piątek, 16 października 2015

Miniaturka #3 Co by było gdyby cz. I ~ Gdyby Peter nie był parszywym zdrajcą cz. I

Cześć kochani!

Na moment wstrzymajcie się z rzucaniem we mnie pomidorami ( Jutro znów pomidorowa zrobiona z rosołu z wczoraj xd) Tym razem nie będzie przynudzania na temat ,, Znowu zniknęłam na mniej więcej długi czas ... bla bla bla '' chciałam was tylko poinformować, że co mniej więcej dwa trzy rozdziały będzie się pojawiać miniaturka z serii ,, co by było gdyby''. Skoro dzisiaj pojawia się miniaturka, to oznaczać może tylko jedno, za niedługo rozdział 16!

Okej teraz możecie już rzucać pomidorami

Zapraszam do czytania! ;-)

~*~*~

31.10.1981 r.
,, Co by było, gdyby?
Zadajemy sobie to pytanie,
Spoglądając w przeszłość,
Zapominając o dzisiaj ‘’
~ H.N


Od samego rana trwały przygotowania do Halloween, które Potterowie mieli spędzić w gronie swoich najbliższych przyjaciół. Nie tajemnicą było, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, panoszył się bardziej, niż kiedykolwiek zabijając mugoli, mugolaków, półkrwi oraz tych, którzy odważyli się mu przedstawić. Był bezwzględny, zupełnie jak mordercy w kryminałach i horrorach, w które ostatnimi czasami zaczytywały się bez opamiętania przyjaciółki Lily, nie pomijając jej samej. Dlatego też na imprezę Halloweenową zaproszeni zostali tylko ci najbardziej zaufani, mimo że w tych czasach, w których przyszło im żyć, zdrajcą mógł być każdy. Babcia, mama, tata albo własny mąż, Zakon Feniksa starał się wytropić zdrajcę, który niezaprzeczalnie znajdował się wśród jego członków, przez niego zginęła parę miesięcy temu Marlena McKinnon, którą zabił Voldemort chwilę potem wysyłając także w zaświaty jej rodziców.


Lily Potter przyglądała się rozrzuconym po łóżku ubrankom jej rocznego synka, nie bardzo wiedząc jaki strój wybrać. Strój wróżki odpadał falstartem, mimo że Harry miał, zaledwie ponad rok wiedział, co pozwolić założyć na siebie, a co nie. Strój czarodzieja, tak samo był niedorzeczny, zważając na fakt, że swoją szatę czarodzieja nosił niemal cały czas, a gdy pani Potter chciała ją wyprać, malec płakał i darł się wniebogłosy. Zatem najlepszym wyjściem było zakupienie całego kompletu szat dla synka. Strój pirata pasował najbardziej do rozbrykanego i ciekawskiego chłopca, więc ostatecznie to on wygrał. Jednym machnięciem różdżki pozostałe ciuszki znalazły się w dębowej komodzie sypialni państwa Potterów, kiedy już znajdowała się na schodach, do jej uszu doszedł trzask rozbitego czegoś. Popędziła więc na dół, przeskakując, co dwa schodki naraz uważając jednocześnie, by nie przewrócić się o rozrzucone na nich zabawki małego Pottera. Wbiegła do salonu cała zmachana, mimo że miała męża szukającego jednej z najlepszych na świecie drużyn quidditcha ona nie grzeszyła kondycją, której miała tyle, co kot napłakał. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzała, był potłuczony niebieski wazon w srebrne wzorki, nie trudno było się domyślić, kto był tym, który go rozbił. Malutki Harry wpatrywał się w podłogę, na której pełno było małych i dużych kawałków porcelany.



- Czekaj Harry pozbieramy, to zanim mamusia zobaczy. – powiedział do synka mężczyzna o rozczochranych czarnych włosach.


- Obawiam się, że mamusia już zobaczyła. –
odparła Rudowłosa, a na dźwięk jej głosu zarówno James, jak i Harry odwrócili się.



- Się porobiło. – mruknął Potter, jakby spodziewając się tyrady na temat, jak opiekuje się dzieckiem, że mogła się malcowi stać krzywda i tym podobne.



