poniedziałek, 27 lipca 2015

14. 3:0 ~ Czyli dziewczyny potrafią!


Hej!

Moi drodzy mam zaszczyt zaprosić was na czternasty rozdział mojej osobistej fantazji, czyli kolejnego elementu życia Lily i Jamesa oraz pozostałych postaci!

Zapraszam!

Nie byłabym sobą gdybym o czymś nie zapomniała! Mianowicie dziękuję Lily za to, że podsuwa mi tyle cudownych pomysłów nawet jeśli momentami robi to nieświadomie, dziękuję Laurze z konw. Potterhead dlatego, że pisze najlepsze komentarze na ziemi Kocham cię! No i oczywiście dla Rudzielca i  Lady Mani które sprawiają, że się uśmiecham czytając komentarze od nich. No i oczywiście Zuzu a raczej Hermionie Malfoy która cudownie wytykała, a  raczej wskazywała cierpliwie wszystkie błędy. Dziękuję!

A teraz już naprawdę zapraszam na rozdział.
~*~*~

,,Możesz rozpamiętywać
I ubolewać w nieskończoność,
Ale nie cofniesz czasu.
Jedyne, na co masz wpływ
To przyszłość. ‘’


~ Anne Cassidy

Czarnowłosy chłopak wpatrywał się we własne oczy odbite w gładkiej tafli lustra. Nieobecne spojrzenie czekoladowych tęczówek towarzyszące mu niemal bezustannie w ciągu ostatnich trzech dni. Cienie pod oczami pamiątki po nieprzespanych nocach, spędzonych na rozpamiętywaniu rozmowy z Evans. Tak, wszystkie słowa wypowiedziane z jego i jej ust zapadną mu na długo w pamięci. Jej malinowe usta tuż przy jego ciepłych wargach, jej różano-kawowy zapach wirujący w jego nozdrzach. Zielone oczy wpatrujące się w niego ze wściekłością, rozbawieniem i jakąś zapowiedzią przegranej. Jego przegranej. Był na straconej pozycji, w każdej dziewczynie widział Evans. Wszędzie słyszał jej śmiech i każdą do niej porównywał. Czy to już była obsesja? Być może, ale jakże słodka była ta obsesja. Każdy jej gest, roztargniony uśmiech, który posyłała mu za każdym razem, gdy potrąciła go na korytarzu. Oczywiście, zanim się zorientowała, komu podarowała, jakże cenny ,,promyk słońca’’ on zdążył zniknąć, by nie musieć znosić widoku jej schodzącego uśmiechu. Zamieniającego się na coś pochodzącego z rodziny antypatii. Może istnieje jeszcze jakiś sposób na zdobycie jej serca? Nie wliczając wlewania w nią litrów amortencji, czego pomysłodawcą był Syriusz. Przyjaciel, który sam próbował wyleczyć się z Meadowes. Jeśli mu się to nie uda, razem napiszą poradnik pt. ,,Jak nie zakochać się w koleżance? ‘’oraz założą klub anonimowych posiadaczy złamanego serca. Za to kolacje przy świecach spożywać będą w towarzystwie pluszowych misiów lub mioteł. Chłopak ze zniesmaczeniem karcił się za rozpaczliwe myśli o Rudowłosej jakby życie bez tej jednej jedynej nie mało większego sensu. Przecież kawalerów na świecie nie brakowało i byli jakoś szczególnie tym przejęci? Nie, przyjęli ten fakt jak prawdziwi mężczyźni, być może nawet ich nie ciągnęło do złożenia przysięgi w kościele i zajmowania się dziećmi?

,, To przecież nic takiego, że nie mając rodziny, leżeli martwi przez jakieś półtora tygodnia wśród niepozmywanych naczyń i walających się niepranych od miesiąca skarpet i innych części garderoby, nim ktokolwiek ich znalazł. ‘’
Pomyślał i przybił sobie piątkę z fragmentem duszy, który mimo latania za Evans wciąż pozostał facetem.

- Rogacz, jeśli żyjesz i masz się dobrze, to polecałbym ci wyleźć z tej łazienki. Oczywiście, jeżeli masz zamiar spóźnić się na transmutację, to sobie nie przeszkadzaj. – ponure rozmyślenia przerwał Syriusz, dobijając się do drzwi.


-Idę… Idę przecież. – mruknął James i wyszedł z zaparowanego pomieszczenia.


- Oczy wypłakane w ręcznik? W takim razie piąty dzień tygodnia według uczniów i nauczycieli oraz szósty dla najwyższego w niebiosach możemy uznać za otwarty. – powiedział dziarskim tonem, lecz gdy zobaczył niechętną minę przyjaciela, westchnął ciężko i przewrócił oczami.


- Błagam, tylko mi nie mów, że żałoby narodowej ciąg dalszy. – jęknął szarooki.


- Nie żałoby, tylko walenia głową w ścianę by wszedł do niej fakt, że zawaliłem. Po raz kolejny zresztą.


- Stary przestań się zamęczać tym, co się stało, bo czasu nie cofniesz, najwyżej popełnisz taki sam błąd i doznasz déjà vu. – powiedział Syriusz poważnym tonem (to on umie być poważny? XD) bez żadnego huncwockiego błysku w oku. – Jak chcesz, to powiem nauczycielom, że się źle czujesz. Naprawdę przyda ci się odrobina snu, bo w innym przypadku twoje fanki przerzucą się na mnie, nie żebym miał coś przeciwko. – dodał tym razem już z uśmiechem.


- Dzięki. – mruknął Rozczochraniec i rzucił się na łóżko, które lekko ugięło się pod jego ciężarem


- Służę pomocą dniem i nocą w każdej sprawie, która nie dotyczy złamanego serca. I pamiętaj, że ona wygrała bitwę, lecz wojna jest w zasięgu rąk do momentu, gdy nie znajdzie sobie przystojniejszego, mądrzejszego i z lepszym umięśnieniem. – odparł, a gdy James rzucił mu piorunujące spojrzenie zaśmiał się.


- Chyba nie mówisz o sobie? – spytał James i uniósł lewą brew.


- Nie, chociaż te cechy faktycznie można połączyć ze mną. – odparł Syriusz, chwytając torbę leżącą pod łóżkiem i wychodząc z dormitorium.


- Złamane serce to fatalne określenie, totalnie nie na miejscu. Bliższe prawdzie będzie fatalne zakochanie. – mruknął Rozczochraniec w poduszkę.

Chwilę później zapadł w sen. Nawet tam dopadła go ponura rzeczywistość. Śniły mu się piękne szmaragdowe oczy Rudowłosej złośnicy.
~*~*~

,,Żuła gumę z taką gracją,
Z jaką aligator pożera surowe mięso. ‘’

~ LaVyrle Spencer


Poprzysięgły malutką słodką zemstę i nie miały zamiaru od niej odstępować. Nie, teraz kiedy Evans poświęciła dwie szklano-diamentowe fiolki eliksiru wielosokowego. Miało być to wydarzenie, które na długi czas zapadnie w myśli uczniów Hogwartu, a gdy ktoś przez przypadek je wygrzebie i odkurzy z drobinek kurzu, wciąż będzie wywoływało uśmiech na twarzy i obrazy bezcennych min zbłaźnionych Huncwotów. Czy był to plan przemyślany, dopracowany i co najważniejsze, czy można go było nazwać planem idealnym? Tak trzy dni i dwie noce spędzone na dokładnym dopracowywaniu każdego punktu lub jakiejkolwiek komplikacji, mimo że takowych nie miały w planach. Każda miała rozpisane swoje zadania i każde wypowiedziane słowo. Może i zemsta na Huncwotach była jak wyrwanie się z motyką na słońce. Nie była ryzykiem? Może, ale czy bez ryzyka nie ma zabawy?


- Uda się? – spytała Elizabeth, przygryzając nerwowo wargę.


- Jeżeli żadna się nie wygada co do naszych planów, to przez następny miesiąc Hogwart będzie miał o czym gadać. – odparła Rudowłosa pewnym tonem.


- O tak, Huncwoci zobaczą, co oznacza zadzieranie z nami.


- Na pewno damy radę?


- Teraz tchórzysz? – spytała się z uniesioną brwią Miriam.


- Nie, ale… - zaczęła Meadowes, lecz przerwała jej Rudowłosa.


- Więc przygotujmy się na kolejną wygraną.


- Evans nie poznaję cię! – wykrzyknęła Elizabeth, a Lily tylko się zaśmiała.


- Poniekąd to sprawka Pottera, który nauczył mnie zasad naszej rozgrywki. – powiedziała z wrednym uśmieszkiem.


