poniedziałek, 24 sierpnia 2015

15. W pułapce uczuć.

Cześć kochani!

Wiem, że zawaliłam i po raz kolejny zniknęłam na prawie miesiąc pomijając ,,notkę'' na pół roku bloga. Przepraszam, ale nieplanowany wyjazd i ku ironii losu miałam internet, ale jako pełnoetatowa gapa zapomniałam zabrać laptopa, spowodowało to wszystko opóźnienie z dodaniem rozdziału i przede wszystkim załamanie weny, która leciała, a nagle została zakręcona jak woda.
No dobra nie przedłużając zapraszam na 15 rozdział! :-)

~*~*~

,, Mózg to jednak paskudny oszust,

A przy tym straszliwy despota. ‘’

~ Chłopcy 3. Zguba



Za piętnaście minut mieli się stawić u McGonagall. Tymczasem Syriusz bezowocnie starał się dobudzić Rogacza który, gdy tylko przekroczyli próg dormitorium, rzucił się na łóżko i pogrążył w głębokim śnie. Gdyby teraz był jakiś atak na Hogwart to chłopak prawdopodobnie by go przespał. Nie pomagały groźby, prośby i rzucanie tym, co tylko się nawinęło. Krokiem ostatecznym było wiadro zimnej wody, ale czy było warto budzić słodko śpiącego Jamesa? Szarooki westchnął i z ciężkim sercem sięgnął po różdżkę spoczywającą za pazuchą szaty.

- Wybacz przyjacielu. Aquamenti. – mruknął, a z jego różdżki trysnął strumień zimnej wody, nie chciało mu się iść po wiaderko.

- Może jakieś namiętne powitanie po upojnej nocy ze skonanym kochankiem? – spytał Rogacz, nie otwierając oczu.

- Jeszcze czego Rogaczu. – prychnął rozbawiony Łapa.

Czarnowłosy Rozczochraniec otworzył z niezadowoleniem jedno oko skryte za szkłami okularów, których nie zdążył zdjąć.

- A gdzie moja miłości, kochanka ostatniej upojnej nocy? – spytał, choć znał odpowiedź, gdy tylko spostrzegł, że jest ubrany.

- Znasz odpowiedź. Nie ma jej i nie będzie.

- Musiałeś to powiedzieć ty głąbie?

- I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu chciałeś mnie namiętnie całować do utraty tchu. – odparł z wesołym uśmieszkiem, który nieustannie gościł na jego idealnie skrojonych wargach.

- To była pomyłka, nie moja wina, że tak bardzo przypominasz dziewczynę.

- Jasne. Rogaczu przyjacielu, masz teksty jak moja świętej pamięci babka.

- Chyba nie muszę ci przypominać, że to przez ciebie dziewczyny mają teraz przewagę trzy do zera?

- Moja wina. Moja bardzo wielka wina. Grzechy odkupione i możemy udać się na…

- Na spoczynek? Jestem za! – zawołał uradowany okularnik.

I już układał się do snu, gdy uroczy głos jego kochanego przyjaciela wdarł się do jego podświadomości.

- Ależ nie. Miałem zamiar powiedzieć, że możemy udać się na pierwszy dzień miesięcznego szlabanu! – zawołał dziwnie wesołym tonem.

- Black masz ochotę trochę odpocząć? – spytał słodkim tonem.

- Czuję, że nie pytasz się z dobroci serca.

- Bardzo dobrze czujesz a teraz rusz tyłek, bo mięśnie w nim zanikną.

- Idę, idę przecież

~*~*~

,,Jak się kobieta uprze, to diabła przegada. ‘’

- William Shakespeare


Gabinet Minerwy McGonagall znacznie lepiej wyglądał nocą, gdy jego właścicielka śpi i nie patrzy na ciebie z żądzą mordu wymalowaną w jej oczach schowanych za szkłami okularów. Cztery dziewczyny siedziały i ze znudzeniem omiatały spojrzeniem bordowe ściany z obrazami i godłem Gryffindoru. Nauczycielka transmutacji ze zniecierpliwieniem uderzała rytmicznie palcami o blat biurka. Brakowało jedynie Huncwotów, którzy tradycyjnie nie śpieszyli się na szlaban, przecież to na nich powinno się czekać, a nie na odwrót. Zegarek na nadgarstku Rudowłosej przypominał o upływającym czasie i dwudziestominutowym spóźnieniu Huncwotów. Gdyby to było możliwe, to właśnie Minerwie McGonagall dymiłoby się z uszu bez pomocy eliksiru pieprzowego. Drzwi uderzyły o ścianę i do pomieszczenia wkroczyła czwórka czerwonych na twarzy rozrabiaków. Meadowes pokręciła ze zrezygnowaniem głową, a Rudowłosa miała ochotę się śmiać z tyrady, którą za moment wygłosi nauczycielka transmutacji.

