę amortencji… No dobra, cały kocioł jej.

James zrobił urażoną minę i rzucił się na łóżko, a jednym machnięciem różdżki zasunął kotary. Przyjaciele rzucili oskarżające spojrzenie w stronę uśmiechniętego od ucha do ucha Syriusza, który bawił się w najlepsze… Pierwszy raz odkąd został poniżony przed całym rocznikiem Krukonów i Gryfonów. Dobrze przynajmniej, że jego fanki są na tyle głupie, że nie zrozumiały z tego nic. Black również wiedział, że będzie musiał się kiedyś zakręcić koło jednej z przyjaciółek. Rudzielec odpada, mentalnie zajęta przez jego najlepszego kumpla, który sądząc po odgłosach, które wychodziły zza kotar, w najlepsze sobie ryczał. Elizabeth? Nie. Nieświadomie potrafiła faceta zrównać z ziemią i podeptać bezczelną odzywką na odczepkę niczym butami na obcasie. Miriam? Cóż, pomijając fakt, że co mniej więcej siedemdziesiąt dwie godziny tygodnia, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut lub dwieście pięćdziesiąt dziewięć dwieście sekund*, zmienia faceta nim, ten zdąży choćby szepnąć jej na ucho, kilka swoich brudnych myśli. Meadowes? W życiu prędzej by powiedziała coś typu ,, Black, czy ty jesteś aż tak pijany, by naprawdę sądzić, że się zgodzę na chodzenie z tobą?’’



- Rogaś przyjacielu, czy ty płaczesz?- spytał, zeskakując z łóżka.


- Jeszcze czego, durniu. – doszedł go głos przyjaciela.


- Nie musisz się wstydzić swych prawiczych łez.


- Jakich łez? – spytał Lupin, unosząc brwi w wyrazie zdziwienia.


- Prawiczych.


- Obawiam się, że takie słowo nie istnieje.


- Istnieje, a przynajmniej w moim słowniku, w którym…


- W którym powinno się znaleźć zdanie ,, Jestem absolutnym kretynem i się tego nie wstydzę. ‘’ – Przerwał przyjacielowi James.


- O, Łosiek przestał wypłakiwać łzy w poduszkę, która całkowicie nie nadaje się już do użytku.


- Kundelek założył słownik… Przez najbliższe pięćdziesiąt lat go nie skończy uzupełniać, gdyż nie istnieją słowa odmowy, które można skierować do wielkiego Syriusza Blacka, bęcwała Hogwartu. – odgryzł się Potter.

- Coś ty taki agresywny? – spytał Syriusz.

- Łania zostaje poza zasięgiem jego kopyt. – odparł Peter i natychmiast skulił się pod spojrzeniem Jamesa.
~*~*~
,, Przyjaciel to ktoś,
Kto daje ci totalną
Swobodę bycia sobą.’’
~ Jim Morrison


Dokładnie o osiemnastej dały znak. Znak, że nadszedł moment odwyku. Wszyscy byli na kolacji, oprócz Huncwotów, którzy zaszyli się w Pokoju Życzeń, ćwicząc przemianę. To był zdecydowanie najlepszy moment, zwłaszcza że nie będą mieli alibi, a cała wina spadnie właśnie na nich. Wściekła McGonagall wpadnie w szał i da co najmniej dwa tygodnie szlabanu. Najgorszego szlabanu, podczas którego ich wypielęgnowane dłonie ulegną delikatnej skazie. Dłonie zaciśnięte na górnej części fiolki, dwie dziewczyny na pierwszym piętrze, skryte pod zaklęciem kameleona upewniały się, czy McGonagall dotarła już do gabinetu Slughorna i czy nie ma zamiaru w najbliższym czasie wracać. Dwie dziewczyny na parterze przy gabinecie szkolnego woźnego Filcha, który obecnie włóczył się po korytarzu na trzecim piętrze. Srebrna łania przebiegła tuż obok dwóch przyjaciółek znajdujących się niżej. Akcja została rozpoczęta.

Dziewczyny na pierwszym piętrze, po powiadomieniu przyjaciółek z parteru, przystąpiły do realizacji planu.

- No to twoje zdrowie. – Powiedziały jednocześnie Evans i Meadowes.


- Wszystko pamiętasz? – spytała Lily.


- Bardziej niż historię magii wystarczy? – spytała Dorcas.


- Zdecydowanie. Wchodzimy.


Weszły do środka. Gabinet profesor McGonagall był cichy jak nigdy. Wrzaski profesor transmutacji można było podziwiać gdzieś tak co dwa trzy dni, gdy natknęła się na któregoś z Huncwotów w grupie, na robieniu kolejnego dowcipu lub osobno z kolejną nową dziewczyną w schowku na miotły, nieużywanej klasie lub ewentualnie gdy poniosła ich namiętność przy drzwiach jej gabinetu. Drzwi nie wydały z siebie choćby najmniejszego jęku nienaoliwionych zawiasów, wszystko było zaplanowane wcześniej. Mówiąc wszystko, tyczyło się to również cichego otwierania drzwi, by żaden uczeń, czy też nauczyciel, który odpuścił sobie obiad, nie zawitał w te strony.

Wślizgnęły się cicho do pomieszczenia, uprzednio oglądając się w lewą i prawą stronę dla pewności. Były tu wcześniej, więc nie marnowały czasu na poszukiwanie sposobu dostania się do pokoju nauczycielki, który mógł być w każdej części zamku, a był w tej chwili kilka metrów od żądnych zemsty Gryfonek. Podeszły do ogromnego regału. Mogłoby się wydawać, że przeglądanie książek w takim momencie, gdy w każdej chwili mogą zostać przyłapane i ukarane szlabanem obowiązującym do świąt, było czymś kompletnie nie na miejscu. Meadowes wodziła palcem po grzbietach książek niespokojna do tego stopnia, że przegapiła książkę, której poszukiwały i potrzebowały.

- Cholera Evans, nie ma jej. – mruknęła Dorcas.


- Musi być, przesuń się. – odparła Rudowłosa, po chwili wyciągając odpowiednią książkę.


W tym momencie regał zniknął, a na jego miejscu pojawiły się drzwi nie takie, jak drzwi każdej z klas. Te wyglądały na ciężkie, lecz ich wygląd był kompletnie mylny. Wyrzeźbione róże układały się w jakieś zawijasy tworzące zgraną całość, między nimi były skrzyżowane różdżki jako znak, że pierwszą zagraniczną szkołą, która brała udział w turnieju trójmagicznym była francuska Akademia Magii Beauxbatons. Niegdyś to tu znajdował się pokój dyrektorki szkoły, w której osiemdziesiąt procent uczniów to czarodzieje posiadający w sobie krew willi. Drzwi, jak można było się spodziewać, były zamknięte, lecz ku zdziwieniu dziewcząt, zwykłe zaklęcie alohomora im podołało.
Wkroczyły do strefy prywatnej nauczycielki transmutacji. Mimo to, przyjaciółki nie czuły się z tego powodu jakoś niewłaściwie i nie odczuwały faktu, że były tu nielegalnie. Gdyby nie był to dowcip, który miał na celu poniżenie Huncwotów, a oni by się tu znajdowali i pomagali dziewczynom, to właśnie mieli by niezły ubaw, żartując sobie z nie perfekcyjności perfekcyjnej pani prefekt i wojowniczo nastawionej szatynki. Nie tracąc sekundy, zagłębiły się w ciemność pomieszczenia, starając się nie wpaść na żaden cięższy przedmiot, który z pewnością narobiłby sporo rumoru.


-Lumos. – mruknęła Meadowes, a promień światła z jej różdżki oświetlił sypialnię, która była okrągła zupełnie, jak Pokój Wspólny Gryffindoru.


Ich celem była jednak szafa, która stała koło drzwi prowadzących do następnego pomieszczenia, zapewne łazienki, ku uldze dziewcząt, które niemal były pewne, że gdy natkną tu się na nocniki w pokoju tak, jak w średniowieczu to padną trupem i za każdym razem, gdy spojrzą na Minerwę McGonagall, ich policzki będą płonąć z zażenowania. Dwudrzwiowa szafa, jak można się było spodziewać, nie była zamknięta, gdyż zapewne pani profesor nie oczekiwała, że któryś z uczniów lub nauczycieli okaże się upośledzonym prześladowcą, który czerpie przyjemność z oglądania jej bielizny.


- Tak więc coś seksownego? – spytała Lily, chwytając w dwa palce bawełniane babcine majtki McGonagall.


- Przydałoby się, aby Slughorn miał na co popatrzeć podczas ich cotygodniowych herbatek. – odpowiedziała Meadowes, cicho się śmiejąc.


- Bokserki**, modelujące czy może stringi? – spytała Rudowłosa, przekrzywiając lekko głowę i spoglądając na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się szeroko.


- Stringi. – odparła Meadowes z szatańskim błyskiem w oku.


- Mówisz i masz. – odparła Evans i od niechcenia machnęła różdżką, a zamiast bawełnianych majtek pojawiły się niebieskie stringi, a pasek materiału z tyłu był szary.


- Się ucieszy nasza szanowna pani profesor.

- Mam nadzieję, że nasz mistrz eliksirów nie zarygluje się z nią w gabinecie ani w sali od eliksirów, bo mam zamiar mieć tam jeszcze lekcje. – odparła Rudowłosa.


- Dobra, czas na resztę.


Mówiąc czas na resztę, Meadows miała na myśli pozostałe sztuki bielizny górnej i szaty, które prawie wszystkie zamienione zostały w obcisłe i krótkie sukienki więcej odkrywające niż zakrywające. Jedynym wyjątkiem była krwistoczerwona suknia do ziemi… niestety i ona była wyzywająca. Rozcięcie z boku ciągnęło się, aż do uda odsłaniając za dużo, a dekolt, jakby to powiedziała McGonagall, miała do pępka.


- Spisałaś się na medal. – odezwała się Meadowes, spoglądając na przyjaciółkę szarymi oczami należącymi z natury do Syriusza Blacka.


- Nie kochana, to my się spisałyśmy na medal. – odparła Rudowłosa, która obecnie miała bardziej czarne niż rude rozczochrane włosy, których właścicielem był Potter.


- Zaklęcie utrwalające? – spytała na koniec Meadowes.


- Rzucone. – odparła Evans.


Przybiły sobie piątki, po czym wybiegły z pomieszczenia do gabinetu profesor transmutacji i nim pobiegły w stronę drzwi prowadzących na korytarz, Lily nacisnęła guzik skryty pod blatem biurka. Gdy na powrót pojawił się regał, wepchnęła książkę na swoje stałe miejsce i biegiem ruszyła do drzwi, gdzie Meadows upewniała się, czy nikt niepożądany nie idzie w stronę gabinetu opiekunki domu lwa.


- Teraz ostatni punkt naszego planu. – odparła Dorcas.


- Tak i mamy na niego jakieś piętnaście minut. – dodała Evans głosem okularnika.

Biegły na tyle szybko, na ile pozwalała im ich kondycja, która ku rozczarowaniu dziewcząt, nie uległa zmianie. Mijały obrazy, które rozmawiały tylko o zabieganych uczniach, którzy nie mają nawet czasu na ucięcie sobie pogawędki. Jedni je pozdrawiali, mając stuprocentową pewność, że pozdrawiają Huncwotów, którzy mieli wiele wrogów, lecz nie wśród obrazów. Będąc na parterze, minęły Remusa i Petera, a raczej Elizabeth i Miriam podszyte pod nich. Przybiegły w idealnym momencie, McGonagall dopiero zmierzała ku wrotom prowadzącym do Wielkiej Sali. Dziewczęta, a raczej chłopcy, pokazały sobie na migi i gdy Meadowes uniosła kciuk do góry, Evans rzuciła zaklęcie zmieniające obszerną szmaragdową szatę w krótką sukienkę sięgającą do połowy ud, a pantofle na niskim obcasie zamieniły się w wysokie, czarne i długie do kolan buty. W mini kieszeni na jej pośladkach wylądowała karteczka z liścikiem, który miała przeczytać w odpowiednim momencie. Minerwa McGonagall weszła do Wielkiej Sali. Momentalnie wszyscy ucichli, a potem całe pomieszczenie rozbrzmiało śmiechem Gryfonów, Krukonów, Puchonów i Ślizgonów oraz ku zdziwieniu samych organizatorek dowcipu, grona nauczycielskiego.

~*~*~

,,Jesteśmy zbieraczami pięknych chwil. ‘’
Igor Ostachowicz


W tym samym czasie gdy na górze Meadowes z Evans wkraczały do paszczy lwa, czyli gabinetu profesor McGonagall, Miriam pod postacią Petera i Elizabeth pod postacią Remusa, dały sobie znak. W momencie, gdy srebrna łania przebiegła korytarzem, stuknęły się fiolkami, a potem uniosły je do ust i wypiły całą ich zawartość. Były przygotowane, gdy kilka sekund po zażyciu eliksiru ich ciała przybrała inne kształty. Elizabeth urosła o dobre siedem centymetrów, zaś Miriam zmalała i poszerzyła się o jakieś dwadzieścia centymetrów w brzuchu. Hughes spojrzała z obrzydzeniem na opięte na jej ciele szaty, za to Elizabeth podeszła do drzwi gabinetu Filcha rozkazując ruchem głowy zrobienie tego samego przyjaciółce, która z głośnym westchnieniem podeszła do przyjaciółki skrytej pod skórą Lupina i sapnęła głośno. Nie była przyzwyczajona do noszenia takiego ciężaru, serdlowate nogi paliły, mimo że przeszła zaledwie parę kroków.

- Merlinie czuję się jak wielka kula łajna staczająca się ze wzgórza tyle, że ja muszę się toczyć sama. – wymamrotała, czując, jak pot spływa jej po plecach.

- Nareszcie wiesz jak czuje się Peter, gdy musi przemierzać te wszystkie korytarze i tysiące schodów. – odparła Elizabeth.

- Mógł tyle nie żreć, to by nie miał problemu ze schodami.


- Empatyczna jak zawsze. – odparła Carter i otworzyła drzwi do gabinetu.


- Panie przodem. – mruknęła i przepuściła przyjaciółkę w drzwiach.