- Przez moment nie możesz zaopiekować się Harrym, a jakby te odłamki wbiły mu się w rączkę albo nóżkę? Nie zapominasz, że on dopiero zaczyna chodzić? Jak możesz być taki bezmyślny? – powiedziała, zaczynając tyradę, jakiej się spodziewał. W końcu znał panią Potter niegdyś Pannę Evans od dziesięciu lat.



- Oj Liluś nie przesadzaj przecież nasz Harry to całkiem mądry chłopiec. Prawda Harry? – spytał James.


- Prawda. – przytaknął, posługując się słowem użytym przez ojca.



- Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie pozwalał mu latać na miotle po domu ty… - zaczęła, lecz nagle przerwała, jakby dopiero teraz do niej dotarło, co powiedział jej synek. – On nauczył się nowego słowa!



- Tak wiem, że tyle razy mi mówiłaś, ale przecież go pilnowałem i nic by mu się nie stało… Zaraz czekaj co?



- Harry powtórz jeszcze raz słowo ,,prawda’’ – poprosiła matka chłopca, nie bardzo wierząc swojemu słuchowi.



- Prawda. – powtórzył jeszcze raz malec.



Kobieta podniosła synka z podłogi zaczęła go podrzucać, dotychczasowymi słowami, jakimi raczył ich chłopiec były: ,,Mama tata nie chcę miotła znicz i Łapa’’ jak zaczął mówić na swojego ojca chrzestnego, Lily nie zdołała go tego oduczyć, a po upływie kilku tygodni całkowicie z tego zrezygnowała.



Rozbity wazon poszedł więc w niepamięć, teraz liczył się tylko Harry i kolejne nowego dla niego słowo, którego używać będzie nałogowo przez następne dwa tygodnie lub do momentu, gdy nauczy się innego. Kiedy cała szminka, którą pomalowała sobie usta Rudowłosa, znajdowała się już na czole nosie i policzkach chłopca nadeszło opamiętanie, o czym przekonał się sam mąż Lily.



- Dlaczego jeszcze nie jesteś ubrany?! Za dwadzieścia minut zaczyna się impreza Halloweenowa u Syriusza! Jak za pięć minut nie będziesz gotowy, to pójdę na nią sama z Harrym! – powiedziała i wymaszerowała z salonu z synem na rękach i przebraniem pirata przewieszonym przez ramię.



Kiedy James Potter został sam w pokoju, pokręcił z rozbawieniem głową, to była Lily, jaką pamiętał z czasów Hogwartu, kiedy latał za nią wrzeszcząc ,, Evans umówisz się ze mną?’’ To była Lily, z którą nie zadzierałby nikt o zdrowych zmysłach i chęci utrzymania wszystkich kończyn na swoim miejscu, ale kto powiedział, że on Huncwot James Potter zachował zdrowe zmysły po pięciu latach uganiania się za ,,nieosiągalną rudą Evans’’. Z pewnością kobieta była tą, o którą warto walczyć. Kiedy tylko dotrą wreszcie na przyjęcie u ,,wujka Łapci ‘’ jak to zaczął mówić na siebie Syriusz zaraz po tym, jak zwariował na punkcie Harry’ego, będzie musiał się upomnieć o swoje trzy galeony, bo przecież niegdyś Evans teraz Potter wytrwała z nim cztery lata ani razu nie łamiąc mu przy tym nosa.



,, Ach ten Łapa, totalnie beznadziejny, w dobieraniu tematu zakładów.’’ – przeszło mu jeszcze na myśl, gdy opuszczał pomieszczenie, nadszedł czas by się przebrać, nie chciał, żeby kobieta nadwyrężała swoje struny głosowe, które i tak już ucierpiały przez te wszystkie lata.



~*~*~



24.12.1981 r.