- Mogę znać przyczynę waszego kolejnego spóźnienia, które ma dziwnym trafem miejsce zawsze podczas szlabanu? – spytała profesor McGonagall.

- Skoro pani na tym zależy… - zaczął Syriusz.

- A woli pani powód prawdopodobny czy ten, który się spodoba pani? – spytał James.

Minerwa McGonagall spojrzała na niego, lecz się nie odezwała.

- No więc pomagaliśmy panu Filchowi w przepychaniu toalet. Które nikczemny Irytek zapchał papierem toaletowym.

Tym razem brew nauczycielki transmutacji powędrowała w górę i niemal całkowicie skryła się pod jej włosami.

- Potter chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz. – odparła opiekunka domu lwa.

- Ależ pani profesor to jest najprawdziwsza prawda! – zawołał Remus.

- A tu mi panie Lupin kaktus rośnie. – odparła, wskazując na dłoń.

- Gdzie? Gdzie?! – spytał Peter, obracając dłoń nauczycielki w każdą stronę.

- Glizdek to była przenośnia. – odparł James i przewrócił oczami.

- Szkoda. – odparł Peter i poluzował swój niedźwiedzi uścisk z czego natychmiast skorzystała nauczycielka transmutacji wyrywając swoją dłoń z pulchnych dłoni niebieskookiego Gryfona.

- Tak więc przechodząc do szlabanu. Będziecie go odbywać dwójkami… – zaczęła McGonagall, lecz przerwali jej Hunwoci, którzy przybili sobie piątki.

- Ale będziecie je odbywać w parach mieszanych.

- Jak to w parach mieszanych? – spytał Syriusz.

- Dziewczyna i chłopak.

- Wiem, co to oznacza para mieszana. – odparł Łapa.

- Więc po co zadaje pan panie Black zbędne pytania? – spytała zirytowanym tonem.

- Bo po prostu nie mogę uwierzyć w ten beznadziejny pomysł!

- Ja będę twierdzić, który pomysł jest beznadziejny, a nie na odwrót.

- Ale… - zaczął James, lecz tym razem przerwała chłopakowi McGonagall.

- Nie ma żadnego, ale panie Potter. Więc panna Evans ma szlaban z panem Potterem, panna Meadowes z panem Blackiem, panna Carter z panem Lupinem i panna Hughes z panem Pettigrew.

- Toż to jest cudowny pomysł pani profesor! – wykrzyknęli jednocześnie James i Syriusz.

Dwie przyjaciółki, którym przydzieleni zostali te głąby, schowały twarz w dłonie, kręcąc niedowierzająco głowami.

- Panna Evans i Pan Potter zajmą się czyszczeniem trofeów w Izbie Pamięci. Panna Meadowes i Pan Black zajmą się biblioteką. Panna Carter z panem Lupinem zajmą się przepisywaniem kartotek pana Filcha. Pannie Hughes i panu Pettigrew przydzielam Skrzydło Szpitalne i czyszczenie nocników wraz z segregowaniem eliksirów i robieniem listy tych eliksirów, których brakuje w zapasach pani Pomfrey.

Na moment zapadła cisza. Żaden z ósemki uczniów nie wierzył w to, jakie koszmarne i zarazem beznadziejne zadanie otrzymał. Jednak radość z przydzielenia do szlabanu z reguły była jednostronna, Evans oceniała swoje szanse na wyjście ze szlabanu z Rozczochrańcem bez szwanku na jakieś pięć procent poniżej zera. Meadowes robiła listę skutecznych zaklęć, które poradzą sobie z uciekającymi rękoma Blacka i jednocześnie spowodują, że będzie je trzymał przy sobie. Zaś Elizabeth przyjęła tę wiadomość z niemałą ulgą, został jej przydzielony najspokojniejszy z rozrabiaków. Miriam błagała Merlina, by to był mimo wszystko jakiś podły żart zrobiony na odpokutowanie win. W końcu ciągnącą się w nieskończoność ciszę przerwała wyraźnie zadowolona z siebie McGonagall.