- Dziękuję, a teraz właź, bo nas przyłapią.

- Przecież wchodzę.


Gabinet woźnego był pomieszczeniem, które bardziej odstraszało, niż zapraszało. Wiszące na ścianie łańcuchy pobrzękiwały cicho przy najlżejszym powiewie wiaterku, który wlatywał do pomieszczenia dzięki uchylonemu lekko oknu. Pod każdą ścianą znajdywały się szafki z kartotekami uczniów, którzy w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat zrozumieli co oznacza szlaban z Filchem. Jedni woleli mu nie podpadać, więc mieli ze dwa zapisane pergaminy nabazgrane upiornym pismem Argusa Filcha. Inni, do których zaliczali się również Huncwoci, mieli własne szafki na kartoteki, mimo to większość z nich i tak leżała rozrzucona na biurku. Zaciekawione tym, co ich rówieśnicy z domu robią w nocy, podeszły do blatu i wzięły do ręki najbliżej leżący pergamin.


03.09.1975

,,Zamienienie zbroi na drugim piętrze w garnek pełen smoły. Ucierpiało dwoje prefektów z Ravenclawu i szanowana osoba Argusa Filcha, szkolnego woźnego. Tygodniowy szlaban.

- Szanowana osoba szkolnego woźnego Filcha. – powiedziała z krzywym uśmieszkiem Miriam.

- Cóż, nikt go tak nigdy nie nazwał, więc sam musi sobie podbudowywać ego. – odparła rozbawiona Carter.

- Dobrze, że robi to w Hogwarcie, a nie w agencji towarzyskiej, bo biedaczyska by stracili wszystkie chętne panie.


- Święte słowa. – zgodziła się Elizabeth z przyjaciółką.
Dziewczyny odłożyły z powrotem kartoteki na biurko, które swoją drogą było ubrudzone jakąś rdzawą substancją.


- Czy to krew? – spytała Carter głosem Lupina.


- Tak, a nasz woźny to wampir lub co gorsze fanatyk krwawych rytuałów, do których potrzebna jest krew dziewic. Więc rozdziewiczył panią Norris.


- A ja myślałam, że ma cieczkę. – odparła zamyślona dziewczyna, jakby poczuwała się do robienia tego, ponieważ Lupin też tak robił, a że obecnie zawładnęła, jego ciałem to chciała mu to wynagrodzić.


- Koty nie mają cieczki. Psy mają.


- Co za różnica?


- Niewielka. – powiedziała Miriam i zaśmiała się cicho.


- Właśnie, teraz jednak bierzmy się za wykonywanie naszego zadania.


Pierwszym punktem na liście, którą Elizabeth wyciągnęła z kieszeni, było zakucie pani Norris w kajdany w które, jeśli słuchać Filcha, chciał zakuwać uczniów, jak to było za Armanda Dippeta. Punkt drugi, pomieszanie wszystkich kartotek. Trzeci, poprawienie ,,wyglądu’’ poprzez namalowanie na cennych relikwiach woźnego karykatur Syriusza kopiącego panią Norris tam gdzie ogon wyrasta, Jamesa grającego Filchowi na nosie, Petera, który rzuca babeczkami w twarz wściekłego obrońcy praw Hogwartu i Remusa, który robi wywód woźnemu na temat zaklęcia kameleona. Narysowały jeszcze latające bociany wokół Syriusza i Jamesa, którzy uciekali przed różowymi potworami i pozmieniały wyrazy w starannie zapisanych notatkach woźnego dotyczących poszczególnych szlabanów, które w większości dostawali Huncwoci.


- Czy to wszystko? – spytała Elizabeth, gdy Miriam z zachwyceniem oglądała zawieszone na ścianach rysunki kompromitujące Filcha.


- Jeszcze wiadomość. – odparła Miriam, kładąc kawałek pergaminu na blat biurka.


- Myślę, że Huncwoci nie wyrobią się ze szlabanami.


- Ja też, ale jakoś niespecjalnie im współczuję.

- Czas się zbierać. – odparła Elizabeth, spoglądając na zegarek, który wskazywał za pięć dziewiętnastą.


Wyszły na korytarz, upewniając się uprzednio czy z żadnej strony nie nadciągają kłopoty w postaci czwórki rozrabiaków. Napotkały tylko wzrok czekoladowych tęczówek, które minimalnie zaczęły przybierać na powrót swój szmaragdowy odcień i odetchnęły z ulgą. Wszystko poszło po ich myśli. Hughes*** pociągnęła przyjaciółkę do najbliższej niszy, ponieważ korytarz szybkim krokiem przemierzała Minerwa McGonagall. Dziewczyna pod postacią Pottera wykonała szybki ruch różdżką i po chwili McGonagall zamiast swojej tradycyjnej szaty w odcieniu oczu Rudowłosej, miała na sobie fioletową sukienkę ledwo sięgającą do połowy ud, a staromodne pantofle zamieniły się w długie do kolan buty na wysokim obcasie. Śmiech ugrzązł im w gardle, gdy patrzyły jak lewitowany przez Evans liścik trafia do malutkiej kieszonki na pośladkach. Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z lekkim jękiem nienaoliwionych zawiasów. Gdy do pomieszczenia wkroczyła nauczycielka transmutacji, na Sali zapadła cisza, a potem wszyscy, nie zwracając uwagi na toczące między sobą spory, jak jeden mąż wybuchli śmiechem, który niósł się po opustoszałych korytarzach szkoły.

~*~*~
,, Zemsta dziewczyn
Trzy razy słodsza
Od najsłodszej. ‘’



Posiłek przemijał w spokoju. Jedni gawędzili wesoło, inni szeptali cicho na tyle sobie znane tematy, jedni poświęcali całą swoją uwagę na półmiski pełnie ziemniaków, mięs najróżniejszych maści, pieczonych, gotowanych na parze sałatek owocowych i tych z warzywami, inni zaś grzebali widelcem po talerzu, widocznie bez apetytu.

Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z głośnym jękiem, uczniowie znudzeni spojrzeli w tamtą stronę, odwrócili głowy jakby na pierwszy rzut oka niedowierzając w to widzą, biorąc to za omamy spowodowane przemęczeniem, potem ich wzrok z powrotem powędrował w stronę drzwi. Zdziwieni uczniowie przetarli oczy jakby im niedowierzając. Spojrzeli jeszcze raz i gdy byli już pewni, że to nie halucynacje, ich usta rozdziawiły się w zdziwieniu, a potem wydobył się z nich śmiech, prawdziwy, szczery. Śmiali się Gryfoni, Krukoni, Puchoni, Ślizgoni i nauczyciele. Albus Dumbledore spojrzał z iskierkami rozbawienia na Huncwotów, którzy wydawali się tak samo zdziwieni nowym ubiorem profesor McGonagall, jak wszyscy, ale czy to nie oznaczałoby, że powstało nowe pokolenie Huncwotów? Tak wtedy w szkole byłoby jeszcze weselej niż dotychczas.


- Ładnie pani dziś wygląda pani profesor! – wykrzyknął James pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a następnym.


McGonagall spojrzała zdziwiona na Huncwotów i pozostałą resztę uczniów, oraz nauczycieli, a potem spojrzała w dół pewna, że zobaczy tylko niczym nieróżniącą się od innych szatę w stonowanym kolorze. Zamiast tego ujrzała krótką, można by powiedzieć nawet, że bardzo krótką fioletową sukienkę, a tym, co utrudniało jej chodzenie były buty na wysokim obcasie sięgające do kolan. Zażenowana obciągnęła sukienkę, lecz chwilę potem jej twarz poczerwieniała ze złości. Była niemal pewna, że wszystkie ciuszki tego pokroju pozostały w domu tam gdzie pilnował ich jej mąż. Nauczycielka podeszła szybkim krokiem do Huncwotów. Szybkim jak na buty na tak wysokim obcasie.


- Potter, Black, Pettigrew, Lupin. Szlaban. Macie przez najbliższy miesiąc o siedemnastej stawiać się pod moim gabinetem.


- Ale za co pani profesor? – spytał zdziwiony Black.


- Za co?! I ty się jeszcze pytasz za co?! Myślisz, że nie wiem, że to wszystko to wasza sprawka? – warknęła, pokazując na swój wyzywający ubiór.


- Pani profesor, to naprawdę nie my. Przysięgamy! – zawołał James.


- Wasze przysięgi są tyle warte co sierść szczura! – warknęła.


- Nieprawda! – pisnął Peter, przeceniając wartość swojego futerka.

- Szlaban obowiązuje od jutra przez następny miesiąc. – odparła i machnęła różdżką w celu pozbycia się odrzucającego stroju. – Jeśli nie podacie mi przeciw zaklęcia będzie kolejny miesiąc! – warknęła.


- Pani profesor to naprawdę nie my! – zawołał Remus i ze zdziwieniem przyglądał się jak kawałek po kawałku, strój profesor McGonagall przybiera swój dawny wygląd.


Gdy kieszeń, w której tkwił liścik karteczka upadła na podłogę tuż pod stopy profesor McGonagall, nauczycielka schyliła się po mały kwadracik pergaminu i bez słowa go rozwinęła. Z każdym kolejnym zdaniem jej brwi wędrowały coraz wyżej ku górze, a policzki czerwieniały, jak piwonia.



,,Droga Pani Profesor!
Zapewniamy panią, że wygląda pani niczym klubowa seksbomba.
Mamy również nadzieję, że nowa bielizna i szaty się spodobają.
Zapewniamy również, że profesor Slughorn padnie na pani widok
Podczas kolejnej herbatki, która herbatką zapewne się tylko nazywa,
Lecz nią nie jest.
Pozdrawiają
XXX / tajne przez poufne ‘’

Usta McGonagall zacisnęły się w wąską kreskę. Podeszła w stronę stołu nauczycieli i rzuciła piorunujące spojrzenie zaśmiewającemu się do łez Slughornowi. Albus Dumbledore uśmiechnął się wesoło, lecz Minerwa McGonagall odsunęła krzesło i opadła na nie ciężko. Gdy Huncwoci zdołali pogodzić się ze szlabanem za… No właśnie za co? Do pomieszczenia wbiegł zdyszany i czerwony na twarzy Filch, który przeczesał uczniów wzrokiem, a gdy zatrzymał się on na Huncwotachruszył, sapiąc cicho. Jeżeli jeszcze minutę temu dostali szlaban za nic, to teraz gdy Filch zbliżał się do nich, ich twarze wykrzywiało przerażenie i beznadzieję sytuacji.

- Wy! Szlaban przez miesiąc! – warknął woźny, wskazując krzywym z brudem za paznokciem palcem na Huncwotów, którzy patrzyli na niego ze zbaraniałą miną.

- Za co tym razem? – spytał dziwnie pozbawionym nutek radości tonem Syriusz.

- Za co?! Za zniszczenie moich kartotek! I powieszenie Pani Norris w kajdanach!

Usta całej czwórki Huncwotów mimowolnie uniosły się ku górze, co jeszcze bardziej rozwścieczyło i tak już doprowadzonego do ostateczności woźnego Hogwartu. Peter wsadził do ust łyżkę owsianki, tak by nikt nie zorientował się z faktu, że w środku gotuje się ze śmiechu. Remus zanurkował, pod stół udając, że szuka zaginionego pod fałdami obrusu widelca. Syriusz przez przypadek wylał sok dyniowy, próbując sięgnąć po jabłko, w które mógłby się wgryźć i stłumić śmiech patrzył, jak sok płynie między miskami wazami pucharami i pucharkami w momencie, gdy wyobraził sobie sok spływający z brudnych włosów woźnego spływający po czole płynący przez nos i wreszcie przez wykrzywione w wiecznym grymasie niezadowolenia usta. Roześmiał się, śmiał się głośno, a momentami jego śmiech przypominał szczekanie psa, a raczej szczeniaczka, który ma ochotę na odrobinę zabawy. James nie ukrywał się i niemal leżąc na stole śmiał się w najlepsze nie zwracając uwagi na Filcha który poczerwieniał i z rządzą mordu malującą się w wyblakłych niebieskich oczach.

- Szlaban na miesiąc! – warknął a Huncwoci zaczęli się śmiać jeszcze głośniej, mimo że nie powinni.

- Już to gdzieś słyszałem. – wymamrotał Syriusz.

- Tak mi przykro panie Filch, ale szlaban ucznia nie może przekraczać jednego miesiąca.

- Wy bezczelne wredne dzieciaki… - zaczął woźny, lecz przerwała mu profesor McGonagall, która ponownie podążała w ich stronę.

- Argusie ja się nimi zajmę. – odparła czym trochę udobruchała szkolnego obrońcę praw Hogwartu.

Gdy dwadzieścia minut później, uszy bolały ich od ciągłych wrzasków, a uśmiechy wciąż tkwiły na ustach, gdy profesor McGonagall opowiadała nauczycielce zielarstwa o ich bezczelnym kawale, podczas którego zamienili jej szaty w wyzywające sukienki, lecz o bieliźnie nie pisnęła ani słówka zbyt zażenowana.

- Czy wy myślicie to, co ja? – spytał cicho wolno i spokojnie Syriusz.

- A my to, co ty? – spytała jednocześnie pozostała trójka.


- Evans! – wydarł się Potter.


- Meadowes! – zawtórował mu Black.


-Carter! – dołączył się Lupin.


- Hughes! – dodał piskliwym tonem Peter.


Ich wrzask zlał się w jedno, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. W jednym momencie rozmowy śmiechy i dźwięk sztućców w następnym wszechogarniająca cisza i spojrzenia spoczęte na Huncwotach.


- Wzywałeś Panie? – spytała Meadowes, ironicznym tonem podchodząc do Huncwotów wraz z przyjaciółkami.


- Jeżeli to wasza sprawka to macie przesrane. – odparł James.


- Serio tak się poniżysz i zastraszysz dziewczyny? – spytała Rudowłosa, patrząc spod uniesionej brwi na jego zaciśnięte pięści.


- Przez was mamy szlaban. – wysyczał Peter, siląc się na groźną minę.


- Jeden dzień w te czy we wte żadna różnica. – odparła Miriam, wzruszając ramionami.


- Przez miesiąc. – zakończył grobowym tonem Remus.