- Dobra, transmutacja czeka. Tylko pamiętajcie, totalna stuprocentowa dyskrecja. – zakończyła rozmowę Miriam.

Wyszły z dormitorium, a jedynym potwierdzeniem, że odbyła się ranna narada wojenna, były rozrzucone w wyrazie euforii kociołkowe pieguski walające się po podłodze.
~*~*~
,,Idziesz do niewiast?
Nie zapomnij bata! ‘’
~ Friedrich Nietzsche



Mknęli przez korytarz na złamanie karku robiąc uniki przed ,,latającymi” torbami hogwartczyków, którzy mimo faktu, że było dobre dziesięć minut po dzwonku, wciąż tłoczyli się na korytarzu. Huncwoci byli niemal pewni, że McGonagall jest już w klasie, zaczęła wywód na temat kolejnego nowego zaklęcia, a na ich widok zaciśnie usta w wąską linię i dopiero pod koniec lekcji dowiedzą się o kolejnych odjętych punktach, które Opiekunka Gryffindoru odejmowała z ogromną niechęcią, ponieważ nie dało się ukryć, że nauczycielka transmutacji z dumą spoglądała na puchar quidditcha i puchar domów, które stały w jej gabinecie nieustannie, mniej więcej od sześciu lat, gdy jeszcze szukającym był kuzyn Pottera, równie zdolny co wygadany i rozbrykany. Wpadli do klasy. Na pierwszy rzut oka można by było stwierdzić, że mieli farta. Dwie dziewczyny prychnęły głośno, co prawdopodobnie miało oznaczać pogardę dla ich nędznego żywota. Odprowadzani bacznymi spojrzeniami Gryfonów i Krukonów zaciekawionych przyczyną ich kolejnego spóźnienia, chłopcy rozparli się wygodnie na krzesłach, czekając na rozpoczęcie lekcji. Po pięciu minutach, gdy Minerwy McGonagall nadal nie było, każdy znalazł sobie sensowne zajęcie. Syriusz posyłał w stronę Meadows uwodzicielskie spojrzenia, na które dziewczyna reagowała parsknięciami śmiechu, które przypuszczalnie miały oznaczać, żeby przestał się wysilać. Remus powtarzał materiał z notatek zapisanych dwie lekcje temu, jakby spodziewał się, że surowa pani profesor transmutacji zrobi niezapowiedziany test. Peter odsypiał nieprzespaną noc, którą spędził jednocześnie na nadrabianiu materiału, jak i na towarzyszeniu Jamesowi, który po trzech godzinach przekręcania się z boku na bok w poszukiwaniu wygodnej pozycji, w której uda mu się zaznać odrobiny snu. Zważając na to, że w Hogwarcie nie było zegarków, nikt nie wiedział, ile dzieli ich od przerwy która, mimo że krótka i tak była pragniona przez znudzonych uczniów.

- Meadowes! – wydarł się na całą klasę, zwracając na siebie uwagę większej części uczniów znajdujących się w klasie.

- Czego Black?! – warknęła i z niechęcią odwróciła się w jego stronę.


- Jaki masz rozmiar i kolor stanika?


- Biały, a co do rozmiaru to… A co cię to interesuje Black? – spytała zirytowana.


- No wiesz, zbliżają się twoje imieniny i należałoby ci sprawić jakiś seksowny komplecik, a nuż będę tym który go z ciebie zdejmie? – powiedział się i zaśmiał, na co głośnym chichotem odpowiedziały mu najbardziej sztuczne i najbardziej różowe pannice, które zdaje się, że nawet soczewki kontaktowe dobierały w ten sposób, by tęczówki w nich przybierały choćby różowo-podobny odcień.


- Muszę cię rozczarować Black, ale moje imieniny były miesiąc temu. Zaś co do bielizny, to zapewniam cię, że jesteś ostatnim na mojej liście, którego biorę pod uwagę w ściąganiu jej.

- Ach kochanieńka powinnaś wiedzieć, że uwielbiam wyzwania. Co do bielizny to i tak zbliżają się twoje urodziny prawda? – spytał, a przyjaciółki Meadowes wybuchły głośnym śmiechem co na moment go ogłupiło.


- Niestety nie. Czerwiec. – odparła, starając pokonać wyginający się ku górze kącik ust.

- Cóż, w takim razie pozostaje jeszcze Boże Narodzenie. – odparł i uśmiechnął się łobuzersko. Na widok tego uśmiechu, nie jednej miękły kolana więc teraz miały szczęście, że trwała lekcja, a one siedziały.


- Oczywiście, jeżeli wiesz, kiedy ono wypada. – wtrąciła się Rudowłosa ze słodkim uśmieszkiem.


- Czy ty Evans sugerujesz, że nie znam się na kalendarzu?


- Ja? Nie! Gdzieżbym śmiała! Po prostu pomyślałam, że skoro nie prowadzisz zeszytu z zapiskami, którą dziewczynę, w jaki dzień tygodnia planujesz przelecieć, to możesz się pogubić w obliczeniach. – powiedziała niewinnym lekko bezczelnym tonem.

Po tym stwierdzeniu nastąpiły gwałtowne reakcje: Syriusz poczerwieniał na twarzy, męska część biła brawo mistrzyni ciętej riposty, żeńska oburzona zaś wydawała z siebie jakieś bliżej nieokreślone dźwięki, jakby coś pomiędzy prychnięciami, pełnym uwielbienia westchnięciami.


- Hahaha Evans, bardzo śmieszne.

- Zastanawiam się, jak dużo kosztowało cię przyznanie się do faktu, że ktokolwiek może być zabawniejszy od Syriusza Blacka legendy Hogwartu, znanej z płodzenia dzieci. – wtrąciła się tym razem Miriam.

- Kiedy żadnego potomka nie posiadam i posiadać zamiaru nie mam.


- W takim razie polecam taki jeden genialny wynalazek, jakim jest prezerwatywa. – odparła, wzruszając ramionami Elizabeth.- Na twoim miejscu stawiałabym na tę o zapachu truskawki lub tę z rysunkami bocianów na miotle.

Remus zachichotał cicho, zwracając na siebie wzrok wkurzonego Łapy. Pod spojrzeniem
Czarnowłosego przygryzł wargę, który ze wściekłością musiał stwierdzić, że o czwórce przyjaciółek można byłoby powiedzieć wszystko, tylko nie to, że brak im ciętego języczka.

Syriusz Black zaniemówił. Mimo wszystko postanowił się odezwać, żeby nikt nie pomyślał, że jemu, słynnemu szkolnemu Casanovie, zabrakło słów po kilku ciętych ripostach dziewczyn z domu lwa. Już otwierał usta, gdy nastąpiły dwie rzeczy.
Jeden zadzwonił dzwonek.
Dwa, do klasy wkroczyła profesor McGonagall spóźniona o jakieś czterdzieści pięć minut.

- Nie ma pracy domowej. Do widzenia! – powiedziała w sumie nie wiadomo do kogo, gdyż wszyscy zdążyli się już wysypać z klasy.
Nauczycielka transmutacji westchnęła ciężko, pomimo że dzień się dopiero zaczął, a ciągnąć miał się w nieskończoność.

~*~*~
,,Miej nawet mały rozum,
Ale swój.”
~Johann Wolfgang von Goethe


Po skończonej lekcji transmutacji, cztery roześmiane dziewczyny przybiły sobie piątki. Było już dwa do zera, mimo że Huncwoci tak do końca pewnie nie zdali sobie z tego sprawy. Przyjaciółki trajkotały o tym, jak biedny Syriusz Black po ich ,,miłej’’ pogawędce stracił możliwość poprawnego myślenia i język. Gdyż nie wydusił już ani jednego słowa, tylko z czerwoną twarzą opuścił klasę żegnany chichotami i piątkami, które chłopcy przybijali czwórce wiedźm.


- Ej a wy gdzie? – spytał Syriusz, łapiąc Meadowes za nadgarstek.

- Tam gdzie cię nie ma. – odparła po prostu Dorcas i wzruszyła ramionami.


- Dlaczego wy jesteście takie wredne?


- Bo gdy chcemy być dla kogoś miłe, zwyczajnie się nie odzywamy. – odparła tym razem Rudowłosa ze złośliwym błyskiem w oku.


- Evans Rudzielec vel przyszła żona naszego kumpla i matka jego dzieci. Pomiot szatana. – odparł pewien, że Lily odpowie coś głupiego.


- Myślisz, że wyrównasz na dwa do jednego? – spytała Miriam. – Zapomnij!