- Każdy wie, co ma robić? To na co czekacie? Szlaban sam się nie odrobi. – zawołała wesołym głosem.

Cała ósemka wstała z krzeseł i udała się w stronę drzwi, które otworzyły się bez najcichszego jęku, a to wszystko dzięki silnemu olejowi, do którego zawiasów nie szczędziły dwie przyjaciółki przy wykonywaniu swojej misji.

Gdy drzwi zamknęły się za ostatnim ze skazanych na szlaban. Minerwa McGonagall zaśmiała się i pogratulowała sobie wspaniałego pomysłu który miał jednak jakieś luki w sobie. Wiadomo było nie od dziś, że Evans jedynej osoby, której nie darzy większą sympatią od Filcha był James Potter, na którego została skazana na najbliżej cztery godziny. Gdyby okularnik miał choć trochę oleju w głowie, a nie same marzenia dotyczące jej malinowych ust i gładkiej skóry wiedziałby, że lepiej trzymać się odstępu dwustu metrów za temperamentną dziewczyną. Mimo to cieszyła się, że za wczorajszą kompromitację będzie mogła się pośmiać, gdy tylko zamknie się w swojej sypialni, wówczas nikt nie pomyśli, że właśnie skazała jednego z uczniów na pewną śmierć, śmierć w szmaragdowych tęczówkach.

~*~*~

,,Słabości twe imię kobieta! ‘’

~ William Shakespeare


Czarnowłosy rozczochraniec szedł w ciszy za Rudowłosą koleżanką, która ani myślałaby na niego zaczekać. Mimo to chłopak szedł dumnym krokiem, jakby właśnie nastąpił cudowny przełom, a on nie zmierzał na szlaban tylko na romantyczną kolację przy świecach z rozjuszoną do granic możliwości Evans. Nie śmiał się, co prawda odezwać mimo swej odwagi do psot to przy Rudowłosej wolał milczeć, póki zachował jeszcze język. Każdemu kto ze zdziwieniem przyglądał się idącej z przodu dziewczynie i jemu, który starał się za nią nadążyć, posyłał promienny uśmiech warty tysiąca gwiazdek z nieba. Przecież właśnie jego marzeniem był szlaban z Evans i jej szmaragdowymi oczami, które patrzyłyby na niego tylko i wyłącznie z bezgraniczną miłością i uwielbieniem a gotowe razić piorunem każdego kto tylko zajdzie jej za skórę. Kilka razy otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz za każdym razem w porę się rozmyślał, nie chciał przecież by jego bogini ze zdenerwowania rozwaliła pół Hogwartu. Marzył mimo to o tym, by iść nie za nią, lecz koło niej gawędząc beztrosko i trzymać jej delikatną dłoń z pewnością, że nie dostanie za to jakąś klątwą.

- Liluś czekaj! – zawołał w końcu, gdy między nimi było więcej niż obowiązkowe dwieście metrów odległości.

- Nie mam na co. – odkrzyknęła nie odwracając się.

Na tym ich ,,przyjacielska pogawędka’’ się zakończyła. Gdy doszli do drzwi na trzecim piętrze, gdzie odbywać miał się ich szlaban James stanął koło Rudowłosej z rozbawieniem, przypatrując się, jak sztywnieje, gdy przez przypadek musnął jej dłoń. Znacznie lepiej stało się na korytarzu, a nie w Sali gdzie każdą ścianę zakrywają półki od podłogi aż po sufit. Mieli nie nudzić się przez następne cztery godziny lub jeśli Merlin da przez następne cztery tygodnie.

- Panie przodem. – powiedział James, przepuszczając panią prefekt w drzwiach. – A może tak, by powiedzieć dziękuję? – dodał, a Lily spojrzała na niego i skinęła lekko głową.

- No tak po co się wysilać. – odparł i zamknął za nimi drzwi.