Nie spodziewali się takiej reakcji. Dziewczyny wybuchły śmiechem, jedna podpierała się o drugą, a Elizabeth nie mając się o kogo oprzeć upadła na kolana i dalej się śmiała.



- Tak nam przykro… Będziemy trzymać kciuki za to, abyście musieli szorować kible w towarzystwie Filcha. – odparła Elizabeth między jednym a drugim urywanym oddechem.


- Podszyłyście się pod nas i przez was mamy szlaban.


- Myślałam, że dostajecie je, żeby pobić rekord… Byłyśmy niemal pewne, że wam pomożemy. – odparła sztucznie miłym tonem Meadowes.


- Żmije. – wymamrotał pod nosem Syriusz.


- Panna Evans, Panna Meadowes, Panna Carter, Panna Hughes szlaban przez miesiąc – usłyszały zza siebie głos McGonagall.


Huncwoci przybili sobie radośnie piątki i się zaczęli śmiać, lecz moment triumfu przerwała im nauczycielka transmutacji.


- Nie cieszcie się tak. Wasz szlaban wciąż was obowiązuje. – odparła suchym tonem Minerwa McGonagall.


-Za co? – jęknął Syriusz.

- Za włóczenie się po korytarzach w trakcie trwania ciszy nocnej, podpalenie ogona pani Norris i zaczarowanie obrazu tak by wywrzaskiwał obelgi.


- Jak może nas pani profesor tak bezpodstawnie oskarżać? – spytał Rozczochraniec.


- Potter czy ty jesteś naprawdę taki głupi, czy tylko udajesz?! Widziały was wszystkie obrazy, a
słyszał cały zamek! Czy to jest oskarżanie bezpodstawne?! Nie! – warknęła McGonagall i odeszła dysząc głośno.
Zanim czwórka przyjaciółek odwróciła się z zamiarem odejścia, Rudowłosa odezwała się:


- Nie martwcie się to, tylko wynik trzy do zera, jak to mówią każdą stratę, da się odrobić. – odparła i odeszła wraz z przyjaciółkami.


- Kurwa Black powiedz mi, kiedy zdążyło się zrobić dwa do zera? – jęknął Rogacz.


- Podejrzewam, że na transmutacji. – mruknął Peter.


- Czy wy sobie robicie żarty ze mnie? Nie było mnie na jednej lekcji, a one zdążyły was pokonać w słownej potyczce?


- Tak właściwie to pokonały Syriusza, bo my nie mieliśmy odwagi się odezwać. – odparł Remus.


- Co one…

- Co one powiedziały? Między innymi cytuję: ,, Ja? Nie! Gdzieżbym śmiała! Po prostu pomyślałam, że skoro nie prowadzisz zeszytu z zapiskami, którą dziewczynę, w jaki dzień tygodnia planujesz przelecieć, to możesz się pogubić w obliczeniach. ‘’.


- Która to powiedziała? – spytał Rogacz, chowając twarz w dłoniach.


- Twoja przyszła żona może powinieneś jej wbić do tego Rudego łba, że miejsce kobiety jest w garach, a nie na wojnie, którą skutecznie wygrywają?


- Cóż Black nie wygrywałyby tych wojen, gdyby za każdym razem, gdy spojrzysz na jakąkolwiek dziewczynę, wliczając w to Bernadetę, twoje przyrodzenie daje o sobie znać szkoda jednak, że tego nie można powiedzieć o twoim mózgu. – odparł Rogacz a Peter i Remus uśmiechnęli się nieznacznie. Zaś cała Wielka Sala zabrzmiała śmiechem.


Przegrali trzy bitwy, kolejna miała się zaliczyć do wygranej. Ich wygranej.

***

1. siedemdziesiąt dwie godziny tygodnia, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut lub dwieście pięćdziesiąt dziewięć dwieście sekund – 3 dni

2. Chodzi mi tu o bokserki damskie nie męskie żeby nie mylić mi pojęć xd

3. Hughes – nazwisko Miriam.

4. Jeśli chodzi o męża McGonagall to wiem, że miała za niego wyjść dopiero w 1982 roku.

5. Bernadeta to skrzat domowy.

Zaś jeśli chodzi o sprawy związane z blogiem i rozdziałami to myślę, że 31 lipca uda mi się wstawić 15 rozdział.

Pozdrawiam
Mała Czarna ^^

piątek, 17 lipca 2015

13. Niechciane skutki fatalnego zakładu.

Hej kochani!

Jestem z nowym rozdziałem. No i jestem nareszcie z nim na czas. Rozdział pisało mi się wybitnie dobrze aż sama się sobie dziwię :-)

Dedykacja należy się.... Dorix za podsunięcie cudownego pomysłu na nagrodę i Lily za to, że nie dobijało ją moje trucie i poprawianie rozdziału no i za to, że po prostu nie usunie fb gdy do niej piszę xd  Dziękuję!


No a teraz zapraszam na rozdział.


~*~*~

,,Marzenie jest życzeniem
Wypowiedzianym przez serce. ‘’
~ Kopciuszek (1950)

~*~*~
Dzień zaczął się koszmarnie, koszmarnie miał się również skończyć. Lekcje były ostatnią rzeczą, która potrzebna Huncwotom była do szczęścia. Znudzeni jakimś cudem utrzymywali otwarte oczy, mimo że powieki były, coraz cięższe a sami przyłapywali się na tym, że monotonny głos profesora Binnsa ginął w początkowych fazach ich snu. Peter spał z otwartymi ustami, chrapiąc donośnie zapewne, śnił o czekoladowych żabach, pałeczkach lukrecjowych, dyniowych pasztecikach, fasolkach wszystkich smaków, i cukrowych piórach idealnych na nudne lekcje, jako środek antynasenny. Syriusz śnił o nogach pewnej brązowowłosej dziewczyny, która dziwnym szczęśliwym trafem siedziała w ławce przed nim wraz z Rudowłosą, co zaś było dla Jamesa zbawienne. Meadows miała piękne nogi, co do tego to nigdy nie miał wątpliwości, a tekst z tym, że przytyła był niczym innym, jak syndromem, który z łaciny powinien się nazywać Zauroczeniuspospolitus lub jak kto woli słabością do tej jakże nieobliczalnej dziewczyny. Która raz nawrzeszczy ci w twarz, a chwilę później zaśmiewa się z twoich dowcipów. O czym mógł więc śnić James? O pełnych malinowych ustach Evans, które mógł bezkarnie całować? Czemu nie.

- Minerwa bogini sztuki, rzemiosła, ale także bogini mądrości, nauki i literatury. Jest bóstwem z mitologii rzymskiej, mamy pewne podejrzenia co do tego, czy nie była czarownicą, gdyż bez pomocy magii nie byłaby w stanie stworzyć pięknych unikatowych tkanin, które przetrwały do czasów dzisiejszych i znajdują się w Narodowym Muzeum Etruskim w Villa Giulia. Jej atrybutem była sowa która, jak wiecie, w naszym świecie służy do wysyłania listów.

- James?! Słyszałeś to stary?! – spytał, wyrywając się z płytkiej drzemki Syriusz.

- Mmmm… o co ci chodzi? – spytał, nie otwierając oczu.


- Czy on naprawdę powiedział, że ta bogini nazywała się Minerwa?! – spytał podniecony.


- Tak powiedział. – potwierdził Remus zza pleców Łapy.


- I była ona boginią rybołówstwa?


- Nie. – odparł Remus.


- Jak to nie? Przecież Binns mówił, że była rzymską boginią i zajmowała się rybołówstwem.


- Ciołku, on powiedział, że była bóstwem z mitologii rzymskiej, a nie że się zajmowała rybołówstwem.


- Mniejsza. Nazywała się Minerwa.

- No i co z tego? – spytał James, wbijając wzrok w plecy Rudowłosej koleżanki.

- McGonagall też ma tak na imię! – wykrzyknął Syriusz, a Remus spojrzał na niego jak na wariata. Na którego zresztą wyglądał z rozczochranymi włosami i podręcznikiem od historii magii odbitym na policzku.


- Cóż za błyskotliwość. – mruknął Rozczochraniec i westchnął na dźwięk śmiechu Rudowłosej, która z entuzjazmem opowiadała o czymś Meadows.


- Ironiczny jesteś dzisiaj misiu ptysiu. – powiedział Syriusz i uderzył Jamesa podręcznikiem w głowę.


- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to również zostaniesz duchem. – odparł i położył głowę na ławce.


- Ty nic nie rozumiesz… - powiedział, lecz przerwał mu James.


- Rozumiem doskonale. Niestety muszę cię poinformować, że w tej szkole nie ma psychiatry. Jest tylko Filch.


- Rogacz weź, się raz przytkaj i daj mi dokończyć.


- No to mów. – burknął okularnik.

- No, bo co jeśli McGonagall to tak naprawdę ta bogini Minerwa z mitologii celtyckiej to… - zaczął Łapa, ale przerwał mu Remus.

- Nie celtyckiej tylko rzymskiej. – poprawił go blondyn.


- Mniejsza o szczegóły no, więc jeśli McGonagall to ona a ona to McGonagall to wychodzi na to, że…

- To wychodzi na to, że McGonagall to ona. – odparł James, nieobecnym tonem.


- Może byś się tak zainteresował moją teorią, a nie snujesz marzenia na temat rzeczy, której nie możesz mieć. – odburknął.


- Rzecz, której nie może mieć James? – spytał Peter i się zamyślił – Czy to jest dziewictwo Evans?! – wykrzyknął zadowolony z siebie Glizdogon, a Rudowłosa odwróciła się błyskawicznie i spojrzała prosto w przestraszone oczy Rogacza, rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i odwróciła, się z powrotem do przodu prychając głośno.

- Jak już to nie dziewictwo Evans, tylko jej odziewiczenie. To jest rzecz, której nigdy nie dostanie nasz Rogaś. – powiedział odrobinę za głośno Syriusz i uśmiechnął się szeroko.


- Zamknij się. – warknął okularnik.


- No więc, wracając do mojej teorii, która chyba nie jest to końca zgodna z prawdą, ponieważ gdyby Minerwa z mitologii rzymskiej to byłaby, nasza szanowna profesor McGonagall to również musiałaby być boginią dziewictwa i jego żelazną obrończynią.


- Cudownie. – mruknął Remus, skrobiąc piórem po pergaminie.


- Wiadomo. Dorcas koniczynko ty moja co sądzisz o mojej teorii? – spytał chłopak, a dziewczyna odwróciła się i zmierzyła wzrokiem, a potem zrobiła minę, jakby był jakimś nędznym karaluchem, którego należy zabić.



- Black, czy ktoś ci kiedyś nie powiedział, że damy nie rozmawiają z osobnikami płci męskiej, którzy są na niższym poziomie intelektualnym i nie są w stanie sensownie odpowiedzieć na chociaż jedno zadane pytanie? – odpowiedziała i już miała się odwrócić, gdy poczuła lekkie szarpnięcie za włosy.


- Dlaczego ty mnie tak nie lubisz?


- Czy to pytanie retoryczne? – spytała, a gdy Syriusz przypatrywał się jej w osłupieniu, zrobiła złośliwą minę. – Pytanie retoryczne to pytanie zadanie nie w celu otrzymania odpowiedzi, lecz w celu skłonienia rozmówcy do przemyśleń. – dodała.


- Wiem, co to jest pytanie retoryczne. – odparł.


- Nie sądzę.


- Czy ktoś ci Meadows kiedyś powiedział, że jesteś wyjątkowo wredna, sarkastyczna ironiczna i masz ładny biust? – wypalił, nim zdołał się powstrzymać.


- Szkoda, że tego nie mogę powiedzieć o rzeczy która powinna być twoim atutem, skoro dziewczyny tak lgną do twojego łóżka. – odparła a trójka Huncwotów wybuchła głośnym śmiechem, zarażając nim Miriam, Lily, i Elizabeth. Zaś Meadows na tę reakcję tylko uśmiechnęła się lekko i obróciła plecami do czerwonego na twarzy Łapy.

Połowa klasy przyglądała się z zaciekawieniem Jamesowi który ze śmiechem uderzał rękoma o stół, a łzy toczyły mu się po policzkach. Remus trzymał się za brzuch, a urywane oddechy wychodziły z jego ust. Peter stoczył się z krzesła i leżał na podłodze a łzy mieszały się ze śliną która nieumiarkowanie spływała strumykami i znajdowała swoje ujście między szczelinami drewnianej podłogi. W momencie, gdy profesor Binns kontynuował swój wywód o Minerwie, jak to stwierdził Syriusz Minerwie żelaznej obrończyni dziewictwa. Zadzwonił dzwonek kończący tą jakże nudną lekcję, która zarówno była pierwszą lekcją którą zdołali przetrwać, jak i tą którą mieli sobie zamiar odpuścić, jednak zostali przyłapani i niemal siłą zaciągnięci pod klasę profesora ducha.
Czarnowłosy szedł obok zaśmiewającej się trójki Huncwotów, jednym uchem wlatywały mu tematy poruszane przez przyjaciół, drugi zaś wylatywały. Rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu Rudej czupryny, która zniknęła wciągnięta przez uczniów podążających w różnych kierunkach.


- Mogę zadać wam zagadkę? – spytał podekscytowany Peter.


- Dawaj Glizdogonie. – zawołał wesoło Syriusz.


- Co by było, gdyby Minerwa z mitologii to była McGonagall?

- Eeee…

- To wtedy Syriusz mógłby zapomnieć o seksie. – odparła dziewczyna, mijając chłopców w pełnym biegu, trzymając za rękę Rudowłosą dziewczynę, osobę której szukał James.

- Bardzo śmieszne Meadows! – wydarł się na cały korytarz.


- W rzeczy samej! - odkrzyknęła nim zniknęła z Evans na schodach.

- Co wredna, impulsywna, sarkastyczna, bezczelna dziewoja. – powiedział z marzycielskim wyrazem twarzy Syriusz.


- I dlatego właśnie cię kręci. – odparł James i pobiegł w stronę miejsca gdzie przed chwilą zniknęła Rudowłosa.


- Nawet nie wiesz, ile masz racji w tym stwierdzeniu przyjacielu. – wymamrotał tak cicho, że nikt nie zdołałby go usłyszeć w tym harmidrze panującym na korytarzu.