- Dziewczynki wy moje, naprawdę sądzicie, że wygracie ze starymi dobrymi Huncwotami, których wielbią wszyscy? Mówiąc wszyscy, mam na myśli również was.


- Poczekaj, coś zobaczymy. – odparła Elizabeth i zaczepiła jakiegoś Puchona.


- Co myślisz o Huncwotach?

- To skończeni kretyni. – odparł krótko chłopak i odszedł, zostawiając Syriusza z ogłupiałą miną.


- Eksperyment dowiódł, że nie każdy was wielbi. – odparła Meadowes.


- Ale…

- Z moich obliczeń wynika, że aż czterdzieści cztery procent osób was nie lubi. – odparła Elizabeth, przerywając Syriuszowi w jego nędznej próbie usprawiedliwienia się.


- Czterdzieści cztery procent to mniej niż pięćdziesiąt procent, czyli połowa, prawda Remusku? – spytał Czarnowłosy stojącego obok Lupina.


- Inteligencją nie grzeszysz. – odparła Lily.


- Wracając do Huncwotów i ich przemijania, to gdzie podział się Potter? – spytała Elizabeth.


- Rozpacza. – odparł Peter.


- Rozumiem. Skończyły się chętne do wzięcia? – odpowiedziała Rudowłosa z udawanym zrozumieniem.

- Tak się składa, że pewna Rudowłosa dziewczyna potraktowała go gorzej niż zrobiłaby to Avada. – Powiedział Syriusz na, co Lily tylko się uśmiechnęła szeroko.


- Możesz powiedzieć temu kretynowi, że przepraszam za fakt, że tak bardzo go poniżyłam. – odparła, wzruszając ramionami.


- Serio? – spytał niedowierzając w to, co usłyszał.


- Nie. – odparła krótko Evans i odeszła wraz z przyjaciółkami.


- Czekaj Meadowes, muszę z tobą porozmawiać. – powiedział, doganiając brązowowłosą.

- Naprawdę? Ja za to nie mam takiej potrzeby, więc żegnam. – odparła, odwracając się na pięcie z zamiarem odejścia.

Syriusz gorączkowo zastanawiał się co odpowiedzieć. Nigdy nie miało miejsca zaniemówienie jego osoby, teraz stało się to drugi raz. Drugi raz jednego dnia rzecz jasna. Jego głowa zazwyczaj pełna kreatywnych odpowiedzi, które zawstydzały, powodowały zaczerwienienie twarzy i zaniemówienie, teraz świeciła pustkami, w przeciwieństwie do butelek szamponu Snape’a, które jak zostały kupione tak stały jeszcze nieotwarte. W końcu znalazł właściwą odpowiedź, nad którą zastanawiał się bite dwie minuty, podczas których Meadowes podeptała mu palce, skopała czułe miejsce i przywaliła w policzek. Jednak ten wciąż trzymał jej nadgarstek w stalowym uścisku swoich palców, stworzonych do pieszczenia różowych pannic.


- Wy coś kręcicie! – zawołał zamiast ciętej riposty, która ulotniła się z jego mózgu, gdy tylko spojrzał na jej pełne usta.


- Eee... O co ci chodzi? Co niby kręcimy twoim zdaniem?


- Moim zdaniem, prawdopodobnie chodzi mu o te filmy pornograficzne z udziałem skrzatów domowych. Wydało się! I co my teraz zrobimy? – zawołała z udawanym przejęciem Miriam, która wciąż stała wiernie przy przyjaciółce.


- Jakie filmy? – spytał Syriusz, który nie bardzo znał się na świecie mugolów i panującej w nim mody.


- O rany i ty niby jesteś ekspertem w tych sprawach…


- Totalnie zacofany. – potwierdziła Miriam.

Gdy odchodziły, Syriusz stał z otwartymi ustami, niezdolny choćby do wypowiedzenia jednego słowa. Był ekspertem od dziewczyn, ale ta czwórka, to była jedna wielka tajemnica. I choćby miał zmysły postradać, odkryje je od A do Z.
~*~*~
,,Szczęśliwi mogą być tylko
Ludzie nic niemyślący,
Tzn. myślący tyle,
Ile trzeba, aby żyć ‘’
~ Emil Cioran


Wkroczyli do dormitorium z zamiarem jakiejś bezceremonialnej pobudki, lecz spotkało ich rozczarowanie, ponieważ łóżko ich przyjaciela było puste. Z łazienki wydobywały się dziwne odgłosy, jak podczas okresu godowego łosi, przyjaciele spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc czego, mogą się spodziewać. Syriusz hamował śmiech resztkami sił, mając głęboką nadzieję, że dziwne dźwięki wydobywające się z łazienki to nie były nędzne próby rozwinięcia talentu wokalnego. Łapa rzucił się na łóżko i zawołał:


- Tą lecącą wodą zagłuszasz swoje żałosne łkanie? – spytał Syriusz, poprawiając sobie poduszkę pod głową.


- Taa zupełnie jak ty, żeby żałosne jęczenie i zawodzenie, potocznie nazywane śpiewem, nie wyszło poza mury tego dormitorium. – zawołał, wesołym tonem wychodząc z pomieszczenia, pogwizdując cicho.

- Coś ty taki wesolutki, zupełnie jakbyś po kryjomu opróżnił nasze alkoholowe zapasy? – spytał podejrzliwym tonem Remus.


- Znalazł nową dziewczynę na zastępstwo Evans.


- Tak? A kto to jest? – spytał zaciekawiony Peter.


- Znając życie i jego wygląd, to Jęcząca Marta. – odparł Syriusz, uśmiechając się szeroko, gdy
Rogacz spojrzał na niego z urazem.


- Bardzo śmieszne.


- Wyjątkowo masz rację. – potwierdził szarooki.- A tak w ogóle, to mam dla ciebie cudowną nowinę.


- Jaką? – spytał, spoglądając na przyjaciela podejrzliwie.


- Evans o ciebie pytała. Wręcz błagała bym wyjawił jej, dlaczego nie pojawiłeś się na lekcjach. Martwiła się o ciebie. – powiedział poważnym tonem Łapa.


- Naprawdę? – spytał z nadzieją Rozczochraniec.


- Taa pod warunkiem, że wcześniej dostała tłuczkiem i wypiła fiolkę amortencji… No dobra, cały kocioł jej.

James zrobił urażoną minę i rzucił się na łóżko, a jednym machnięciem różdżki zasunął kotary. Przyjaciele rzucili oskarżające spojrzenie w stronę uśmiechniętego od ucha do ucha Syriusza, który bawił się w najlepsze… Pierwszy raz odkąd został poniżony przed całym rocznikiem Krukonów i Gryfonów. Dobrze przynajmniej, że jego fanki są na tyle głupie, że nie zrozumiały z tego nic. Black również wiedział, że będzie musiał się kiedyś zakręcić koło jednej z przyjaciółek. Rudzielec odpada, mentalnie zajęta przez jego najlepszego kumpla, który sądząc po odgłosach, które wychodziły zza kotar, w najlepsze sobie ryczał. Elizabeth? Nie. Nieświadomie potrafiła faceta zrównać z ziemią i podeptać bezczelną odzywką na odczepkę niczym butami na obcasie. Miriam? Cóż, pomijając fakt, że co mniej więcej siedemdziesiąt dwie godziny tygodnia, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut lub dwieście pięćdziesiąt dziewięć dwieście sekund*, zmienia faceta nim, ten zdąży choćby szepnąć jej na ucho, kilka swoich brudnych myśli. Meadowes? W życiu prędzej by powiedziała coś typu ,, Black, czy ty jesteś aż tak pijany, by naprawdę sądzić, że się zgodzę na chodzenie z tobą?’’



- Rogaś przyjacielu, czy ty płaczesz?- spytał, zeskakując z łóżka.


- Jeszcze czego, durniu. – doszedł go głos przyjaciela.


- Nie musisz się wstydzić swych prawiczych łez.


- Jakich łez? – spytał Lupin, unosząc brwi w wyrazie zdziwienia.


- Prawiczych.


- Obawiam się, że takie słowo nie istnieje.


- Istnieje, a przynajmniej w moim słowniku, w którym…


- W którym powinno się znaleźć zdanie ,, Jestem absolutnym kretynem i się tego nie wstydzę. ‘’ – Przerwał przyjacielowi James.


- O, Łosiek przestał wypłakiwać łzy w poduszkę, która całkowicie nie nadaje się już do użytku.


- Kundelek założył słownik… Przez najbliższe pięćdziesiąt lat go nie skończy uzupełniać, gdyż nie istnieją słowa odmowy, które można skierować do wielkiego Syriusza Blacka, bęcwała Hogwartu. – odgryzł się Potter.