Rudowłosa podeszła do jednej z półek znajdującej się po drugiej stronie klasy byle jak najdalej od Rogacza. Patrzyła z rozbawieniem, jak chłopak przeszukuje kieszenie w poszukiwaniu różdżki, która wykonałaby za nich całą czterogodzinną robotę w niecałą minutę. Parsknęła śmiechem, gdy chłopak z miną zbitego psa doszedł do najoczywistszego faktu. Nie miał różdżki.

- Nie wysilaj się szukaniem jej. – powiedziała wesołym głosem.

- Rozumiem Evans, że jesteś z tego powodu szczęśliwa, bo w końcu te cztery godziny w moim towarzystwie to szczyt marzeń każdej dziewczyny.

- Cóż Potter nie jestem ,,każda’’. – odparła, biorąc do ręki szmatę leżącą koło wiadra.

- Naprawdę masz zamiar to czyścić? – spytał James, unosząc brwi jakby zdziwiony tą perspektywą.

- Tak Potter, bo właśnie to mieliśmy robić. – odparła i ściągnęła z najniższej półki puchar za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eliksirów dla niejakiej Grety Catchlove.

Przez następne dwie godziny pracowali w ciszy, którą przerywało pogwizdywanie chłopaka pochłoniętego dokładnym czyszczeniem wyróżnień dla zawodników quidditcha. Gdy doszedł do ostatniej nagrody dla kapitana drużyny Charlusa Pottera uśmiechnął się szeroko pieszczotliwie wycierając każdy kącik pucharu.

- Kiedyś sam taki dostanę. – powiedział na co wyrwana ze swojego świata myśli Rudowłosa się wzdrygnęła przestraszona.

- Twoja pewność siebie mnie zadziwia.

- A to dlaczego? – spytał zaskoczony, że doczekał się odpowiedzi.

- Hmm… Może dlatego, że jesteś jedyną osobą, która z powodzeniem łączy cechy lidera, huncwota i kretyna.

- Zapomniałaś wspomnieć o cechach wspaniałego kochanka i…

- I uwodziciela?

- Ja i uwodziciel? To jak Snape z szamponem! – zawołał a Gryfonka rzuciła mu piorunujące spojrzenie.

- Nie zapominaj się Potter. – odparła, siadając na podłodze i opierając się o zbawiennie chłodną ścianę kojącą rozgrzaną skórę.

- Ok. – odparł, podchodząc do dziewczyny i siadając naprzeciwko niej.

Dziewczyna spojrzała na niego, czego on pewnie nie zauważył, wpatrując się pożądliwie w jej poruszającą się szybko klatkę piersiową. Oblizał usta na co Rudowłosa zrobiła kwaśną minę i kopnęła chłopaka w nogę.

-Za co? – spytał wyrwany ze swojego świata fantazji związanych z zielonooką.

- Za wgapianie się w tereny nieprzeznaczone dla ciebie. – odparła, zamykając oczy.

Dwadzieścia minut później, gdy jedną nogą znajdowała się już w objęciach Morfeusza, najwidoczniej zazdrosny James wyrwał ją z nich bezlitośnie. Otworzyła niezadowolona jedno szmaragdowe oko tylko po to by zorientować się, że twarz chłopaka znajduje się stanowczo za blisko, naruszając jej strefę intymną. Gwałtownie odskoczyła, co skończyło się zderzeniem głowy ze ścianą.

- Spokojnie przecież cię nie zjem. – powiedział James, uśmiechając się lekko.

- Wiem, rogacze nie jedzą ludzi. – wypaliła, za nim zdołała odpowiedzieć idealnie przemyślaną odpowiedzią.

- A co z nimi w takim razie robią? – spytał zaciekawiony chłopak.

- Eee… Łaszą się do ludzi… znaczy te bardziej oswojone. – odparła zmieszana i zaczęła się niezdarnie podnosić.

- W takim razie rogacz ukryty we mnie łasi się do pewnej rudowłosej Gryfonki. – odpowiedział pomagając się podnieść dziewczynie na co ta się zaczerwieniła.