~*~*~

,,Wiesz, że ją kochasz

Kiedy widzisz świat w jej oczach.

A jej oczy wszędzie na świecie. ‘’


David Levesque

W końcu ją zauważył. Stała pod klasą od eliksirów, otaczały ją ostatnio nierozłączne przyjaciółki. Jakby podświadomie wiedziała, że chce z nią porozmawiać a w towarzystwie dziewczyn raczej nie wyznawałby jej miłości. Mimo, że robił już tak setki razy to jednak chciał by zobaczyła, że jego uczucie to nie tylko zafascynowanie jej urodą, rudym gęstymi włosami spływającymi lekkimi falami do łopatek, ani zielonymi oczami jak szmaragdy które wabiły i chwytały w pułapkę z której później ciężko się wyplątać. Czarnowłosy chłopak przez chwilę bił się z myślami pewnie gdyby miał kwiatka to wyrywałby z niego płatki mówiąc ,,kocha , nie kocha ‘’ i tak w kółko aż do momentu gdy z tej ,,wróżby’’ by wyszło, że go kocha. On by do niej poleciał, zaprosił na kolejną randkę, zrobił z siebie głupka błagając choćby o wyjście do Hogsmead, a ona miałaby się z czego pośmiać wraz z przyjaciółkami przy butelce ognistej.

Myśli przelatywały jedna za drugą, żadna nie zatrzymywała się na dłużej.

,, Potter ty kretynie! Teraz brak ci pewności siebie? Czy zapomniałeś już że dziewczyny lgną do ciebie jak pszczoły do słodyczy? ‘’

Nie, nie zapomniał ale ona nie była też pierwszą lepszą.

Zacisnął dłonie w pięści a nogi same poniosły go w kierunku Rudowłosej, której od razu zszedł uśmiech z twarzy, gdy spostrzegła, że Potter zmierza w jej stronę.

W połowie drogi miał zawrócić, lecz wpadł na dziewczynę. Przez jego głowę przeleciała myśl typu:


,,Co się z tobą chłopie dzieje? Teraz brak ci pewności siebie? Jakoś od trzeciej klasy miałeś jej tyle, że mógłbyś nią obdzielić cały Hogwart . ‘’


- Lily możemy porozmawiać? – spytał a w myślach skarcił się za niepewność w swoim głosie, którą gdyby chciała Rudowłosa mogła wykorzystać i zrobić z niego pośmiewisko tu na korytarzu, tu pośród tylu ciekawskich i drwiących spojrzeń.


- Emm.. Jasne . Dziewczyny możecie dać nam chwilę? – spytała spoglądając pytająco na przyjaciółki, które jednocześnie skinęły głową i odeszły.

Nadszedł moment, którego się obawiała. Nadszedł moment rozmowy z nim.


- No więc o czym chciałeś porozmawiać? – spytała i nerwowym ruchem założyła włosy za ucho.


- Przepraszam za tą sytuację na historii magii – odparł szybko, jakby w obawie, że Rudowłosa mu przerwie.


- To nie twoja wina- odparła, wzruszając ramionami ku zdziwieniu Rogacza.


- Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał i uśmiechnął się po Huncwocku.


- Zależy, o co chodzi. – odpowiedziała ostrożnie.


- A umówisz… – chciał zapytać, lecz Rudowłosa przerwała mu gwałtownie.


- Właśnie przypomniało mi się, że jestem umówiona z dziewczynami na babski wieczór. To cześć! – wykrzyknęła i wbiegła do klasy od eliksirów.


- Jesteś debilem Potter. – usłyszał głos Severusa, który przyglądał mu się z rozbawieniem pogardą i triumfem.


Zadzwonił dzwonek. Ślizgon zniknął we wnętrzu klasy, pierwszy raz Snape powiedział coś zgodnego z prawdą. On James Potter był debilem po jaką cholerę wypalił z tym ,,Umówisz się ze mną Evans?’’ I pokazał jej w ten sposób, że nadal jest dziecinnym idiotą, który na każdym możliwym kroku lata za nią. Wywrzaskuje kolejne i kolejne oferty spotkań, randek, lub wspólnej nauki, która prawdopodobnie zakończyłaby się spoliczkowaniem Pottera za niechciany pocałunek z zaskoczenia.

~*~*~
,, Są tacy, którzy mogliby się nazwać mistrzami w bowlingu,
bo czego się nie tkną, to wszystko im się wali. ‘’


Gdy eliksiry podczas których Czarnowłosy chłopak schrzanił eliksir pieprzowy, wysadził kociołek w powietrze i wbijał wzrok w plecy Rudowłosej, dobiegły końca z głośnym westchnieniem ulgi, opuścił pomieszczenie. Takim właśnie sposobem znalazł się obok trójki przyjaciół rozmawiającej wesoło i raz po raz wybuchającej śmiechem, on wodził wzrokiem w koło w poszukiwaniu rudej czupryny o tak miał zamiar z nią porozmawiać choćby miał ją do tego zmusić. Gdy tylko na horyzoncie pojawiała się jakakolwiek, dziewczyna z włosami koloru zbliżonego do włosów Evans jego serce przyśpieszało, a on sam potykał się o własne nogi. Jego zachowanie nie umknęło Syriuszowi który teraz przypatrywał mu się z szerokim uśmiechem na twarzy i rozbawieniem malującym się w szarych oczach. Jednak ani Remus rozprawiający o tym jakie błędy popełnił i dlaczego nie wyszedł mu kolor szary tylko zielony, ani Peter który prowadził wywód na temat tego, co będzie potrzebne na ich mały Huncwocki wieczór nic nie zauważyli.

- Dała ci kosza? – spytał Syriusz.

- Aż tak widać? – odpowiedział pytaniem na pytanie okularnik.

- Nie da się ukryć masz minę jakby co najmniej Rudzielec zaczął spotykać się ze Snapem. – odparł.


- Co ja robię nie tak? – jęknął.


- Zdaje się, że za każdym razem wyskakujesz z tekstem ,,umówisz się ze mną Evans? ‘’.


- Zboczenie zawodowe. – odparł James i uśmiechając się lekko.


- Czyli niemal za pracę uważasz uganianie się za Evans? – wtrącił się Peter.


- Mniej więcej… - odparł okularnik.


- Myślałem, że to wciąż chodzi tylko i wyłącznie o wygranie zakładu. – powiedział Remus w momencie, gdy ruda czupryna wraz z przyjaciółkami wyprzedziła Huncwotów.

Niemal pewne było, że słyszała ostatnią część rozmowy. Ta myśl przerażała Pottera, jeśli dwie minuty temu miał choćby najmniejsze szanse na randkę z nią to właśnie straciły one ważność. James miał ochotę biegnąć za dziewczyną i wytłumaczyć, że to wszystko nie tak jak myśli. Lecz jaki był tego sens, skoro Rudowłosa słyszała wystarczająco wiele by wyciągnąć swoje wnioski. W tym momencie jedyne co mógł zrobić to dać ochłonąć dziewczynie.


- Przepraszam James. – powiedział Remus i zrobił przepraszającą minę.


- To nie twoja wina. – powiedział, na głos w myślach jednak przeklinał na Lupina.


- Dobrze wiesz, że to nieprawda. – odparł Luniek.


- Wiem no i co z tego? – spytał Rogacz, unosząc brew. – Chyba nie myślałeś, że będę kazał ci błagać na kolanach o wybaczenie.


- Coś w tym guście. – przyznał.

- Idę z nią pogadać.


- Nie uważasz, że to za wcześnie? – spytał Syriusz.


- Nie. Musi znać prawdę. – odparł i odszedł.

- Jeżeli mu nie uwierzy, to możemy zapomnieć o wypisywaniu zaproszeń. – mruknął Syriusz.


- No… - odparł Peter, przyglądając się oczami wielkimi, jak spodki oddalającemu się przyjacielowi.


- Jedyne co możemy teraz zrobić to prosić Merlina by miał go w swej opiece, a nasz drogi Rogaś zatrzymał wszystkie zęby na swoim miejscu i nie musiał zatuszowywać odbitej na policzku sinej ręki. – zakończył Syriusz i cała trójka ruszyła do Pokoju Wspólnego, następną lekcję mieli dopiero za dwie godziny, mając nadzieję, że okularnik do tego czasu zdąży się pozbierać.

~*~*~

,,Jak zwykle pragniemy kochać dobrze,
To jednak najczęściej robimy to źle,
Przynajmniej zdaniem tych, których kochamy. ‘

Nie musiał jej długo szukać. Siedziała w Pokoju Wspólnym i rozmawiała o czymś z nieodłącznym elementem swojego życia. Rozmawiała z przyjaciółkami, ku zdumieniu chłopaka nie wyglądała na wściekłą i pełną żądzy mordu za stracony czas który marnowała na bezsensowne próby wbicia Jamesowi do tego jego rozczochranego łba, żeby sobie odpuścił. Jej oczy wyrażały jedynie niedowierzanie, wykręcała sobie tylko palce jakby dostała jakieś ciężkie do odpowiedzi pytanie. Gdy Meadows zadała pytanie, dziewczyna pokręciła gwałtownie głową w geście przeczenia. Po jej policzku potoczyła się łza, którą starła szybkim ruchem. Meadows przytuliła Rudowłosą, która w tym momencie go zauważyła. Jej twarz zmieniła wyraz ze zdezorientowanej na zimną i zdystansowaną. Twarz wdziała w maskę bez wyrazu. Wyglądała, jakby wykuta została z kamienia, a ona sama była posągiem jakiejś nieziemskiej bogini. Ruszył w jej stronę mimo ostrzegającego błysku który pojawił się w jej oczach, musiał z nią porozmawiać nie ważne jakie zdanie ona miała na ten temat.

- Musimy porozmawiać.


- Nie sądzę. Nie mamy o czym. – odparła chłodnym tonem, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.


- Nie musisz sądzić ja i tak wiem swoje. – powiedział i spojrzał prosząco jej w oczy.


- Masz pięć minut Potter. – warknęła.


- Wolałbym na osobności. – mruknął.


- A ja bym wolała nie odbywać tej rozmowy.

- Proszę.


- To w twoim słowniku jednak istnieją takie słowa… zadziwiające. – odparła ironicznie, a jej przyjaciółki odwracały głowę, to w stronę Rudowłosej, a Jamesa, jakby oglądały mecz tenisa.


-Proszę. – powtórzył.


- No dobrze chodźmy do waszego dormitorium.- odparła wreszcie.

Gdy tylko przeszła przez próg dormitorium Huncwotów żałowała, że się zgodziła na rozmowę z nim SAM na SAM. Mimo że to było tylko pięć minut, a potem będzie unikać go jak ognia mimo wspólnej większości lekcji które wziął ze względu na nią… Albo jak kto woli ze względu na zakład.


- No więc co było do wygrania w tym waszym zakładzie? - spytała, patrząc, jak Rogacz rzuca zaklęcie wyciszające na dormitorium. A gdy ujrzał jej, pytającą minę odpowiedział.


- W razie, gdyby zachciało ci się wrzeszczeć. – odparł, wzruszając ramionami.


- Uwierz mi mój głos, jest zbyt cenny, by marnować go na ciebie kretynie.


- Możesz się raz przytkać?


- Nie. Zresztą to tobie zależało na rozmowie nie mnie.


- No więc nagrodą w zakładzie była butelka ognistej. – odparł, a Rudowłosa spojrzała na niego z niedowierzaniem.


- A więc jestem warta tyle, co butelka ognistej? – spytała, a jej oczy pociemniały ze złości.


- Nie to nie tak… - zaczął, ale Lily mu przerwała.

- A jak? Może jeszcze mi powiesz, że mnie kochasz, a ja upadnę do twych stóp, jak reszta landrynkowych potworków? – spytała ironicznie.


- Nie, byłem wtedy odurzony…


- Odurzony pięknym biustem jednej z nich? – spytała, ponownie przerywając Rogaczowi.


- Nie. Trzema butelkami ognistej. – odparł niezrażony ironicznym nastawieniem Rudowłosej do ich rozmowy.


- No tak ognistą cenisz ponad życie.


- Merlinie Evans ucisz się i daj mi skończyć.


- Skończy to się wnet twoje pięć minut i nie myśl, że dostaniesz następne.


- No więc na zakład zgodziłem się pod wpływem tak, jak pod wpływem był Syriusz, gdy go zaproponował. Okej teraz możesz się wypowiedzieć, choć nie jestem pewien czy chcę to usłyszeć.


- Więc myślisz, że jedną nieskładną historyjką nakłonisz mnie do wybaczenia ci i może jeszcze umówienia się z tobą? – warknęła, a uśmiech Pottera natychmiastowo zszedł mu z ust.


- Evans ja w tym momencie jestem poważny i staram się wszystko wytłumaczyć jak najlepiej mimo faktu, że mózg miałem zamroczony procentami i…


- I rzekomą miłością do mnie? – spytała, unosząc lewą brew w geście ironii.


- Mogłabyś być ten jeden raz poważna, skoro ja już jestem?


- O zgrozo James Potter poważny koniec świata…


- Evans, jeśli natychmiast się nie uciszysz, będę musiał ci pomóc, a jestem niemal pewien, że tego nie chcesz.


- Tylko spróbujesz Potter, a potraktuję cię jakimś silnym zaklęciem które zeszpeciłoby ci tą twoją śliczną buźkę. Swoje usta i umiejętności możesz wypróbować na innej albo na własnym odbiciu w lustrze. – powiedziała, uśmiechając się słodko.


- A ty Evans tylko o jednym… A co do rzucenia zaklęcia na mnie to nie uważasz, że powinnaś mieć do tego różdżkę?


- Czy ty Potter sugerujesz, że nie noszę przy sobie różdżki? – spytała i zaśmiała mu się w twarz.


- Dokładnie to sugeruję, lepiej sprawdź kieszenie. – odparł, uśmiechając się i puszczając Rudowłosej perskie oko.
Sprawdziła kieszenie w których jak już stwierdziła po wypowiedzi, Rogacza jej różdżki nie było.


- A w której kieszeni była różdżka? – spytała jakby w nadziei, że zostawiła ją na dole, a nie została uprowadzona z jej kieszeni przez Pottera.