- Coś ty taki agresywny? – spytał Syriusz.

- Łania zostaje poza zasięgiem jego kopyt. – odparł Peter i natychmiast skulił się pod spojrzeniem Jamesa.
~*~*~
,, Przyjaciel to ktoś,
Kto daje ci totalną
Swobodę bycia sobą.’’
~ Jim Morrison


Dokładnie o osiemnastej dały znak. Znak, że nadszedł moment odwyku. Wszyscy byli na kolacji, oprócz Huncwotów, którzy zaszyli się w Pokoju Życzeń, ćwicząc przemianę. To był zdecydowanie najlepszy moment, zwłaszcza że nie będą mieli alibi, a cała wina spadnie właśnie na nich. Wściekła McGonagall wpadnie w szał i da co najmniej dwa tygodnie szlabanu. Najgorszego szlabanu, podczas którego ich wypielęgnowane dłonie ulegną delikatnej skazie. Dłonie zaciśnięte na górnej części fiolki, dwie dziewczyny na pierwszym piętrze, skryte pod zaklęciem kameleona upewniały się, czy McGonagall dotarła już do gabinetu Slughorna i czy nie ma zamiaru w najbliższym czasie wracać. Dwie dziewczyny na parterze przy gabinecie szkolnego woźnego Filcha, który obecnie włóczył się po korytarzu na trzecim piętrze. Srebrna łania przebiegła tuż obok dwóch przyjaciółek znajdujących się niżej. Akcja została rozpoczęta.

Dziewczyny na pierwszym piętrze, po powiadomieniu przyjaciółek z parteru, przystąpiły do realizacji planu.

- No to twoje zdrowie. – Powiedziały jednocześnie Evans i Meadowes.


- Wszystko pamiętasz? – spytała Lily.


- Bardziej niż historię magii wystarczy? – spytała Dorcas.


- Zdecydowanie. Wchodzimy.


Weszły do środka. Gabinet profesor McGonagall był cichy jak nigdy. Wrzaski profesor transmutacji można było podziwiać gdzieś tak co dwa trzy dni, gdy natknęła się na któregoś z Huncwotów w grupie, na robieniu kolejnego dowcipu lub osobno z kolejną nową dziewczyną w schowku na miotły, nieużywanej klasie lub ewentualnie gdy poniosła ich namiętność przy drzwiach jej gabinetu. Drzwi nie wydały z siebie choćby najmniejszego jęku nienaoliwionych zawiasów, wszystko było zaplanowane wcześniej. Mówiąc wszystko, tyczyło się to również cichego otwierania drzwi, by żaden uczeń, czy też nauczyciel, który odpuścił sobie obiad, nie zawitał w te strony.

Wślizgnęły się cicho do pomieszczenia, uprzednio oglądając się w lewą i prawą stronę dla pewności. Były tu wcześniej, więc nie marnowały czasu na poszukiwanie sposobu dostania się do pokoju nauczycielki, który mógł być w każdej części zamku, a był w tej chwili kilka metrów od żądnych zemsty Gryfonek. Podeszły do ogromnego regału. Mogłoby się wydawać, że przeglądanie książek w takim momencie, gdy w każdej chwili mogą zostać przyłapane i ukarane szlabanem obowiązującym do świąt, było czymś kompletnie nie na miejscu. Meadowes wodziła palcem po grzbietach książek niespokojna do tego stopnia, że przegapiła książkę, której poszukiwały i potrzebowały.

- Cholera Evans, nie ma jej. – mruknęła Dorcas.


- Musi być, przesuń się. – odparła Rudowłosa, po chwili wyciągając odpowiednią książkę.


W tym momencie regał zniknął, a na jego miejscu pojawiły się drzwi nie takie, jak drzwi każdej z klas. Te wyglądały na ciężkie, lecz ich wygląd był kompletnie mylny. Wyrzeźbione róże układały się w jakieś zawijasy tworzące zgraną całość, między nimi były skrzyżowane różdżki jako znak, że pierwszą zagraniczną szkołą, która brała udział w turnieju trójmagicznym była francuska Akademia Magii Beauxbatons. Niegdyś to tu znajdował się pokój dyrektorki szkoły, w której osiemdziesiąt procent uczniów to czarodzieje posiadający w sobie krew willi. Drzwi, jak można było się spodziewać, były zamknięte, lecz ku zdziwieniu dziewcząt, zwykłe zaklęcie alohomora im podołało.
Wkroczyły do strefy prywatnej nauczycielki transmutacji. Mimo to, przyjaciółki nie czuły się z tego powodu jakoś niewłaściwie i nie odczuwały faktu, że były tu nielegalnie. Gdyby nie był to dowcip, który miał na celu poniżenie Huncwotów, a oni by się tu znajdowali i pomagali dziewczynom, to właśnie mieli by niezły ubaw, żartując sobie z nie perfekcyjności perfekcyjnej pani prefekt i wojowniczo nastawionej szatynki. Nie tracąc sekundy, zagłębiły się w ciemność pomieszczenia, starając się nie wpaść na żaden cięższy przedmiot, który z pewnością narobiłby sporo rumoru.


-Lumos. – mruknęła Meadowes, a promień światła z jej różdżki oświetlił sypialnię, która była okrągła zupełnie, jak Pokój Wspólny Gryffindoru.


Ich celem była jednak szafa, która stała koło drzwi prowadzących do następnego pomieszczenia, zapewne łazienki, ku uldze dziewcząt, które niemal były pewne, że gdy natkną tu się na nocniki w pokoju tak, jak w średniowieczu to padną trupem i za każdym razem, gdy spojrzą na Minerwę McGonagall, ich policzki będą płonąć z zażenowania. Dwudrzwiowa szafa, jak można się było spodziewać, nie była zamknięta, gdyż zapewne pani profesor nie oczekiwała, że któryś z uczniów lub nauczycieli okaże się upośledzonym prześladowcą, który czerpie przyjemność z oglądania jej bielizny.


- Tak więc coś seksownego? – spytała Lily, chwytając w dwa palce bawełniane babcine majtki McGonagall.


- Przydałoby się, aby Slughorn miał na co popatrzeć podczas ich cotygodniowych herbatek. – odpowiedziała Meadowes, cicho się śmiejąc.


- Bokserki**, modelujące czy może stringi? – spytała Rudowłosa, przekrzywiając lekko głowę i spoglądając na przyjaciółkę, która uśmiechnęła się szeroko.


- Stringi. – odparła Meadowes z szatańskim błyskiem w oku.


- Mówisz i masz. – odparła Evans i od niechcenia machnęła różdżką, a zamiast bawełnianych majtek pojawiły się niebieskie stringi, a pasek materiału z tyłu był szary.


- Się ucieszy nasza szanowna pani profesor.

- Mam nadzieję, że nasz mistrz eliksirów nie zarygluje się z nią w gabinecie ani w sali od eliksirów, bo mam zamiar mieć tam jeszcze lekcje. – odparła Rudowłosa.


- Dobra, czas na resztę.


Mówiąc czas na resztę, Meadows miała na myśli pozostałe sztuki bielizny górnej i szaty, które prawie wszystkie zamienione zostały w obcisłe i krótkie sukienki więcej odkrywające niż zakrywające. Jedynym wyjątkiem była krwistoczerwona suknia do ziemi… niestety i ona była wyzywająca. Rozcięcie z boku ciągnęło się, aż do uda odsłaniając za dużo, a dekolt, jakby to powiedziała McGonagall, miała do pępka.


- Spisałaś się na medal. – odezwała się Meadowes, spoglądając na przyjaciółkę szarymi oczami należącymi z natury do Syriusza Blacka.


- Nie kochana, to my się spisałyśmy na medal. – odparła Rudowłosa, która obecnie miała bardziej czarne niż rude rozczochrane włosy, których właścicielem był Potter.


- Zaklęcie utrwalające? – spytała na koniec Meadowes.


- Rzucone. – odparła Evans.


Przybiły sobie piątki, po czym wybiegły z pomieszczenia do gabinetu profesor transmutacji i nim pobiegły w stronę drzwi prowadzących na korytarz, Lily nacisnęła guzik skryty pod blatem biurka. Gdy na powrót pojawił się regał, wepchnęła książkę na swoje stałe miejsce i biegiem ruszyła do drzwi, gdzie Meadows upewniała się, czy nikt niepożądany nie idzie w stronę gabinetu opiekunki domu lwa.


- Teraz ostatni punkt naszego planu. – odparła Dorcas.