Powrócili do pracy. Pracując tak ramię w ramię, Lily przyszło przez myśl, że byłaby w stanie zaprzyjaźnić się z okularnikiem. Jednak gdy tylko zrozumiała sens tej myśli potrząsnęła gwałtownie głową i w myślach powiedziała:

,,No co też mi przyszło na myśl? Pewnie to przez przemęczenie. ‘’

~*~*~

,,Wszystko musi ku czemuś zmierzać.’’

~ Dorota Terakowska

W tym samym czasie, gdy Rudowłosa dwa piętra niżej pracowała ramię w ramię z Rogaczem, Dorcas rzucała piorunujące spojrzenia w stronę Syriusza, który rzucał jej flirciarskie spojrzenia, uśmiechając się przy tym szelmowsko, a w oczach igrały łobuzerskie ogniki. Kolejne książki lądowały na podłodze, gdzie był już spory stos odkurzonych woluminów ułożonych w kolejności alfabetycznej. Chłopak nie szczędził ,,przypadkowych’’ muśnięć dłoni dziewczyny, gdy mijał ją z naręczem kolejnych opasłych tomów, które należało oczyścić z upływającego osadzającego się na nich czasu za pomocą miotełek do kurzu. Przy którymś takim przypadkowym kontakcie nie wytrzymała i machnęła różdżką, których o dziwo im nie zabrano. Pewnie tylko ze względu na panią Smith*, która co piętnaście minut doglądała i oceniała wykonaną przez nich pracę, a także jej dokładność. Skończyło się na tym, że Syriusz potknął się jakby o niewidzialną linę i poleciał ze wszystkimi książkami na starannie wypolerowaną posadzkę kilkugodzinną robotę Filcha. Cały rumor przyciągnął uwagę uczniów, którzy przybyli do królestwa bibliotekarki z kilku powodów takich jak odrobienie zadanych wypracowań, nauka w zacisznym kącie lub po prostu chęć spędzenia kilku godzin bez wrzasków w Pokoju Wspólnym, lecz przyciągnął również uwagę pani Smith, która wściekła jak osa sprawdzała, czy żaden z jej skarbów nie ucierpiał w starciu z niezdarnym chłopakiem. Potem nastąpił długi wywód bibliotekarki na nieuważających uczniów, który trwał jakieś trzydzieści minut, które teraz byli do tyłu z czyszczeniem cennych relikwii kobiety. Gdyby chłopak miałby ten szlaban z Evans a nie z Meadowes to mógłby się spodziewać podobnej tyrady jak tej, którą zmuszony był wysłuchać, mimo że nie do końca słuchał poświęcając ten czas przerwy na przyglądanie się jego ,,wspólniczce’’ w odrabianiu tego szlabanu. Gdy po raz kolejny jego dłonie znalazły się tam gdzie nie powinny, a mianowicie na talii dziewczyny, gdy ta po raz kolejny się wywinęła z uścisku jego dłoni. Odezwał się ze zmarszczonymi brwiami: - O co ci chodzi Dorcas?

- Mi? O nic. Raczej to ja powinnam się ciebie zapytać, o co tobie chodzi.

- Dlaczego w takim razie odsuwasz się za każdym razem, gdy cię dotknę? – spytał, patrząc na nią tymi swoimi szarymi urzekającymi oczami.

- Nie przypominam sobie abyś miał prawo mnie dotykać albo przytulać. Takie przywileje mają tylko moi chłopacy albo potencjalni kandydaci na chłopaków. – odparła dziewczyna, podnosząc dwa wyjątkowo opasłe tomy i ustawiając je na półce. Oczywiście tak jak zażyczyła sobie bibliotekarka w porządku alfabetycznym.

- Więc, co to oznacza? – spytał zdziwionym tonem.

- Oznacza to mniej więcej tyle, że nie jesteś na liście potencjalnych kandydatów.

- A jak można się na niej znaleźć? Czy moje umiejętności i usta wystarczą? – spytał, uśmiechając się zadziornie.

- Jesteś beznadziejny Black za krzty w tobie romantyzmu. Co do listy zaś to jest ona zamknięta.

- We mnie brak romantyzmu? To w takim razie skąd tłumy wielbicielek?

- Ach wystarczą tylko zręczne palce i usta… no i może odrobina seksapilu, ale tylko tyle, co kot napłakał. Na Merlina i zapomniałabym o najważniejszym, a mianowicie o tym, bez czego żadna by na ciebie nie spojrzała. – odparła z figlarnym uśmiechem.