- W lewej kieszeni twoich spodni- odparł, przypatrując się jej z rozbawieniem. Patrząc, jak jej twarz robi się czerwona, a ona sama zamiera w zdziwieniu.


- Potter kiedy? Gdzie? Jakim cudem?- pytała, nie próbując ukryć zdumienia.


- Jak potknęłaś się na schodach, a ja cię złapałem. – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.


- Ty kretynie! Oddaj mi moją różdżkę, bo rzucę w ciebie…- zaczęła, lecz tym razem to James jej przerwał.


- Rzucisz we mnie? Czym avadą? Najwyżej ucieknę na miotle przez okno… Tak mi przykro przecież ty nie masz różdżki, bo spoczywa w mojej kieszeni. – odparł, a ona uśmiechnęła się, gdy do jej główki z rudymi włosami wpadł wręcz idealny plan.

Przyciągnęła go za krawat i pocałowała. Mimo szoku, w którym tkwił Rogacz, oddał pocałunek całym sobą. Nie spodziewał się takiego zakończenia. Co prawda miał zamiar namówić ją do przyjęcia jego wytłumaczeń, a nawet na wspólny wypad do Hogsmead. Ale pocałunek? To było to, o czym myślał, marzył i zdaje się, że śnił przez ostatnie dwa lata. Uśmiechnął się jej w usta, nie przerywając pocałunku, gdy poczuł, jak jej ręka zsuwa się do prawej kieszeni. W tym momencie zrozumiał, co tkwiło w prawej kieszeni jego jeansów. Jej różdżka. Miał jakoś zareagować, lecz Rudowłosa odepchnęła go płynnym ruchem ręki tak, że zdezorientowany okularnik opadł na łóżko. Nie zdążył się odezwać, a już była przy drzwiach gdzie po raz ostatni się odezwała.


- Dzięki za miłą pogawędkę Potter. Do zobaczenia! Byłabym zapomniała, następnym razem lepiej chowaj rzeczy, które od kogoś ,,pożyczysz’’ – powiedziała, machając na pożegnanie dłonią, w której trzymała odzyskaną różdżkę.


Gdy drzwi wydały z siebie charakterystyczny zamknięciu ich dźwięk. Rogacz nadal maślanym wzrokiem wpatrywał się w drzwi. Myśli przewijały się przez jego umysł szturmem. Ostatnią, która zawładnęła jego myślami było stwierdzenie ,,Evans to ma jednak klasę’’. Dane było mu jeszcze poleżeć bezmyślnie, wpatrując się w baldachim łóżka jakieś trzydzieści sekund, nim drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, a do środka weszła trójka przyjaciół na czele z Syriuszem. Czarnowłosy przyjrzał się z rozbawieniem przyjacielowi, który z marzycielskim spojrzeniem przyglądał się baldachimowi a dokładniej przyczepionemu do niego zdjęciu, na którym była dziewczyna, która potraktowała go tak jak jeszcze żadna inna. Wiedział, że nie odpuści, nie jej.

~*~*~
,,Wszyscy, nawet jeśli się do tego nie przyznajemy,
W głębi serca wierzymy w cuda
I wciąż na nie czekamy ‘’
- Sezon na cuda.


Trzydzieści pięć minut. Tyle minęło odkąd, Rudowłosa zniknęła za drzwiami dormitorium Huncwotów. Mimo że nikt tego nie przyznał, każdy jednak wiedział, że osobę obok tak samo, jak jego lub ją rozpiera ciekawość. Każdy podawał inny czas wylotu Pottera przez okno. Jasne było, że Rudowłosa nie będzie zadowolona z faktu, iż nagrodą za chodzenie z nią została butelka ognistej kosztująca poniżej jednego galeona.
Czterdzieści minut i czterdzieści cztery sekundy. Trójka Huncwotów obstawiała, ile zębów udało się zachować Jamesowi i czy po takim czasie Rozczochraniec ujrzy jeszcze kiedykolwiek gwieździste niebo podczas nocnego wypadu na latanie. Przyjaciółki Lily nerwowo przygryzały wargi lub obgryzały nienaganne do czasu rozmowy z Rudowłosą i Rozczochrańcem paznokcie.
Kiedy mijała pięćdziesiąta minuta, a z dormitorium Huncwotów wciąż nie wydobył się zbawienny wrzask, który oznaczałby, że jak na razie ich przyjaciel zachował życie.

- Czy najgorszym wyjściem w takiej sytuacji będzie udanie się pod wasze drzwi i podsłuchanie co nieco? – spytała Dorcas a pozostałe dwie przyjaciółki dołączyły się do pytania.


- Nie możemy podsłuchiwać ich prywatnej rozmowy, która z jakichś przyczyn określa się jako prywatną. – zaprzeczył stanowczo Remus.


- Nie bądź taki porządny Lunio! – skarcił chłopaka Syriusz.

- No dobra, ale jakby co idzie na was ten pomysł. – zgodził się wreszcie, mimo że sam był ciekawy tego, jakimi torami toczy się rozmowa dwójki Gryfonów.


Gdy usłyszeli odpowiedź, twierdzącą zerwali się jak oparzeni z soft i foteli wbiegli po schodach prowadzących do męskich dormitoriów, potykając się nawzajem o swoje stopy i wykładając się na schodach. Kiedy stanąwszy pod drzwiami, spod których wciąż wydobywała się cisza, nie licząc własnych oddechów i rozmów lub cichego skrobania piórem po pergaminie.


- Cholera! Rzucili zaklęcia wyciszające. – mruknął Remus.


- Czy myślimy, że właśnie James jest mordowany? – spytał płaczliwym tonem Peter.


- Nie przesadzaj. Najwyżej usuwa jego uzębienie bez znieczulenia. – odparł Syriusz pocieszająco.


- Dzięki za pocieszenie. – jęknął pulchny blondyn.


- Nie ma za co Glizduś. – odpowiedział szarooki i poklepał przyjaciela po bladym policzku.


- Cicho! – wykrzyknęły jednocześnie trzy przyjaciółki.


- Nic i tak nie usłyszycie, zabezpieczyli się. – odparł Remus, wzruszając ramionami.


- Ale oni mogą usłyszeć nas. Czyż nie? – spytała Miriam.


- No tak, ale… - zaczął Lunatyk, lecz przerwały mu otwierające się drzwi od dormitorium Huncwotów.


Szóstka przyjaciół w ostatniej chwili zdążyła uskoczyć na bok, tak by nie wyglądało na to, że właśnie bezowocnie próbowali podsłuchać jej rozmowę z Potterem.

- Cześć chłopcy! – powiedziała wesołym tonem, zbijając chłopaków z pantałyku. – Chodźcie dziewczyny, musimy porozmawiać. – zwróciła się tym razem do przyjaciółek.


- Jasne. – odparły jednocześnie i zeszły po schodach, a Huncwoci bojąc się, co zastaną w dormitorium otworzyli drzwi i wkroczyli do niego.


To, co zobaczyli w środku, było dalekie od tego, co sobie wyobrażali. Ich wyobraźnie podsuwały im obrazy Jamesa przywiązanego do kolumny łóżka. Tymczasem owy chłopak leżał na posłaniu, wpatrując, się w baldachim i raz po raz wzdychając.


- Rogaty? Co ona ci zrobiła? Rzuciła na ciebie obliviate? – spytał niepewnie Syriusz.

- Lepiej przyjacielu lepiej.

- Umówiła się z tobą? – spytał, ciekawy Lupin moszcząc się na łóżku obok Rozczochrańca.


- Nie.


- Dała ci kosza? – spytał tym razem Peter.


- Tak. – odparł i uśmiechnął się, a Syriusz spojrzał na niego zdziwiony.

- Myślałem, że twoim celem było zdobycie jej, a nie odstraszenie. – odparł zdumiony szarooki Huncwot. – A może coś się zmieniło?


- Nic się nie zmieniło. – odparł rozmarzonym głosem.


- Czy ona cię upoiła amortencją, abyś zrobił z siebie jeszcze większego głupka niż jesteś? – zapytał Syriusz.


- Dzięki, Łapo. – odpowiedział sarkastycznie.


- Nie ma za co. To, co ci zrobiła? – dociekał dalej.


- Pocałowała mnie. – odparł i uśmiechnął się szeroko jakby na wspomnienie niewymuszonego pocałunku.


-Jaja sobie robisz? – spytał z niedowierzaniem Remus wytrzeszczając oczy.


- Nie.


- Jak było? Jak było? – spytał podekscytowany Peter.


- No właśnie jak? – poparł pytanie Glizdogona Łapa.


- Cudownie. – odparł okularnik.


- Czy w twojej głowie zostały jeszcze jakieś wyrazy, które nie są półsłówkami? – spytał Syriusz.


- Nie wiem. – odparł, wzruszając ramionami.


- Ile palców widzisz? – spytał Black, pokazując cztery palce.

- Czy ty Black zgłupiałeś? – spytał i uniósł lewą brew.

- Odpowiedz. – nie dawał za wygraną Łapa.


- Cztery. Widzę, cztery palce pasuje? – mruknął James.


- Powtórz, bo nie dosłyszałem. – poprosił Syriusz.


- C-Z-T-E-R-Y! – pasuje? – warknął okularnik.


- Czy odczuwasz jakiś pulsujący ból w głowie? – zadawał dalej pytania Czarnowłosy.


- Nie? A co to ma wspólnego ze spotkaniem z Evans? – odparł bardziej pytającym niż stwierdzającym tonem.


- Sprawdzam, czy po raz kolejny nie oberwałeś z bejsbola tak jak latem od Rudzielca. – odparł, wzruszając ramionami.


- A więc zabawiasz się w uzdrowiciela, eksperymentując na mnie?


- No więc czemu cię pocałowała? - spytał Syriusz.


- To jasne, że z miłości nie? – odparł pytaniem na pytanie przemądrzałym tonem Peter.


- No właśnie nie do końca. – powiedział James, krzywiąc się lekko.


- Jak to nie do końca? – spytał Lupin.


- Pocałowała mnie, bo zabrałem jej różdżkę.


- Aha? I co to ma wspólnego z pocałunkiem? – spytała jednocześnie cała trójka.


- Tyle że miałem jej różdżkę w kieszeni jeansów.


- Skąd wiedziała, że ją tam masz? – spytał Peter.

- Nie mów, że jej powiedziałeś… Proszę. – powiedział Syriusz, gdy nie doczekał się odpowiedzi od najlepszego przyjaciela.



- No… jakoś tak to było. – mruknął Rogacz.


- Potter, jaki z ciebie kretyn... – odparł Syriusz i złapał się za głowę, a Peter z Remusem pokręcili niedowierzająco głowami. – Za to Evans ma charakterek i klasę. Gdyby nie fakt, że ślinisz się na jej widok, to już byłaby na czele mojej listy.

- Tylko spróbuj ją na nią wpisać, to pomogę ci się pozbyć tej twojej sztucznej wybielanej szczęki. – odparł Rogacz i posłał przyjacielowi piorunujące spojrzenie

-Haha. Hej stary nie patrz tak. Evans nigdy się tam nie znajdzie jeszcze, chcę trochę pożyć i mieć pewność, że mój szampon to szampon, a nie różowy barwnik.

- Nie dobijaj go Łapo.

- Okej, ale niech wie, że po raz kolejny to Rudzielec jest górą.

- Uwierz mi, zdążyłeś już mu to uświadomić. – odparł Luniek.
~*~*~
,,Twoja głupota
I moja głupota
Tworzą naszą przyjaźń. ‘’



Przyjaciółki Rudowłosej wymieniły kolejne zdziwione spojrzenie. Jednak się nie odezwały. Odkąd Rudowłosa rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce, minęło jakieś dwadzieścia minut, lecz do przyjaciółek dziewczyny wciąż dochodził stłumiony śmiech. Jedynym co mogło wywołać taką reakcję, była rozmowa z Potterem. Tego, jak się potoczyła, nie zdołały się dowiedzieć, bo gdy Rudowłosa starała się odpowiedzieć, na jakiekolwiek pytanie następował kolejny wybuch niekontrolowanego śmiechu. Starały się być cierpliwe, jednak korciło je do tego, by się dowiedzieć, co stało się za wyciszonymi drzwiami.

- Nadal jesteście zainteresowane moją rozmową z Potterem? – spytała Rudowłosa, ścierając łzy rozbawienia z policzków.

Na dźwięk jej głosu zaskoczone przyjaciółki podskoczyły na łóżku, a potem pokiwały twierdząco głowami. Zabrały leżące na szafce słodycze i sok dyniowy, po czym wygodnie umościły się na łóżku Lily.


- No więc od czego zacząć? – zastanawiała się na głos zielonooka.

- Najlepiej od początku. – odpowiedziała Dorcas, a pozostałe dwie przyjaciółki jej przytaknęły.


- Dowiedziałam się, co było wygraną w zakładzie. – powiedziała, a jej przyjaciółki zrobiły zaciekawione miny.


- I był to seks z tobą? – strzelała Dorcas.


- Nie.


- Możliwość pocałowania i zerwania na oczach wszystkich? – spytała Miriam.


- Nie? – bardziej spytała, niż odparła Rudowłosa.


- Butelka ognistej? – jako ostatnia padła propozycja Elizabeth.


- Dokładnie. – odpowiedziała, Miriam i Dorcas zrobiły oburzone miny.


- Skąd wiedziałaś Elizabeth? – spytała Blondynka.

- Nie licząc przyjaźni i dziewczyn właśnie, to ma dla nich największe znaczenie. – odparła i wzruszyła ramionami.

- Potem mu powiedziałam, że jeżeli jest poważny, to nastąpił koniec świata. Dowiedziałam się, że nie mam różdżki, ponieważ zwędził mi ją, gdy się potknęłam na schodach.


- Jak ją odzyskałaś? – spytała i wyciągnęła różdżkę przyjaciółki z jej kieszeni.



- Wygadał się, że ma ją w kieszeni. Więc wpadłam na pewien pomysł. – odparła powoli delektując się ciekawością przyjaciółek


- Co było dalej, co było?! – wykrzyknęła zaciekawiona Elizabeth.