- Tak i mamy na niego jakieś piętnaście minut. – dodała Evans głosem okularnika.

Biegły na tyle szybko, na ile pozwalała im ich kondycja, która ku rozczarowaniu dziewcząt, nie uległa zmianie. Mijały obrazy, które rozmawiały tylko o zabieganych uczniach, którzy nie mają nawet czasu na ucięcie sobie pogawędki. Jedni je pozdrawiali, mając stuprocentową pewność, że pozdrawiają Huncwotów, którzy mieli wiele wrogów, lecz nie wśród obrazów. Będąc na parterze, minęły Remusa i Petera, a raczej Elizabeth i Miriam podszyte pod nich. Przybiegły w idealnym momencie, McGonagall dopiero zmierzała ku wrotom prowadzącym do Wielkiej Sali. Dziewczęta, a raczej chłopcy, pokazały sobie na migi i gdy Meadowes uniosła kciuk do góry, Evans rzuciła zaklęcie zmieniające obszerną szmaragdową szatę w krótką sukienkę sięgającą do połowy ud, a pantofle na niskim obcasie zamieniły się w wysokie, czarne i długie do kolan buty. W mini kieszeni na jej pośladkach wylądowała karteczka z liścikiem, który miała przeczytać w odpowiednim momencie. Minerwa McGonagall weszła do Wielkiej Sali. Momentalnie wszyscy ucichli, a potem całe pomieszczenie rozbrzmiało śmiechem Gryfonów, Krukonów, Puchonów i Ślizgonów oraz ku zdziwieniu samych organizatorek dowcipu, grona nauczycielskiego.

~*~*~

,,Jesteśmy zbieraczami pięknych chwil. ‘’
Igor Ostachowicz


W tym samym czasie gdy na górze Meadowes z Evans wkraczały do paszczy lwa, czyli gabinetu profesor McGonagall, Miriam pod postacią Petera i Elizabeth pod postacią Remusa, dały sobie znak. W momencie, gdy srebrna łania przebiegła korytarzem, stuknęły się fiolkami, a potem uniosły je do ust i wypiły całą ich zawartość. Były przygotowane, gdy kilka sekund po zażyciu eliksiru ich ciała przybrała inne kształty. Elizabeth urosła o dobre siedem centymetrów, zaś Miriam zmalała i poszerzyła się o jakieś dwadzieścia centymetrów w brzuchu. Hughes spojrzała z obrzydzeniem na opięte na jej ciele szaty, za to Elizabeth podeszła do drzwi gabinetu Filcha rozkazując ruchem głowy zrobienie tego samego przyjaciółce, która z głośnym westchnieniem podeszła do przyjaciółki skrytej pod skórą Lupina i sapnęła głośno. Nie była przyzwyczajona do noszenia takiego ciężaru, serdlowate nogi paliły, mimo że przeszła zaledwie parę kroków.

- Merlinie czuję się jak wielka kula łajna staczająca się ze wzgórza tyle, że ja muszę się toczyć sama. – wymamrotała, czując, jak pot spływa jej po plecach.

- Nareszcie wiesz jak czuje się Peter, gdy musi przemierzać te wszystkie korytarze i tysiące schodów. – odparła Elizabeth.

- Mógł tyle nie żreć, to by nie miał problemu ze schodami.


- Empatyczna jak zawsze. – odparła Carter i otworzyła drzwi do gabinetu.


- Panie przodem. – mruknęła i przepuściła przyjaciółkę w drzwiach.


- Dziękuję, a teraz właź, bo nas przyłapią.

- Przecież wchodzę.


Gabinet woźnego był pomieszczeniem, które bardziej odstraszało, niż zapraszało. Wiszące na ścianie łańcuchy pobrzękiwały cicho przy najlżejszym powiewie wiaterku, który wlatywał do pomieszczenia dzięki uchylonemu lekko oknu. Pod każdą ścianą znajdywały się szafki z kartotekami uczniów, którzy w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat zrozumieli co oznacza szlaban z Filchem. Jedni woleli mu nie podpadać, więc mieli ze dwa zapisane pergaminy nabazgrane upiornym pismem Argusa Filcha. Inni, do których zaliczali się również Huncwoci, mieli własne szafki na kartoteki, mimo to większość z nich i tak leżała rozrzucona na biurku. Zaciekawione tym, co ich rówieśnicy z domu robią w nocy, podeszły do blatu i wzięły do ręki najbliżej leżący pergamin.


03.09.1975

,,Zamienienie zbroi na drugim piętrze w garnek pełen smoły. Ucierpiało dwoje prefektów z Ravenclawu i szanowana osoba Argusa Filcha, szkolnego woźnego. Tygodniowy szlaban.

- Szanowana osoba szkolnego woźnego Filcha. – powiedziała z krzywym uśmieszkiem Miriam.

- Cóż, nikt go tak nigdy nie nazwał, więc sam musi sobie podbudowywać ego. – odparła rozbawiona Carter.

- Dobrze, że robi to w Hogwarcie, a nie w agencji towarzyskiej, bo biedaczyska by stracili wszystkie chętne panie.


- Święte słowa. – zgodziła się Elizabeth z przyjaciółką.
Dziewczyny odłożyły z powrotem kartoteki na biurko, które swoją drogą było ubrudzone jakąś rdzawą substancją.


- Czy to krew? – spytała Carter głosem Lupina.


- Tak, a nasz woźny to wampir lub co gorsze fanatyk krwawych rytuałów, do których potrzebna jest krew dziewic. Więc rozdziewiczył panią Norris.


- A ja myślałam, że ma cieczkę. – odparła zamyślona dziewczyna, jakby poczuwała się do robienia tego, ponieważ Lupin też tak robił, a że obecnie zawładnęła, jego ciałem to chciała mu to wynagrodzić.


- Koty nie mają cieczki. Psy mają.


- Co za różnica?


- Niewielka. – powiedziała Miriam i zaśmiała się cicho.


- Właśnie, teraz jednak bierzmy się za wykonywanie naszego zadania.


Pierwszym punktem na liście, którą Elizabeth wyciągnęła z kieszeni, było zakucie pani Norris w kajdany w które, jeśli słuchać Filcha, chciał zakuwać uczniów, jak to było za Armanda Dippeta. Punkt drugi, pomieszanie wszystkich kartotek. Trzeci, poprawienie ,,wyglądu’’ poprzez namalowanie na cennych relikwiach woźnego karykatur Syriusza kopiącego panią Norris tam gdzie ogon wyrasta, Jamesa grającego Filchowi na nosie, Petera, który rzuca babeczkami w twarz wściekłego obrońcy praw Hogwartu i Remusa, który robi wywód woźnemu na temat zaklęcia kameleona. Narysowały jeszcze latające bociany wokół Syriusza i Jamesa, którzy uciekali przed różowymi potworami i pozmieniały wyrazy w starannie zapisanych notatkach woźnego dotyczących poszczególnych szlabanów, które w większości dostawali Huncwoci.


- Czy to wszystko? – spytała Elizabeth, gdy Miriam z zachwyceniem oglądała zawieszone na ścianach rysunki kompromitujące Filcha.


- Jeszcze wiadomość. – odparła Miriam, kładąc kawałek pergaminu na blat biurka.


- Myślę, że Huncwoci nie wyrobią się ze szlabanami.


- Ja też, ale jakoś niespecjalnie im współczuję.

- Czas się zbierać. – odparła Elizabeth, spoglądając na zegarek, który wskazywał za pięć dziewiętnastą.


Wyszły na korytarz, upewniając się uprzednio czy z żadnej strony nie nadciągają kłopoty w postaci czwórki rozrabiaków. Napotkały tylko wzrok czekoladowych tęczówek, które minimalnie zaczęły przybierać na powrót swój szmaragdowy odcień i odetchnęły z ulgą. Wszystko poszło po ich myśli. Hughes*** pociągnęła przyjaciółkę do najbliższej niszy, ponieważ korytarz szybkim krokiem przemierzała Minerwa McGonagall. Dziewczyna pod postacią Pottera wykonała szybki ruch różdżką i po chwili McGonagall zamiast swojej tradycyjnej szaty w odcieniu oczu Rudowłosej, miała na sobie fioletową sukienkę ledwo sięgającą do połowy ud, a staromodne pantofle zamieniły się w długie do kolan buty na wysokim obcasie. Śmiech ugrzązł im w gardle, gdy patrzyły jak lewitowany przez Evans liścik trafia do malutkiej kieszonki na pośladkach. Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z lekkim jękiem nienaoliwionych zawiasów. Gdy do pomieszczenia wkroczyła nauczycielka transmutacji, na Sali zapadła cisza, a potem wszyscy, nie zwracając uwagi na toczące między sobą spory, jak jeden mąż wybuchli śmiechem, który niósł się po opustoszałych korytarzach szkoły.