Padający za oknem śnieg, salon udekorowany łańcuchami, lampkami, skarpetami pełnymi słodyczy i latającymi zaczarowanymi gwiazdami miniaturkami tej, która zająć miała zaszczytne miejsce na szczycie choinki. Smakowite zapachy wychodzące z kuchni, śmiech czterech kobiet ubrudzonych mąką zmagających się ze świątecznymi ciastami. Śmiech sześciu mężczyzn dekorujących choinkę, śmiech małego Harry’ego owiniętego jednym ze złotych łańcuchów choinkowych. Kolędy lecące gdzieś w tle. Kolejne święta u Potterów. Rudowłosa kobieta wypuściła z kuchni jeszcze więcej smakowitych zapachów, gdy wyszła przez drzwi z naręczem półmisków świątecznych potraw.


Dwie godziny później, kiedy wszystko było już gotowe, a minutę przed osiemnastą pokazała się pierwsza gwiazdka, wszyscy rzucili do składania sobie nawzajem życzeń, nie pomijając małego Harry'ego, który szarpał za nogawkę spodni Syriusza składającego Dorcas wylewne życzenia nie pomijając trzech ,,symbolicznych’’ pocałunków nie pomijając ,,przypadkowego’’ pocałunku w kącik ust dziewczyny, za co został żartobliwe zdzielony po głowie.



- Ruda życzę ci, aby ten malec o tam. – powiedział Syriusz, dotykając lekko wypukłego brzucha kobiety. – Nie dawał ci popalić tak jak Harry, bo wtedy możecie już z Rogasiem zapomnieć o kolejnej dwójce.



- A kto powiedział, że ja chcę mieć kolejną dwójkę? – spytał James, pojawiając się u boku żony.



- Właśnie. – odpowiedziała. – Stwierdziliśmy z Jamesem, że lepiej będzie, jak przeniesie się na kanapę, żeby nie było już więcej takich wpadek. – dodała złośliwie i odeszła w stronę przyjaciółek, które przyglądały się im z rozbawieniem.



- No ładnie przyjacielu właśnie załatwiłeś sobie bilet bez powrotu na tę zacną kanapę. – odparł Syriusz i poklepał współczująco Jamesa po ramieniu.



- Przenocujesz mnie kiedyś? – spytał z nadzieją Rozczochraniec.



- Nie ma takiej opcji, wiesz mam bardzo napięty grafik spotkań, więc delikatnie mówiąc odrobinę, byś przeszkadzał. - powiedział szarooki i uśmiechnął się przepraszająco.



- Nie ma to, jak liczyć na pomoc przyjaciela. – mruknął Potter.



- Takie życie. – odrzekł i wzruszył ramionami, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę pań, by złożyć życzenia tym które pominął.



James podszedł zrezygnowany do żony gotów by prosić ją o zmianę zdania albo chociaż żeby w jakiś dyskretny sposób wyciągnąć z niej, że żartowała ze spaniem na kanapie. Miał nadzieję, że nie będzie musiał robić z siebie błazna i przepraszać jej na kolanach ani potem łapać jej za nogę niczym przysłowiowa kula.



- Lily ty żartowałaś z tą kanapa prawda? – spytał, pełen nadziei Rudowłosa spojrzała na niego zaskoczona, a potem się roześmiała, po chwili w salonie nie było osoby, która nie śmiałaby się z żałosnego wyrazu twarzy pana domu, śmiał się nawet mały Harry, mimo że nie wiedział dlaczego.



- No nie wiem, nie wiem Potter. – wydusiła zielonooka z figlarnym uśmiechem.



- Wiesz, że ja żartowałem prawda? – spytał James. – Możemy mieć choćby szóstkę małych brzdąców! – dodał, a kobieta ponownie się roześmiała.



- Na razie kochanie to wystarczy nam ta dwójka. – odparła i pogłaskała się po brzuchu, a maleństwo jakby w odpowiedzi kopnęło dwa razy.


Święta u Potterów stanowczo były najlepszą rozrywką roku i najlepszym sposobem, by choć na moment zapomnieć o czyhającym na zewnątrz niebezpieczeństwie i wojnie, która
pochłonęła tylu czarodziei i mugoli.


~*~*~

Pierwsza część tej miniaturki już za nami, kiedy następna? W listopadzie, albo w grudniu, bo wszyscy wiemy, jak to u mnie jest z rozdziałami (:

Dobra nie przedłużając dłużej xd

Mała Czarna ^^