- Pocałowałam go. – odparła, a wszystkie trzy przyjaciółki zamarły, dwie współlokatorki, które stanęły w drzwiach, wydały z siebie pisk szczęścia.


- Nie wierzę, że to zrobiłaś! – wykrzyknęła Alicja Colinns i wcisnęła się pomiędzy Dorcas a Miriam.


- To był najlepszy sposób, jakim mogłaś go obezwładnić! – powiedziała Rachel Mayson i poszła w ślady koleżanki, moszcząc się na łóżku Rudowłosej.


- Co było dalej?

- Gdy zorientował się, czego moja ręka szukała w prawej kieszeni jego jeansów, już odzyskałam swoją różdżkę. Miałam wprawdzie zamiar rzucić w niego jakimś oszałamiaczem, lecz postanowiłam być bardziej bezlitosna. – odparła i zrobiła tajemniczą minę.


- Nie mów, że go kopnęłaś w krocze! – wykrzyknęła Alicja.


- No co ty. To by było zbyt przewidywalne. Prawda? – spytała Rachel, a Lily pokiwała twierdząco głową.


- Czyli? – domagała się szczegółów Meadows.


- Czyli powiedziałam mu cytuję ,, - Dzięki za miłą pogawędkę Potter. Do zobaczenia! Byłabym zapomniała, następnym razem lepiej chowaj rzeczy, które od kogoś ,,pożyczysz’’. Nim jednak wyszłam, pomachałam mu dłonią, w której trzymałam różdżkę. Szkoda, że nie widziałyście jego miny, to było coś pomiędzy zdezorientowanym strusiem a spojrzeniem Petera, gdy patrzy na jedzenie.


Dormitorium wypełnił dźwięk śmiechu dziewczyn, które wyobraziły sobie bezcenną minę Pottera.


- No, no Evans lepiej nie mogłaś tego załatwić. Cóż się z resztą dziwić uczysz się od mistrzów. – wykrztusiła Meadows dumnym tonem i przybiła piątki z Miriam i Elizabeth.


- Kto wymyślił zakład? – spytała, mrużąc oczy Elizabeth.


- Black. – odparła Rudowłosa.


- A to sukinsyn! – warknęła Meadows.


- Był odurzony procentami. – Lily zacytowała Pottera.


Ponownie się roześmiały.


- My kochane lecimy! – zerwała się Rachel, patrząc na zegarek i ciągnąc Alicję w stronę wyjścia.


- Gdzie? – spytała Miriam.


- Podsłuchać co nieco. – powiedziała Alicja, puściła oczko czwórce roześmianych przyjaciółek.


-Tylko wróćcie przed ciszą nocną, bo będę zmuszona wlepić wam szlaban! – powiedziała żartobliwym tonem i pogroziła koleżankom palcem.


- Tak jest szeryfie! – wykrzyknęła Rachel i zasalutowała Rudowłosej.
Kiedy drzwi zamknęły się za dwiema Gryfonkami z rocznika sześćdziesiątego. Odezwała się Meadows z szatańskim uśmieszkiem i złowieszczym błyskiem w oku.


- Czy macie na myśli to, co ja?


- Zemsta?! – wykrzyknęły zgodnie, a potem ponownie roześmiały się.


O tak z całą pewnością rozumiały się bez słów.


- Huncwoci strzeżcie się! – ponownie ich głosy zlały się w jedno.


Czego powinni się bać Huncwoci, kiedy spoczęła na nich obietnica zemsty? Najlepszym wyjściem jest banie się własnego cienia.

~*~*~
Rozdział dodaję w trakcie oglądania filmu ,,Harry Potter i komnata tajemnic. Tak, jak zresztą chyba każdy Potterhead więc, nie będę przedłużać tylko poinformować was, że następny rozdział dodam za tydzień w piątek (24 lipca) w godzinach wieczornych.

Pozdrawiam
Mała Czarna ^^

wtorek, 7 lipca 2015

12. Powroty.

Hej :-)

Jak widzicie, wreszcie jestem. Nie przejechało mnie auto pociąg czy też rower. Żyję mam się dobrze i nareszcie udało mi się po ponad dwóch miesiącach ukończyć rozdział dwunasty.
No nic przepraszam za to, że tyle trzeba było na ten rozdział czekać.
A teraz najlepsza część.... Zapraszam do przeczytania rozdziału numer 12.

To nie skarb jest przyjacielem lecz przyjaciel skarbem.’’

♥ Epiktet z Hierapolis



★★★★


- Czy to konieczne? – spytał Remus z typowym sobie sceptyzmem poprawiając się nerwowo na poduszkach rozrzuconych po dormitorium.

- Oj Luniaczku nie wymiękaj! – zawołał cicho James jakby w obawie, że ktoś niepowołany przedwcześnie dowie się o ich nowym wyśmienitym kawale.

- Nie zapominaj Potter, że jestem prefektem – mruknął poprawiając krzywo zapiętą odznakę.

- Tak tak dasz mi klapsa a w najgorszym gorszym wielokrotnie od klapsa razie szlaban z dziewczyną Petera. – odparł żartobliwie okularnik.
- McGonagall wcale nie jest moją dziewczyną!- odparł czerwony na twarzy Glizdogon.

- Nie masz się czego wstydzić McGonagall to gorąca sztuka! – odkrzyknął Syriusz, a James pokiwał potakująco głową.
- No co wy przecież ona ma ze sto lat!
- Nieee gdzieś tak ze czterdzieści a zresztą…

- Takie są najlepsze dojrzałe w pewnych sprawach – wtrącił się James z głupawym uśmieszkiem.

- W jakich sprawach? – spytał niepewnie Glizdogon.

- W kobieco-męskich sprawach oczywiście… No i w takich, w których James chciałby, żeby brała udział Ruda.

- Nie przeginaj Black. – powiedział Rogacz i uderzył Czarnowłosego w ramię.

- Auu za co? – spytał i chwycił się za ramię.

- Za sam fakt, że istniejesz i masz więcej fanek ode mnie.

- Czekaj. Czekaj czy to nie tekst Rudej, kiedy daje ci kosza? Oczywiście nie licząc tej części o tym, że mam więcej fanek od ciebie.

- Wcale, że nie! – zaprzeczył James.

- No tak przepraszam. Jej odpowiedzią jest: ,, Nigdy się z tobą nie umówię ty napuszony łbie’’.

- Black ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś niezwykle irytującym stworzeniem? No może zaraz po Pani Norris.

- Stworzenie? TO STWORZENIE NIE MYJE ZĘBÓW… A ty mnie do niego porównujesz? Jesteś okropny. – powiedział Syriusz i zrobił obrażoną minę.

- Ty też ich nie myjesz więc nie wiem, o co ta obraza majestatu.
- Ja nie myję zębów? To po prostu skutek uboczny wysłuchiwania twoich żałosnych jęków i ballad wprost z serca do serca Rudzielca.

- Ciekawa teoria jednak zostało to potwierdzone naukowo, że wysłuchiwanie cudzych żalów nie powoduje zanieczyszczenie środowiska zębowo-gębowego.

- Potwierdzone przez kogo? – spytał Syriusz i Remus jednocześnie.

- Przeze mnie. – odpowiedział Rogacz i uśmiechnął się szeroko.

- Z tego, co wiem do teorii naukowych trzeba mieć preferencje. – odparł Remus.

- Za bardzo się przeceniasz.

- Nie sądzę.

- Za bardzo się przeceniasz. – powtórzył Syriusz.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

-Tak.

- Tak. – powiedział James.

- Właśnie przyznałeś mi rację! Dziękuję Jamesiku dropsiku. – powiedział Syriusz i posłał Jamesowi pocałunek, na co ten zrobił obrażoną minę i odwrócił się plecami do przyjaciół.

- Dobra, idziemy chłopaki ruszać tyłki! – powiedział Remus, i z głośnym westchnieniem podniósł się z wygodnego posłania.

- TAK! – wykrzyknęli zgodnie James wraz z Syriuszem i przybili sobie piątki, po czym podnieśli się, i tanecznym krokiem opuścili dormitorium.

Remus patrzył chwilę na drzwi, za którymi zniknęła ½ Huncwotów, a potem wraz z Peterem opuścili pomieszczenie, nim zeszli do Pokoju Wspólnego na schodach pobrzmiewały słowa typu: ,, Ukartowana rozmowa, irytujący kretyni i stuprocentowi Huncwoci’’.

~*~*~

,,Strategia jest sztuką paradoksu’’
Trzy postacie ubrane całe na czarno wyszły ze swych kryjówek, którymi w tym przypadku został fotel i sofa dla trzech osób. Pewne w stu procentach, że nikogo nie ma w Pokoju Wspólnym, ani w żadnym dormitorium pewne, że żadna samotna dusza nie postanowiła zostać i upajać się błogą ciszą. Pewne były, przecież nie codziennie skrzaty strajkowały, że przez tydzień nie będą gotować, ponieważ wyjeżdżają na Karaiby. Cała akcja skrzatów została całkowicie zaaranżowana, przez pewne trzy dziewczyny, które postanowiły dowiedzieć się co nieco o dormitorium Huncwotów, które stanowiło jeden wielki znak zapytania. Ich dormitorium było niczym dom tajemnic nie odkryty, tajemnica mogła czaić się wszędzie, również w łazience. Bo kto wie? Może rysują na lustrze czerwoną szminką serduszka i piszą w nich swoje imiona? A może mają nad wanną powieszony ranking ,,najseksowniejszej dziesiątki’’? Tak czy siak, ich zamiarem nie było włamanie się… lub jak kto woli wkroczenie na terytorium Huncwotów tylko po to, by ukraść parę bokserek Syriusza, które zapewne były z jego podobizną, lub przelecieć się miotłą Jamesa, rozpływać się nad wypracowaniami Remusa, albo chociażby zjeść nadgryziony przez Petera dyniowy pasztecik. Ich wyprawa do dormitorium miała całkowicie inny powód niż ten, że piały z zachwytu na ich widok i po kryjomu robiły im zdjęcia te zajęcia należały do Pań ze stowarzyszenia opieki nad biednym Jelonkami, i zbłąkanymi pieskami nieposiadającymi ani jednej pchły, za to posiadającymi pewność siebie i bardzo prawdopodobnie zbyt duże wybujałe ego. Trzy dziewczyny ruszyły po schodach, skradając się na palcach jakby w obawie, że ktoś usłyszy ich kroki przez drewnianą podłogę i jeszcze trochę drewnianej podłogi. Grube ściany nieprzepuszczające zbyt wiele muzyki podczas jednej z większych popijaw nie przepuszczała również lekkiego skrzypienia podłogi pod nogami trzech zakradających się postaci.

-Dorcas cholera nie depcz mi po piętach i nie rozglądaj się cięgle we wszystkie strony, bo głowa ci odpadnie. Miałyśmy wyglądać normalnie! A wyglądamy, jak stado słoni.- powiedziała Miriam wchodząc po schodach.

- Gdybyśmy były na jakiejś arcyważnej misji, to właśnie dobiegłaby ona końca. – dodała Elizabeth kończąca pochód.

- Ja wyglądam jak słoń? Oświeć mnie z której strony. – spytała i poprawiła włosy.

- Jak ci się tak przyglądam to chyba z każdej. A teraz nie poprawiaj tych włosów, tylko chodź! – syknęła Miriam.

- Dziękuję! – powiedziała sarkastycznie.

- Nie ma za co, a teraz chodź.

- Idę przecież idę. – odpowiedziała i ruszyła za Miriam i Elizabeth, która zdążyła się przepchnąć do przodu.

Gdy wreszcie zatrzymały się pod drzwiami dormitorium z narysowanym na nich zakazem wstępu, zdążyły podeptać sobie pięty, wyłożyć się na schodach, i dziękować Merlinowi za drewniane panele nieprzepuszczające dźwięku, podziękować za to,że nie powybijały sobie zębów, co byłoby tylko i wyłącznie winą Huncwotów. Przez których ta misja powstała, bo gdyby nie ich głupie dowcipy to nie obawiałyby się na każdym kroku, że wdepną w jakiś szybko schnący klej, i nie będą w stanie się odkleić od podłogi, włosy będą innego koloru niż dnia poprzedniego, a bielizna będzie wisiała w Pokoju Wspólnym.

- No to wchodzimy, czy będziemy tak stać? – spytała Miriam.

- Nie wiem. Trochę się boję. – odparła Dorcas i przygryzła wargę.

- Czego się boisz? Że się zgubisz w bałaganie panującym w ich dormitorium? Też bym się bała. – powiedziała Elizabeth i położyła dłoń na klamce.

- Naprawdę sądzisz, że chłopcy są aż tak głupi, by nie zamknąć drzwi?

Elizabeth nacisnęła klamkę. Drzwi otwarły się bez najcichszego skrzypnięcia.

- Tak myślę, że te drzwi są otwarte. Oraz tak myślę, że Huncwoci są głupi, bo nie zamknęli drzwi odparła i przeszła wraz z Dorcas przez próg.

- Mądrala. – mruknęła Miriam i dołączyła do przyjaciółek.

Gdy tylko znalazły się na terenie Huncwotów, na ich głowy spadła jakaś niezidentyfikowana niebiesko-żółta maź. Przyćmione powodzeniem misji, otwartymi drzwiami do dormitorium czwórki rozrabiaków, i ich głupotą wyłączyły racjonalne myślenie zapominając o ostrożności i zapominając, że Huncwoci to Huncwoci i jak przystało na prawdziwych samców alfa, bronią swego terytorium. Swoich dowcipów, bo co to by było, gdyby ktoś dowiedział się przedwcześnie o ich niecnych planach? Nie byłoby to już takim wielkim wydarzeniem, o którym przez kolejne dwa tygodnie trąbiłby Hogwart i gazeta ,,Hogwart plota’’.

- Huncwoci! – Jednoczesny pisk wyrwał się z gardeł trójki dziewcząt umorusanych jakąś bliżej nieokreśloną mazią spływającą po włosach na twarz i ubranie.
~*~*~
,, Najlepszym przykładem przyjaciela dla szalonego człowieka jest człowiek jeszcze bardziej szalony od niego’’.