~*~*~
,, Zemsta dziewczyn
Trzy razy słodsza
Od najsłodszej. ‘’



Posiłek przemijał w spokoju. Jedni gawędzili wesoło, inni szeptali cicho na tyle sobie znane tematy, jedni poświęcali całą swoją uwagę na półmiski pełnie ziemniaków, mięs najróżniejszych maści, pieczonych, gotowanych na parze sałatek owocowych i tych z warzywami, inni zaś grzebali widelcem po talerzu, widocznie bez apetytu.

Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z głośnym jękiem, uczniowie znudzeni spojrzeli w tamtą stronę, odwrócili głowy jakby na pierwszy rzut oka niedowierzając w to widzą, biorąc to za omamy spowodowane przemęczeniem, potem ich wzrok z powrotem powędrował w stronę drzwi. Zdziwieni uczniowie przetarli oczy jakby im niedowierzając. Spojrzeli jeszcze raz i gdy byli już pewni, że to nie halucynacje, ich usta rozdziawiły się w zdziwieniu, a potem wydobył się z nich śmiech, prawdziwy, szczery. Śmiali się Gryfoni, Krukoni, Puchoni, Ślizgoni i nauczyciele. Albus Dumbledore spojrzał z iskierkami rozbawienia na Huncwotów, którzy wydawali się tak samo zdziwieni nowym ubiorem profesor McGonagall, jak wszyscy, ale czy to nie oznaczałoby, że powstało nowe pokolenie Huncwotów? Tak wtedy w szkole byłoby jeszcze weselej niż dotychczas.


- Ładnie pani dziś wygląda pani profesor! – wykrzyknął James pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a następnym.


McGonagall spojrzała zdziwiona na Huncwotów i pozostałą resztę uczniów, oraz nauczycieli, a potem spojrzała w dół pewna, że zobaczy tylko niczym nieróżniącą się od innych szatę w stonowanym kolorze. Zamiast tego ujrzała krótką, można by powiedzieć nawet, że bardzo krótką fioletową sukienkę, a tym, co utrudniało jej chodzenie były buty na wysokim obcasie sięgające do kolan. Zażenowana obciągnęła sukienkę, lecz chwilę potem jej twarz poczerwieniała ze złości. Była niemal pewna, że wszystkie ciuszki tego pokroju pozostały w domu tam gdzie pilnował ich jej mąż. Nauczycielka podeszła szybkim krokiem do Huncwotów. Szybkim jak na buty na tak wysokim obcasie.


- Potter, Black, Pettigrew, Lupin. Szlaban. Macie przez najbliższy miesiąc o siedemnastej stawiać się pod moim gabinetem.


- Ale za co pani profesor? – spytał zdziwiony Black.


- Za co?! I ty się jeszcze pytasz za co?! Myślisz, że nie wiem, że to wszystko to wasza sprawka? – warknęła, pokazując na swój wyzywający ubiór.


- Pani profesor, to naprawdę nie my. Przysięgamy! – zawołał James.


- Wasze przysięgi są tyle warte co sierść szczura! – warknęła.


- Nieprawda! – pisnął Peter, przeceniając wartość swojego futerka.

- Szlaban obowiązuje od jutra przez następny miesiąc. – odparła i machnęła różdżką w celu pozbycia się odrzucającego stroju. – Jeśli nie podacie mi przeciw zaklęcia będzie kolejny miesiąc! – warknęła.


- Pani profesor to naprawdę nie my! – zawołał Remus i ze zdziwieniem przyglądał się jak kawałek po kawałku, strój profesor McGonagall przybiera swój dawny wygląd.


Gdy kieszeń, w której tkwił liścik karteczka upadła na podłogę tuż pod stopy profesor McGonagall, nauczycielka schyliła się po mały kwadracik pergaminu i bez słowa go rozwinęła. Z każdym kolejnym zdaniem jej brwi wędrowały coraz wyżej ku górze, a policzki czerwieniały, jak piwonia.



,,Droga Pani Profesor!
Zapewniamy panią, że wygląda pani niczym klubowa seksbomba.
Mamy również nadzieję, że nowa bielizna i szaty się spodobają.
Zapewniamy również, że profesor Slughorn padnie na pani widok
Podczas kolejnej herbatki, która herbatką zapewne się tylko nazywa,
Lecz nią nie jest.
Pozdrawiają
XXX / tajne przez poufne ‘’

Usta McGonagall zacisnęły się w wąską kreskę. Podeszła w stronę stołu nauczycieli i rzuciła piorunujące spojrzenie zaśmiewającemu się do łez Slughornowi. Albus Dumbledore uśmiechnął się wesoło, lecz Minerwa McGonagall odsunęła krzesło i opadła na nie ciężko. Gdy Huncwoci zdołali pogodzić się ze szlabanem za… No właśnie za co? Do pomieszczenia wbiegł zdyszany i czerwony na twarzy Filch, który przeczesał uczniów wzrokiem, a gdy zatrzymał się on na Huncwotachruszył, sapiąc cicho. Jeżeli jeszcze minutę temu dostali szlaban za nic, to teraz gdy Filch zbliżał się do nich, ich twarze wykrzywiało przerażenie i beznadzieję sytuacji.

- Wy! Szlaban przez miesiąc! – warknął woźny, wskazując krzywym z brudem za paznokciem palcem na Huncwotów, którzy patrzyli na niego ze zbaraniałą miną.

- Za co tym razem? – spytał dziwnie pozbawionym nutek radości tonem Syriusz.

- Za co?! Za zniszczenie moich kartotek! I powieszenie Pani Norris w kajdanach!

Usta całej czwórki Huncwotów mimowolnie uniosły się ku górze, co jeszcze bardziej rozwścieczyło i tak już doprowadzonego do ostateczności woźnego Hogwartu. Peter wsadził do ust łyżkę owsianki, tak by nikt nie zorientował się z faktu, że w środku gotuje się ze śmiechu. Remus zanurkował, pod stół udając, że szuka zaginionego pod fałdami obrusu widelca. Syriusz przez przypadek wylał sok dyniowy, próbując sięgnąć po jabłko, w które mógłby się wgryźć i stłumić śmiech patrzył, jak sok płynie między miskami wazami pucharami i pucharkami w momencie, gdy wyobraził sobie sok spływający z brudnych włosów woźnego spływający po czole płynący przez nos i wreszcie przez wykrzywione w wiecznym grymasie niezadowolenia usta. Roześmiał się, śmiał się głośno, a momentami jego śmiech przypominał szczekanie psa, a raczej szczeniaczka, który ma ochotę na odrobinę zabawy. James nie ukrywał się i niemal leżąc na stole śmiał się w najlepsze nie zwracając uwagi na Filcha który poczerwieniał i z rządzą mordu malującą się w wyblakłych niebieskich oczach.

- Szlaban na miesiąc! – warknął a Huncwoci zaczęli się śmiać jeszcze głośniej, mimo że nie powinni.

- Już to gdzieś słyszałem. – wymamrotał Syriusz.

- Tak mi przykro panie Filch, ale szlaban ucznia nie może przekraczać jednego miesiąca.

- Wy bezczelne wredne dzieciaki… - zaczął woźny, lecz przerwała mu profesor McGonagall, która ponownie podążała w ich stronę.

- Argusie ja się nimi zajmę. – odparła czym trochę udobruchała szkolnego obrońcę praw Hogwartu.

Gdy dwadzieścia minut później, uszy bolały ich od ciągłych wrzasków, a uśmiechy wciąż tkwiły na ustach, gdy profesor McGonagall opowiadała nauczycielce zielarstwa o ich bezczelnym kawale, podczas którego zamienili jej szaty w wyzywające sukienki, lecz o bieliźnie nie pisnęła ani słówka zbyt zażenowana.

- Czy wy myślicie to, co ja? – spytał cicho wolno i spokojnie Syriusz.

- A my to, co ty? – spytała jednocześnie pozostała trójka.


- Evans! – wydarł się Potter.


- Meadowes! – zawtórował mu Black.


-Carter! – dołączył się Lupin.


- Hughes! – dodał piskliwym tonem Peter.


Ich wrzask zlał się w jedno, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. W jednym momencie rozmowy śmiechy i dźwięk sztućców w następnym wszechogarniająca cisza i spojrzenia spoczęte na Huncwotach.


- Wzywałeś Panie? – spytała Meadowes, ironicznym tonem podchodząc do Huncwotów wraz z przyjaciółkami.


- Jeżeli to wasza sprawka to macie przesrane. – odparł James.


- Serio tak się poniżysz i zastraszysz dziewczyny? – spytała Rudowłosa, patrząc spod uniesionej brwi na jego zaciśnięte pięści.


- Przez was mamy szlaban. – wysyczał Peter, siląc się na groźną minę.


- Jeden dzień w te czy we wte żadna różnica. – odparła Miriam, wzruszając ramionami.


- Przez miesiąc. – zakończył grobowym tonem Remus.


Nie spodziewali się takiej reakcji. Dziewczyny wybuchły śmiechem, jedna podpierała się o drugą, a Elizabeth nie mając się o kogo oprzeć upadła na kolana i dalej się śmiała.



- Tak nam przykro… Będziemy trzymać kciuki za to, abyście musieli szorować kible w towarzystwie Filcha. – odparła Elizabeth między jednym a drugim urywanym oddechem.


- Podszyłyście się pod nas i przez was mamy szlaban.


- Myślałam, że dostajecie je, żeby pobić rekord… Byłyśmy niemal pewne, że wam pomożemy. – odparła sztucznie miłym tonem Meadowes.


- Żmije. – wymamrotał pod nosem Syriusz.


- Panna Evans, Panna Meadowes, Panna Carter, Panna Hughes szlaban przez miesiąc – usłyszały zza siebie głos McGonagall.


Huncwoci przybili sobie radośnie piątki i się zaczęli śmiać, lecz moment triumfu przerwała im nauczycielka transmutacji.


- Nie cieszcie się tak. Wasz szlaban wciąż was obowiązuje. – odparła suchym tonem Minerwa McGonagall.


-Za co? – jęknął Syriusz.

- Za włóczenie się po korytarzach w trakcie trwania ciszy nocnej, podpalenie ogona pani Norris i zaczarowanie obrazu tak by wywrzaskiwał obelgi.


- Jak może nas pani profesor tak bezpodstawnie oskarżać? – spytał Rozczochraniec.


- Potter czy ty jesteś naprawdę taki głupi, czy tylko udajesz?! Widziały was wszystkie obrazy, a
słyszał cały zamek! Czy to jest oskarżanie bezpodstawne?! Nie! – warknęła McGonagall i odeszła dysząc głośno.
Zanim czwórka przyjaciółek odwróciła się z zamiarem odejścia, Rudowłosa odezwała się:


- Nie martwcie się to, tylko wynik trzy do zera, jak to mówią każdą stratę, da się odrobić. – odparła i odeszła wraz z przyjaciółkami.


- Kurwa Black powiedz mi, kiedy zdążyło się zrobić dwa do zera? – jęknął Rogacz.


- Podejrzewam, że na transmutacji. – mruknął Peter.


- Czy wy sobie robicie żarty ze mnie? Nie było mnie na jednej lekcji, a one zdążyły was pokonać w słownej potyczce?


- Tak właściwie to pokonały Syriusza, bo my nie mieliśmy odwagi się odezwać. – odparł Remus.


- Co one…

- Co one powiedziały? Między innymi cytuję: ,, Ja? Nie! Gdzieżbym śmiała! Po prostu pomyślałam, że skoro nie prowadzisz zeszytu z zapiskami, którą dziewczynę, w jaki dzień tygodnia planujesz przelecieć, to możesz się pogubić w obliczeniach. ‘’.


- Która to powiedziała? – spytał Rogacz, chowając twarz w dłoniach.


- Twoja przyszła żona może powinieneś jej wbić do tego Rudego łba, że miejsce kobiety jest w garach, a nie na wojnie, którą skutecznie wygrywają?


- Cóż Black nie wygrywałyby tych wojen, gdyby za każdym razem, gdy spojrzysz na jakąkolwiek dziewczynę, wliczając w to Bernadetę, twoje przyrodzenie daje o sobie znać szkoda jednak, że tego nie można powiedzieć o twoim mózgu. – odparł Rogacz a Peter i Remus uśmiechnęli się nieznacznie. Zaś cała Wielka Sala zabrzmiała śmiechem.


Przegrali trzy bitwy, kolejna miała się zaliczyć do wygranej. Ich wygranej.

***

1. siedemdziesiąt dwie godziny tygodnia, cztery tysiące trzysta dwadzieścia minut lub dwieście pięćdziesiąt dziewięć dwieście sekund – 3 dni

2. Chodzi mi tu o bokserki damskie nie męskie żeby nie mylić mi pojęć xd

3. Hughes – nazwisko Miriam.

4. Jeśli chodzi o męża McGonagall to wiem, że miała za niego wyjść dopiero w 1982 roku.

5. Bernadeta to skrzat domowy.

Zaś jeśli chodzi o sprawy związane z blogiem i rozdziałami to myślę, że 31 lipca uda mi się wstawić 15 rozdział.

Pozdrawiam
Mała Czarna ^^

19 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    #ZCykluPolizaneZaklepane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wreszcie mogę dokończyć hahaha
      Wiesz że uwielbiam dialogi Syriusza i Jamesa to mogę to powtarzać w nieskończoność, serio.
      Jezu chyba posunę się do innego podsumowanie rozdziału:
      lekcja transmutacji - zajebista zajebistość, Lily miszcz oj mszcz miszczunio!!
      żart dziewczyn- pełen profesjonalzim
      no i moja ulubiona scena, ta ostatni i dialog Huncwotów kocham kocham kocham po tysiąckroć !

      Lily
      http://w-milosci-kazdy-krok-ma-znaczenie.blogspot.com/

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Cudowny! Nieziemski i mega zabawny :D
      Uśmiałam się do łez c:
      Cięty język Evans mnie po prostu rozbraja na łopatki xD To był Twój najzabawniejszy rozdział, a mam nadzieje że masz jeszcze jakiś pomysł na coś równie zabawnego. Coś prześmieszngo, na prawdę! Mega! Oj Black... Ty to jednak jesteś bez mózgu (ale i tak Cię kocham <3). Czekam na jakąś mega akcje z Luniem :D
      Pozdrawiam,
      Rudzielec.
      Ps. Wydaje mi się, że pisze się Meadowes, nie Meadows XD (taki tam przemądrzały Rudzielec).

      Usuń
    2. Ps2 Zapraszam do mnie na 7 rozdział ^^
      huncwocki-rocznik-1960.blogspot.com

      Usuń
  3. Wrócę! Ach rozdział ja trzecia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem taka zła, nawet nie wiesz jak bardzo! Przyszłam z komentarzem bodajże w Poniedziałek, był on taki długi, ale oczywiście Blogger mi go zjadł...Było późno, więc zła poszłam spać i wczoraj zabrałam się jeszcze raz za długi komentarz i ...i wiadomo! Blogger, Merlinie mnie nienawidzi naprawdę! Ale rozdział był (I jest!) BOSKI! śmiałam się i śmiałam :D Och naprawdę był przezabawny! A tekst, który mnie rozwalił (Było takich jeszcze wiele XD)" Zapewniamy również, że profesor Slughorn padnie na pani widok
      Podczas kolejnej herbatki, która herbatką zapewne się tylko nazywa,
      Lecz nią nie jest." Boże nie jesteś obłędna! I dziewczyny się doigrały XD No ale Huncwoci hahaha boże kocham ten rozdział!
      Życzę weny i pozdrawiam i naprawdę przepraszam, że komentarz taki krótki :)