~Mądrości romańskie

Słońce, które od tak dawna schowane było za chmurami, za ścianą deszczu, mgły, i paru jeszcze innych spraw dotyczących meteorologii, pojawiło się niespodziewanie w połowie października, gdy każdy już zdążył pogodzić się z faktem, że lato minęło zostało w tyle, a na słońce i opalanie się na szkolnych błoniach, trzeba poczekać do przyszłego roku. Gdy strajk skrzatów został załagodzony przez dyrektora, który obiecał skrzatom małą podwyżkę i zapewnił, że uczniowie częściej będą odwiedzać je poza porami posiłków, hogwartczycy wysypali się na błonia, gdzie korzystając z ciepłego popołudnia swoje macki wygrzewała wielka kałamarnica żyjąca w Hogwarckim jeziorze. Na błoniach wylegiwała się również znaczna część uczniów. Jednymi z nielicznych, którzy pogardzili odpoczynkiem w cieniu drzew byli Huncwoci siedzący na korytarzu i omawiający szeptem jakieś sprawy. Cisza panująca w zamku była nierealna, nawet na błoniach mało kto rozmawiał, niemal każdy odpoczywał leżąc na trawie pogrążając się w swoich myślach lub śnie na jawie. Nikt o zdrowych zmysłach nie siedziałby w zamku zamiast na szkolnych błoniach w momencie, gdy prawdopodobnie jeden z nielicznych słonecznych dni za moment dobiegnie końca, a powtórnie deszcz i zimny nieprzyjemny wiatr staną się szarą rzeczywistością każdego kolejnego dnia. Gdy cisza była tak przyjemna i była doskonałym momentem na zapomnienie zapachu Hogwarckiej biblioteki. W zamku rozbrzmiał krzyk:

- Huncwoci!- Jednoczesny pisk trzech dziewczyn rozległ się na korytarzach Hogwartu.
- A więc Luniek wygrał trzy galeony. – mruknął niezadowolony Syriusz.

- Tak zdecydowanie.-potwierdził James, a Peter pokiwał potakująco głową.

- Zastanawia mnie jednak skąd Remusku wiedziałeś, że będą próbowały wejść do naszego dormitorium?

- Jest to prawidłowa reakcja na wszystkie kawały, które dotyczyły ich w przeciągu całych pięciu lat.

– odparł Remus i wzruszył ramionami.

- Wychowaliśmy geniusza Rogasiu, jesteśmy wspaniałymi rodzicami nieprawdaż? – powiedział Syriusz dumnym tonem i objął Jamesa ramieniem.

- Tak, tak a teraz bierz to ramię, zanim ktoś nas zobaczy. – odpowiedział James i zrzucił ramię Syriusza.

-To takie smutne, gdy osoba, którą darzysz uczuciem wstydzi się ciebie. – powiedział Łapa i wytarł niewidzialną łzę.

- Zwłaszcza w związkach tej samej płci. – dopowiedział James.

- Widzę, że świetnie się bawicie. – powiedział jakiś dziwnie znajomy głos.

- No tak jest bardzo zacnie Evans… E-E-Evans?

- Nie kosmita. – powiedziała dziewczyna a Syriusz się odwrócił tak samo, jak pozostała trójka Huncwotów.

- Co ty tu robisz Evans?! – spytał zdziwiony chłopak.

- Naprawdę muszę ci przedstawić teorię o ptaszkach i pszczółkach? – spytała, a gdy nie uzyskała odpowiedzi ciągnęła dalej. – Więc gdy dwoje ludzi bardzo się kocha… I oczywiście musi być to mężczyzna i kobieta, a nie tak jak wy dwaj… - powiedziała i kiwnęła głową w stronę Syriusza i Jamesa.

- Nie dzięki nie opowiadaj tego do końca, po tej historii już możemy nie być sobą. – odparł Syriusz a Lily spojrzała na niego unosząc lewą brew.

-Co? A tak zapomniałam moja historia sprawiłaby, że nie poszedłbyś z żadną dziewczyną do łóżka bez zabezpieczenia… - powiedziała Rudowłosa.

- Co?- spytał tym razem Syriusz zdziwiony. – Skąd w ogóle to przypuszczenie, że ja ten tego w tym wieku? – spytał niewinnie.

- Black, może i jestem głupia, ale nie naiwna. I uwierz mi nikt nie uwierzy w fakt, że ani jedna dziewczyna nie zapoznała się jeszcze z twoim łóżkiem.

- Dobra, przestań wszyscy zrozumieliśmy przekaz historii o ptaszkach i pszczółkach, a teraz skąd do cholery się tu wzięłaś?

- Teleportowałam się. – odparła dziewczyna i spokojnie przyglądała się swoim paznokciom.

- Co proszę?! JAK? KIEDY? GDZIE? – spytali jednocześnie James i Syriusz.

- Domyślam się, że te wykrzykniki w waszym głosie to raczej nie z obawy o moje życie i zdrowie.

- Jak ty to zrobiłaś? – spytał Remus z oczami jak spodki.

- Jak co? Jak się teleportowałam? Nie martwcie się nie wyprzedziłam was w niczym. Teleportowałam się z Dumbledorem.

- Dlaczego ja nic o tym nie wiem? – odezwał się James.

- Z tego, co wiem nie mam obowiązku informować cię o każdym moim kroku. – odparła Rudowłosa i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia.

- Czekaj… czekaj! – zawołał Remus.

- Na co?

- Zrobimy małą niespodziankę drogim dziewczętom, po tym nieprzyjemnym incydencie. – Odpowiedział Syriusz.

- Można się było tego domyślić. – mruknęła Lily.

~*~*~

,,Ale gdyby zaczęła wrzeszczeć, jak zdołałaby przestać? ‘’


Sharon Bolton

Gdy dzień zbliżał się ku końcowi słoneczna pogoda przeminęła, a za oknem burzowe chmury zasłoniły słońce. Którego promienie ledwo przebijały się przez ołowiane granatowe obłoki. Uczniowie domu Lwa zgromadzili się w Pokoju Wspólnym niektórzy ogrzewali się przy kominku, który trzaskał iskierkami, inni skuleni siedzieli na fotelach i kanapach lub siedzieli stłoczeni na schodach prowadzących do dormitoriów. Cienie nastolatków odgrywały piękne przedstawienie na ścianach a ich gesty, gdy przemawiali przypominały zwierzęta kształty lub coś bliżej nieokreślonego. Każdy jednak omijał sofę, na której siedziały trzy przyjaciółki z minami niemal tak wściekłymi, jak wściekły wiatr, który zacięcie uderzał o szyby okien, noga założona na nogę i skrzyżowane na piersiach ręce. Oznaczało to tylko jedno. Ktoś zaszedł im za skórę. Mimo że maź, która powitała je w dormitorium, została zmyta, a ciuchy prawdopodobnie leżały gdzieś zwinięte rzucone w kąt czekające na wizytę skrzatów domowych, które doprowadzą je do stanu użytku. Dziewczyny nadal wściekłe na Huncwotów w myślach wymyślały coraz to nowe przezwiska dla czwórki rozrabiaków, które no cóż na pewno nie miały nic wspólnego ze słodzeniem Huncwotom, bo to zajęcie należało do Gangu różowych tygrysków Syriusza i Jamesa niemal wszystko, co związane z tą dwójką należało do ich obowiązków. Może trójka dziewcząt nawet już uknuła jakąś zemstę, która upokorzy ich na oczach całego Hogwartu? Przecież to dziewczyny a dziewczyny stanowczo nie lubiły być upokarzane przez chłopców. Zwłaszcza przez chłopców pokroju Huncwotów, których dowcipy znał cały Hogwart a niektóre pomimo upływu czasu nadal były na językach uczniów i były najczęściej tematem podczas wspólnych posiłków w Wielkie Sali. Wtedy otworzyło się przejście ukryte za portretem Grubej Damy. Uczniowie wstrzymali oddech atmosfera stała się napięta a cisza była tak gęsta, że można ją było nożem kroić. Do Pokoju Wspólnego wkroczyły cztery… A właściwie pięć postaci, piąta schowana za czwórką chłopców. Obiektem wyzwisk dziewczyn, którym zaszli za skórę, bardzo mocno zaszli i gdyby morderstwo nie było karalne, właśnie spełniałyby swoje nieme marzenia snute tylko i wyłącznie w myślach. Huncwoci niezdający sobie sprawy ze wściekłości trzech osobniczek płci pięknej stanęli przed sofą, na której siedziały machając stopami, które raz po raz przecinały powietrze.

- Witam, witam drogie panie! – powiedział, Syriusz kłaniając się nisko, lecz dziewczyny nie odpowiedziały , wpatrując się uparcie w ścianę za plecami chłopców.

- Spadaj Black! – syknęły w końcu, gdy stało się jasne, iż Huncwoci nie mają zamiaru odejść.

- A co ty taka drażliwa? Okres masz? No ale może mała niespodzianka poprawi wasze samopoczucie.

- Nie Black nawet nie próbuj wcisnąć nam żadnych waszych eksperymentów. – warknęła Miriam.

- A kto mówi o eksperymentach? – spytał tym razem James.

- Nasza intuicja. – odparły jednocześnie.

- W takim razie chyba wybrała się na jakieś wakacje… Na przykład na Malediwy.

- Zamknij się Black. – syknęła Elizabeth.

- Ranisz.
- Streszczaj się, nie mamy całego wieczoru.

- Cierpliwości, cierpliwości. – powiedział James , i szepnął coś cicho do pozostałej trójki Huncwotów, która skinęła głową na znak zgody.

- No więc Panie i tylko te trzy piękne Panie. Oto i nasza niespodzianka z racji tej niezbyt przyjemnej kąpieli w smarkach sklątek tylnowybuchowych z odrobiną zmielonych fasolek wszystkich smaków.– zawołali jednocześnie chłopcy.

- Szkoda, że nie dodaliście wydzieliny skunksa, byłoby przyjemniej, nie sądzicie? – powiedziała sarkastycznie Dorcas.

- Nie ukrywam kochanie, że mieliśmy taki zamiar, lecz litość to moje drugie imię. - odpowiedział Łapa i puścił oko Meadows, która tylko przewróciła oczami.

- A nie Orion? – spytał Peter.

- Tak się Glizdku mówi.

- Aha..

- No więc co to za ,,niespodzianka’’ – spytała Elizabeth.

- Ciekawość pierwszy stopień do piekła cukiereczku. Lub jak kto woli randka z Syriuszem drogą do raju.

- A nie szło to przypadkiem tak ,,Randka z Syriuszem błyskawiczną drogą do jego łóżka’’? – spytała sarkastycznie Dorcas, a Syriusz się zaczerwienił.

- Serio Łapo? Kto to niby wymyślił? – spytał czerwony od tłumionego śmiechu Remus.

- Hogwart Plota. – mruknął tak cicho, że nikt nie miał szans go usłyszeć.

- Dziewczyna o imieniu Nogar Lota? Ma dziewczyna zniszczone życie… Czyli mam zrozumieć, że to był wyraz litości? Chyba naprawdę twoje drugie imię to litość. – odpowiedział James, a dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem.

- Nie żadna dziewczyna. Hogwart Plota. – powiedział głośniej.

- Jak ja kocham tę gazetę. Z niej się dowiedziałem, że Lilunia mnie kocha. – powiedział rozmarzony
Rogacz.

- Pff… Potter, spadłeś chyba z miotły. – warknęła Rudowłosa i wyszła zza Huncwotów.

- Ale… - zaczął James, lecz przerwały mu siedzące do tej pory na kanapie dziewczyny, które rzuciły się na Lily.

- Lily! – pisnęły jednocześnie tak jak parę godzin temu, gdy Huncwoci zastawili na nie pułapkę.

- Tak, tak ja też się cieszę, że was widzę. – odparła i poczochrała wszystkie po włosach.

- Ty wredny rudzielcu! – powiedziała Dorcas i zrobiła taki sam bałagan na głowie Rudej.

Gdy dziewczyny były zbyt zajęte sobą czwórka rozrabiaków stwierdziła,że nie będzie przeszkadzać, bo gdy dobry humor im przejdzie dziewczyny, znów skupią swój gniew na nich.

- A wy gdzie? – usłyszeli głos Meadows, gdy udało im się przedrzeć przez tłum uczniów kłębiących się na schodach i przyglądających ich wcześniejszej wymianie zdań, do pełni szczęścia przy oglądaniu spektaklu zabrakło popcornu lub czegoś, czym można by było zająć opadające szczęki widzów

- Eeee… No my ten tego. – zaczął niepewnie James.

- No my Eee... postanowiliśmy, że nie będziemy wam Eee… przeszkadzać – oznajmił niepewnie Syriusz

- Ale my jeszcze z wami nie skończyłyśmy. – powiedziała Miriam i uśmiechnęła się słodko.

- Chyba mamy przesrane. – wymamrotał James.

- Przesrane to zbyt łagodnie powiedziane przyjacielu. – dodał, Syriusz spoglądając na drzwi od dormitorium, jakby rozważając ucieczkę do niego i zaryglowanie się w nim.
- Mówiłem, że to zły pomysł. – powiedział, kuląc się Remus.

- Kto nie ryzykuje, ten traci. – zaczął James.

- A ten kto, ryzykuje ,jest martwy. – dokończył Syriusz.

Cała czwórka zrobiła zbolałą minę i powłóczyła się w stronę kanapy, gdy nikt nie patrzył,zdążyli się, jeszcze przeżegnać o tak na zapas, być może jednak nawet sam Merlin nie ochroniłby ich przed gniewem osobniczek płci pięknej.

~*~*~

,,Idealny świat nie istnieje- Jest tylko ten nasz. ‘’

~ Cienka Czerwona Linia

Kilka godzin później, gdy słońce na niebie zastąpił księżyc i gdy trzecie puste pudełko po chusteczkach wylądowało w kominku jako zastępstwo drewna. Mokre od łez policzki dziewcząt zaróżowiły się, gdy rozmawiały o nadchodzącym balu o pięknych sukienkach i fryzurach idealnie dobranych butach starannie zrobionym makijażu oraz o osobach towarzyszących. Znudzeni Huncwoci przysłuchiwali się w ciszy paplaninie dziewcząt, a gdy tylko podnosili się z krzeseł, otrzymywali piorunujące spojrzenia, więc opadali zrezygnowani na fotele i czekali na kolejną okazję, gdy dziewczyny zajmą się sobą, a oni zwieją do swojej tajnej kryjówki lub jak kto woli do dormitorium. Do którego raczej nie prędko postanowią ponownie wejść dziewczyny.

- Dorcas? – wtrącił się Syriusz między dyskusję o kolorze niebieskim a zielonym.

- Czego? – warknęła, a jej oczy zalśniły ostrzegająco.

- Niczego. Tak się tylko tobie przyglądałem i stwierdziłem, że ci się przytyło. – odparł, a zaskoczona dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, lecz szybko przybrała zimny wyraz twarzy.

- Słucham?! Czy ty coś sugerujesz?!

- Nie… tylko uważam, że wszystkie swoje zapasy możesz przekazać na cele charytatywne. Glizdek chętnie je przyjmie. – powiedział, a Peter pokiwał ochoczo głową.

- A więc Black uważasz, że przytyłam i jestem gruba? – spytała dziewczyna.

- Nie… No może trochę… - powiedział i miał dodać coś jeszcze, ale przerwała mu Rudowłosa.

-Dorcas, chodź, zrobimy sobie babski wieczór z malowaniem paznokci. – powiedziała i zaczęła ciągnąć Meadows za łokieć.

- Zostaw. Chętnie posłucham co, Black ma jeszcze do powiedzenia. – powiedziała, wyrywając się Rudowłosej. – No słucham -zwróciła do Syriusza.

- No to się wkopałeś stary. – mruknął James.

- Mówiłeś coś Potter?! – warknęła Dorcas, a James się wzdrygnął.

- Ja? Nie skąd to chyba tylko mucha bzyczała. – powiedział i uśmiechnął się niewinnie.

- No więc Black uważasz, że jestem gruba… – powiedziała, lecz przerwał jej Syriusz.

- Nie uważam, tylko stwierdzam, że tydzień temu byłaś odrobinę smuklejsza.

- Grabisz sobie Black! – syknęła.

- Właśnie! Mogłabyś sobie pograbić ponoć, to pomaga w zrzuceniu wagi.

- Black! Ja rozumiem, że ty się martwisz o moje zdrowie i moją figurę, ale z racji swoją ucisz swoją kłapaczkę. Jeśli jednak będziesz uważać, że jem za dużo, to zabieraj mi talerz, a teraz żegnam! –warknęła i odeszła.

- A tej co? – spytał zdziwiony Syriusz.

- Wiesz dziewczyny niezbyt, lubią jak, mówi im się, że przytyły. – odpowiedziała Miriam i podniosła się a wraz z nią Elizabeth i Lily ku protestom Jamesa.

- Ich nie zrozumiesz…

- Przewrażliwione- stwierdził Remus i wrócił do czytania jakiegoś wyjątkowo opasłego tomiszcza.
~*~*~
,,Nie mów dużo, ale powiedz wiele.’’

Następnego dnia ku niezadowoleniu większości uczniów Hogwartu, niebo zasnute było granatowymi chmurami, słońce schowane za plandeką granatu porzuciło, najwidoczniej próby przebicia się przez nią i przez pozostałą część dnia zostało za nią skryte. Wieczorem podczas kolacji uczniowie wydawali się przygaszeni i rozczarowani zmianą planów zamiast popołudnia spędzonego na słonecznych błoniach, które było zapowiadane w rubryce pogodowej ,,Proroka codziennego’’. Mogli podziwiać błonia jedyne za szyb dormitoriów i Pokojów Wspólnych, gdzieniegdzie uczniowie odgrywali partyjkę szachów czarodziei, gdzie indziej eksplodującego durnia, inni zaś rozmawiali jednak bez większego entuzjazmu, gdyż deszcz uderzający zaciekle o szyby okien wprawiał ich w podły senny nastrój. Znaczna część uczniów zasypiała usypiana wiejącym wichrem i głośnymi grzmotami. Popołudnie minęło nudno, szaro i smętnie. Podczas kolacji niemal nikt nie rozmawiał, tylko w milczeniu przeżuwał swoją porcję. Pogoda musiała wpłynąć również na skrzaty domowe, które po przypalały tosty, przesoliły kartofle, a mięso nie, nadawało się do spożycia, ponieważ było niczym kamień. Jedynie przy stole Gryfonów można było usłyszeć raz po raz wybuchy śmiechu i zaczepki Huncwotów, na które czwórka dziewczyn jedynie rzucała im piorunujące spojrzenia i odwracała głowy, powracając do rozmawiania między sobą. Czarnowłosy rozczochraniec co chwila rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę rozpromienionej Rudowłosej sprzeczającej się o coś z Miriam. Kiedy Czarnowłosy zatracił się we własnych myślach i marzeniach, związanych z Lily ta odwróciła głowę i napotkała pełen uwielbienia wzrok okularnika, zniesmaczona skrzywiła się i pokręciła głową, po czym odwróciła, ponownie pogrążając się w rozmowie z przyjaciółkami.

- No i jak tam ci mija kolacja kwiatuszku?- spytał, Syriusz zgarniając zawartość talerza Meadows na swój.

- Black mogę wiedzieć, co ty robisz?!- warknęła Dorcas.

- Jak to co? Spożywam tą wyjątkowo paskudną kolację.- odparł i nadział na widelec kawałek przypalonego tosta.

- Czy masz aż tak krótkie łapska, że nie dosięgasz do talerza z tostami? –warknęła.

- Nie.

- To dlaczego wyżerasz mi z talerza jak jakaś paskudna świnia, do której gatunku należysz.

- Sama mi kazałaś. – odparł, wzruszając ramionami.

- Ja?! Oświeć mnie, kiedy Black.
-Wczoraj.

- Wczoraj chyba coś ci się przyśniło ptasi móżdżku.- odparła Meadows.

- Nie sądzę. - odparł, Syriusz przypatrując się Brązowowłosej z rozbawieniem.

- Cóż w takim razie i tak mam rację.

- Nie sądzę.

- Tak.

-Nie.

-Tak.

-Dorcas? Chyba jednak tak było. – powiedziała niepewnie Rudowłosa, za co otrzymała piorunujące spojrzenie jakieś minus trzysta punktów u Dorcas i późniejsze wyrzuty, gdy tylko zamkną się za nimi drzwi od dormitorium.

- Zamknij się Evans. – odburknęła Meadows.

- No więc?- spytał, Syriusz unosząc lewą brew w geście ironii.

-Co ,,no więc?’’ ? – spytała zirytowana.

-Przyznaj się, że mi pozwoliłaś.

- Śnij dalej.

- Ok. Tylko nie o tobie. Proszę.

- Black z łaski swojej przytkaj się, bo powietrze jest zbyt cenne by twa nędzna kreaturowata osoba je marnowała.

- Jesteś wredna- odparł.

- A ty bezczelny.

- To prawda. – wtrącił James.

- Jesteś obrzydliwie brzydki.

- Kłamiesz. Podobam ci się i jedyne czego pragniesz to mnie pocałować.

- To prawda. – powiedział ponownie James.

- Ale co? – spytał zdezorientowany Syriusz

- To, że jesteś brzydki. – odparł, a Czarnowłosy chłopak o szarych oczach zadławił się kawałkiem twardego mięsa.

- Ty paskudny Łosiu! – warknął szarooki.

- Prędzej Jeleniu. – mruknął Remus.

- No więc jesteś wredny, egoistyczny nudny a kawały wymyślone przez ciebie są beznadziejne. – powiedziała, Meadows a Łapa poczerwieniał na twarzy.

- Zapomniałaś wspomnieć o narcystycznym dupku. – powiedział James i uśmiechnął się szeroko na dźwięk śmiechu Rudowłosej.

- Dzięki Rogaś. – powiedziała Dorcas.

- Zawsze do usług kochanieńka! – powiedział, a jego twarz wylądowała w budyniu czekoladowym.

- Ty durniu! Czemu to zrobiłeś?! – warknęła Dorcas.

- Ponieważ ty wiesz, że ja wiem, że ty chcesz mnie pocałować więc, mam zamiar spełnić twą niewypowiedzianą prośbę i cię pocałować nie żebym sam tego nie chciał. – odparł na jednym wdechu i nim Meadows zdążyła zareagować, jej usta spotkały się z jego ustami i przylgnęły do siebie, zachłannie pasując idealnie.

- To my nie będziemy przeszkadzać. – wymamrotał zażenowany Remus i wstał, a zanim pozostałe trzy przyjaciółki i dwójka Huncwotów.

Nim za przyjaciółmi zamknęły się drzwi, można było usłyszeć: zrozpaczone piski, fanek Syriusza, łkanie, klaskanie, i srogi głos McGonagall prawiący morały dwójce ,,grzeszników’’.

- Lily pójdziesz ze mną na spacer? – wypalił James.

- Co? Emmm… Jas..- powiedziała, lecz przerwał jej trzask drzwi Wielkiej Sali uderzających o ścianę.

- Lily tak myślałem, że może byśmy poszli na spacer? – powiedział Severus Snape podchodząc do stojącej na korytarzu piątki uczniów.

- Wybacz Smarkerusie, ale Lily jest już umówiona. – odparł James i uśmiechnął się szyderczo.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że z tobą. – powiedział Ślizgon.

- Jak widać.

- Wiesz co, James możemy przełożyć ten spacer? – spytała Lily i spojrzała na niego tymi swoimi zielonymi oczami niczym szmaragdy.

- Jasne… - odparł. Nie James Potter stanowczo nie umiał jej odmówić.

- To cudownie do zobaczenia! – powiedziała do Rozczochrańca – Chodź Severusie. – zwróciła się tym razem do Snape’a

- Chodź Severusie. – przedrzeźnił koleżankę James, gdy ta już odeszła a jej kroki odbijały się tylko głuchym echem na pustych szkolnych korytarzach. – Szkoda, że nie powiedziała ,,chodź Smarkerusie’’ brzmiałoby o wiele lepiej. – dopowiedział.

Westchnął ciężko, właśnie stracił szansę na spacer z Rudowłosą, jednak nie miał zamiaru się załamywać ani ciskać zaklęciami, w co popadnie sam fakt, że Lily prawie zgodziła się na spacer, z nim był na wagę złota. James jednak wiedział, że zemści się na Ślizgonie dobrej zabawy nigdy nie dość.
~*~*~

A z emocjami jest jak z kolorami, trudno je opisać.
Francois Lelord

Idąc korytarzem w towarzystwie Severusa Lily zastanawiała co tu robi. Ślizgon od ostatniego spotkania zmienił się, nie tylko z charakteru, ale też poglądów zazwyczaj zgadzali się co do głupoty ,,działalności’’ Voldemorta. Teraz jednak chłopak twierdził, że selekcja między czarodziejami jest potrzebna do tego, by każdy wiedział gdzie jego miejsce. By czarodziej czystej krwi nie myślał o tym, by zadawać się z mugolakami lub mugolami. Chłopak o czarnych wiecznie przetłuszczonych włosach nie ukrywał się ze swoimi zainteresowaniami co do czarnej magii i eliksirów skutkami przypominającymi czarną magię.

- Jak możesz tak mówić Severusie? Zupełnie tak jakbyś ty był czystej krwi a ja nie była mugolakiem?! – powiedziała Rudowłosa oburzona poglądem przyjaciela.

- Oj Lily jesteś cudowną czarownicą, niektórzy z siódmego roku nie znają zaklęć, które znasz ty. Czarny Pan przyjąłby cię w swoje szeregi bez wahania mimo twojego pochodzenia.

- Przestań! Kto powiedział, że ja tego w ogóle chcę?! Może wolę być po stronie dobra?- warknęła, na co Czarnowłosy Ślizgon tylko przewrócił oczami.

- Dobro w walce ze złem z reguły przegrywa. Zresztą skąd wiesz, jakie są zamiary Czarnego Pana?

- Może mi powiesz, że mordowanie mugolaków i czarodziei, którzy mu się sprzeciwią jest, czymś nieznaczącym niejedno razowym incydentem?! – syknęła.

- Oj Lily…

- Nie ,,Oj Lily’’ tylko przyznaj się, że masz zamiar do niego dołączyć, gdy tylko skończymy szkołę! A może nawet wcześniej?! Skąd mam mieć pewność, że już dla niego nie szpiegujesz?!

- Jak możesz tak mówić? – spytał urażony.


- Może tak, że twoją fascynację Czarną Magią widać na kilometr?!

- Nie przesadzaj, od odrobiny Czarnej Magii dla relaksu i zabawy nikt jeszcze nie umarł. – odparł, wzruszając ramionami.

- Nikt jeszcze nie umarł?! Czy ty siebie słyszysz Snape?! Być może nawet w tym momencie przez Czarną Magię umiera co najmniej trzy osoby.

- Nie dramatyzuj!

- ,,Nie dramatyzuj’’ ?! To jedyne co masz do powiedzenia?! W takim razie żegnam Cię. – warknęła, odwracając się na pięcie i odchodząc.

- Czekaj Lily! – krzyknął chłopak z Gryfonką.

- Nie tym razem Severusie. – odparła, odwracając się na moment, a z jej oczu można było wyczytać smutek, a potem ponownie się odwróciła zostawiając Ślizgona samego na korytarzu.

Patrzył na oddalającą się postać z rudymi włosami. Wiedział, że niepotrzebnie wypalił z tą Czarną Magią i służbą Czarnemu Panu. Chociaż czy to nie byłoby najlepsze wyjście? Będąc w jego załodze, byłaby bezpieczna i każdego kolejnego dnia nie musiałaby martwić się o to, czy dla niej jutro nastąpi.

~*~*~
Kochani na początek chciałabym wam podziękować za tak dużą liczbę wejść na mojego bloga. Mój blog ma prawie 5700 wejść. Przepraszam również za wszelkie błędy czy to ortograficzne, czy też interpunkcyjne. Jednak przy 14 stronach w Wordzie ciężko jest nie pominąć żadnego błędu. Co do komentarzy na waszych blogach postaram się je nadrobić do końca tygodnia.
A teraz życzę wam udanych Wakacji i dużo weny, bo bez niej nie byłoby rozdziałów.
Pozdrawiam.

Mała Czarna ^^