      Usuń
  4. O, jestem czwarta ^^
    Uf, w końcu udało mi się przeczytać i skomentować wszystkie rozdziały :) Trochę to trwało, ale... :D
    Na początku powiem, że James był taki biedny, jak się zamartwiał tą sprawą z Lily.
    Podobała mi się ta "potyczka słowna" na transmutacji i Syriusz, który nie mógł znaleźć odpowiedzi.
    Ale to, co się stało później, pobiło wszystko. Dziewczyny wymyśliły po prostu cudowną zemstę. Znowu się uśmiałam, czytając ten rozdział. :)
    McGonagall z pewnością nie była zadowolona z nowych ubrań :D
    Zresztą Filch też nie skakał z radości ^^
    Jednak wyszło na jaw, kto za tym wszystkim stał i teraz całą ósemkę czeka miesięczny szlaban.
    No, na pewno będzie ciekawie. Nie mogę się już doczekać, co się wydarzy ^^
    Dodam (chyba znowu), że uwielbiam, UWIELBIAM, relację Syriusza i Jimmy'ego ♡♡♡
    Okej, tak więc, do następnego rozdziału :*
    Pozdrawiam i życzę miłej drugiej połowy wakacji :D
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Jestem piąta, taki cudowny numerek :D
    Dzisiaj raczej będzie krótko ;p Muszę jeszcze pisać rozdział ;v A chcę u Ciebie zostawić jakiś ślad, bo ostatni komentarz, który dodałam (mam nadzieję, ze widziałaś) był pod rozdziałem 12, a tu już 14! Nie, nie mogę mieć aż tylu zaległości ;D
    Treść:
    Jejku, James'owi tak bardzo zależy... On jest taki cudowny! W każdym calu jego ciała jak i duszy ♥
    Uwielbiam te rozmowy Jamesa i Syriusza <3 "Chyba nie mówisz o sobie?" - haha :D
    *Nadal nie mogę kopiować, hugh ;cc*
    Dziewczyny takie sprytne ;D Zadzierać z Huncwotami... No, no :D Szacunek dla pań ;3
    Black pytający o stanik Dorcas... Nie mogę z tego...
    Te rozdziały teraz są mega śmieszne i śmieje się z nich bardzo głośno :D Twoje teksty są powalające i mam nadzieję, że nadal takie będą :D
    Nie, no... Ja nie mogę z tej sprzeczki Syriusz vs dziewczyny... Teraz nawet jak to czytam po raz któryś tam to się z tego śmieję, haha :D
    Huncwoci to kretyni? Chyba ty, Puchonie. Phi.
    Syriusz... Na Mugolskiej matematyce to chyba wybitny byś nie był, kochany... xdd
    "Łania pozostaje poza zasięgiem jego kopyt" - Nie no, Mała, wielbię Cię, haha :D
    Ten plan.. No, McGonagall będzie miała w końcu normalne ubrania ;'D Świetna zemsta, trzeba im pogratulować *klaszcze rękoma*.
    Filch, Filch... Nie masz szans xd
    Oo, miesięczny szlaban... ;// Ale za to chyba w towarzystwie dziewczyn.. Mam nadzieję, że będzie na nim ciekawie... ;3
    Rozdział cudny :D Twój blog jest chyba najbardziej śmiesznym blogiem, który czytam :D Wspaniale :D Dawno się tak nie uśmiałam ;**
    Pozdrawiam, życzę dużo weny jak i udanych wakacji! :3


    Kathrine ;**

    {jily-love-forever.blogspot.com}
    {zlap-jelenia.blogspot.com}
    ^zapraszam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Katherine,

      Dziękuję za miły komentarz. Tak ten blog jest trochę śmieszny, ale nie chciałam by ostatnie lata życia Potterów i ich przyjaciół były smutne więc postanowiłam ubarwić trochę rozdziały śmiesznymi dialogami.

      Pozdrawiam
      Mała Czarna ^^

      Usuń
    2. I Jest to znakomite podejście do sprawy! ;>>
      I tak ostatni rok będzie chyba najgorszy... Głupi Peter! Mogliby jeszcze tyle żyć...
      No, ale nie byłoby tak cudownej historii, prawda?...

      Usuń
    3. Zgadzam się w stu procentach, gdy przeżyli to tak jakby nie byli już tymi Potterami rodzicami chłopca który przeżył ;-)

      Pozdrawiam
      Mała Czarna ^^

      Usuń
  6. Dziękuję za dedykacje :*
    Teraz już wiem, czemu kazałaś nie czytać tego w nocy xD
    Dialogi jak zawsze świetne. Najlepsze chyba te z transmutacji i zemsty dziewczyn xD
    A co do samej zemsty. GE-NIAL-NA! Chciałabym umieć tak pisać jak ty :(
    A więc, czekam na kolejny rozdział :)
    Taa, wiem ze krótko c;

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam ;D Mój pierwszy komentarz na tym blogu ^^
    Muszę powiedzieć, ze jestem zachwycona tym opowiadaniem. Przeczytałam wszystko w jeden dzień i umieram z ciekawości co się dalej będzie działo.
    Świetnie piszesz, masz talent i poczucie humoru, bo każdy rozdział jest mega zabawny. Fajnie, ze nie skupiasz się przede wszystkim na miłości Lily i Jamesa, tylko na innych związkach i super kawałach.
    Jeśli chcesz możesz wpaść czasem do mnie inna tematyka, ale może ci się spodoba, albo chociaż informuj mnie o nowościach ;) http://onlyknowyoulovehimwhenyoulethimgo.blog.pl/
    Pozdrawiam, Alex ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana Mała,

    jak mnie tu dawno z komentarzem nie było. Ale tylko z komentarzem, bo rozdziały mam wszystkie na bieżąco przeczytane.
    Spróbuję jednak skomentować je jakoś grupowo.

    Rozdział poświęcony Dorcas i Syriuszowi... Nie rozumiem, dlaczego oboje muszą unosić się jakąś dumą i zamiast porozmawiać, przyznać się, że coś do siebie czują, to bawią się w złośliwości i odwracają uwagę od tego, co ich łączy. Jak dla mnie takie zachowanie ewidentnie jeszcze bardziej świadczy o tym, że się w sobie zakochali. Jeśli już jestem przy Blacku to trochę współczuję mu braku inteligencji. Nazywając dziewczynę grubą i zabierając jej jedzenie z talerza wydał na siebie wyrok dosłownie ;) Dziwię się, że Dorcas, mimo wszystko, tak delikatnie na to zareagowała.

    Cieszę się, że Lilka wróciła w końcu do szkoły i teraz znowu zacznie się zabawa. W sumie już się zaczęła. Myślałam, że to Huncwoci są największymi żartownisiami w szkole, a jednak naprawdę można stwierdzić, że dziewczyny im dorównują. Pomysł z wkręceniem w szlaban chłopaków, wywijając McGonagall taki numer był genialny. Dziwię się jednak, że się na to zdecydowały, szczególnie Evans, która jak wiemy, jest zatwardziałą panią prefekt.
    Co do tego rozdziału to jest świetny. Powiem szczerze, że brak mi słów, by opisać Twoje potyczki słowne. Są genialne. Niezależnie od tego jakiego rozdziału dotyczą, jakiej sytuacji, czy są kłótnią chłopaków, czy wymianą zdań między dziewczynami a Huncwotami, każde zdanie sprzeczki jest świetne. I w tym wypadku widać, że dziewczyny również potrafią przegadać naszą elitarną czwórkę. A Black niestety sobie z nimi nie radzi xD

    Fajnie, że w końcu doszło do pocałunku Evans z Potterem, chociaż w mojej opinii, mimo wszystko, nie było do fair ze strony Rudej. Sama nie wiem, dlaczego, ale słodkie jest to, jak Rogacz to przeżywa.

    Ogólnie rzecz ujmując, mając świadomość tego, że masz 14 lat, czyli o 6 mniej niż ja, jestem załamana poziomem mojego pisania, bo Twój spokojnie można by uznać doświadczonego pisarza. Wprowadzasz mnie w kompleksy do tego stopnia, że po każdym przeczytanym u ciebie rozdziale mam ochotę usunąć mojego blog i rzucić pisanie.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Luthien!

      Dzięki za przemiły komentarz! Co do Lily, to fakt jest prefektem, ale jest też człowiekiem i każdy człowiek musi się czasem zabawić. Hmmm... Ja i pisarka? Nie sądzę ⌒.⌒ W takim razie mam wymówkę, aby narazie nie dodawać 15 rozdziału, bo absolutnie nie chcę, abyś usuwała bloga!

      Pozdrawiam
      Mała Czarna ^^

      Usuń
    2. Kochana,

      To żadna wymówka, więc się nie wykręcaj, bo z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ależ oczywiście!

      Rozdział pojawi się na 100 % , ale kiedy to tego niestety nie wiem :(

      Usuń
  9. Kochana Mała Czarna,

    Jestem Ci winna przeprosiny. Bardzo mi przykro, że dopiero teraz zmobilizowałam się do skomentowania.

    Co do rozdziału to chciałam pochwalić Twoją pomysłowość. Kreacje charakterów dziewczyn są genialne, teksty bezbłędne i do tego ten ich urok osobisty. Pomysł ze zmienieniem łaszków profesorki był oryginalny, przezabawny i muszę przyznać, że poprawił mi dzisiaj humor, który swoją drogą był paskudny.
    Ciekawi mnie, co spotka naszych bohaterów na tym miesięcznym szlabanie - coś czuję, że będzie równie zabawnie.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Em

    PS. Dziewczyny górą! ^^

    OdpowiedzUsuń