- To znaczy? – spytał, przekrzywiając głowę i przyglądając się dziewczynie spod opadającej na oczy grzywki.

- To znaczy bez tego, co masz między nogami, byłbyś tak samo seksowny, jak Filch.

Chłopak patrzył w osłupieniu na dziewczynę, jakby nie do końca dowierzając w to, co wyszło z jej idealnych pełnych teraz podkreślonych czerwonym błyszczykiem warg. Oczywiście wiedział, że nie należy do dziewczyn, które w jego towarzystwie się jąkają i zapominają, że mają coś takiego jak język, czerwienią lub co gorsza ślinią, co jest zdeczka nie przyjemne, odrażające i odrzucające.

- Jesteś obrzydliwie bezczelna. – odparł wreszcie, wpatrując się uparcie w jej tęczówki.

- Sądziłam, że to właśnie twoja bezczelność przyciąga te wszystkie tłumy różowych landryn.

- Ależ nie kochana to po prostu moja osobowość, wygląd i sława Huncwota. – odparł chłopak.

Na jakieś dziesięć minut zapadła zbawienna dla Meadowes cisza, jakże cudowny był dzień bez odzywającego się Syriusza bez znoszenia rozmów z nim.

Najczęściej jest tak, że jeżeli pragniemy, by czas się zatrzymał lub gdy chcemy żeby na przykład jakiś kretyn się nie odzywał to, jak na złość jego głos przeniknie w nasz umysł, zakłócając nasze myślenie.

- Zatkało cię skarbie? – spytał chłopak, siadając na stoliku, czego z pewnością nie pochwaliłaby szkolna bibliotekarka.

- Chciałbyś.

- Żeby cię zatkało? Pewnie wtedy bym podszedł do ciebie i cię odetkał. – odparł Gryfon.

- Niby w jaki sposób byś to zrobił? W taki żebym cię nie potraktowała jakąś ,,przyjemną’’ klątwą oczywiście. – spytała, przyglądając mu się z lekkim zaciekawieniem.

- W ten najprzyjemniejszy oczywiście.

- Czy tym najprzyjemniejszym sposobem dla mnie może być przywalenie ci w twarz? – spytała, ożywiając się nagle.

- Kto powiedział, że to będzie najprzyjemniejszy sposób dla ciebie? – odparł pytaniem na pytanie Syriusz.

- W takim razie nawet się do mnie nie zbliżaj. – odpowiedział brunetka i wróciła do czyszczenia oraz porządkowania pozostałych tomów.

Nim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, na horyzoncie pojawiła się bibliotekarka, sprawdzając postęp dwójki Gryfonów. Skrzywiła się, gdy dotarła do półki czyszczonej przez szarookiego chłopaka. Co uśmiechem skwitowała mieszkanka domu lwa. Dziewczyna niemal wybuchłaby śmiechem, gdyby nie przygryziona warga na widok Syriusza bajerującego bibliotekarkę by odwrócić jej uwagę od niestarannie wyczyszczonych półek i książek ustawionych w niepoprawnej kolejności alfabetycznej. Kobieta uśmiechnęła się szyderczo, a jej bursztynowe oczy zwęziły się niebezpiecznie na widok bezczelnego uśmieszku Gryfona, który lustrował wzrokiem zarys jej nóg skrytych pod granatową szatą.

- Black czy ty aby na pewno znasz alfabet? – spytała pani Smith

- No tak… Oczywiście, że tak – odpowiedział, a gdy bibliotekarka spojrzała na niego powątpiewającym wzrokiem, odezwał się ponownie. – No więc jest a, b, c, d, e, f, h, l, o…

- A czy w tym twoim alfabecie stworzonym przez ciebie są litery składające się na słowa ,,skończony kretyn’’? – spytała Meadowes sugestywnie poruszając brwiami.

- I ty słońce przeciwko mnie? Nóż w plecy. Jeśli zaś chodzi o alfabet to może, zechciałaby mnie pani nauczyć tego i owego? - spytał Syriusz, puszczając perskie oko kobiecie, która zbyła zaloty chłopaka głośnym prychnięciem.

- Sądzę, że nie chodzi ci Black o naukę alfabetu.

- No tak jakby mnie pani przejrzała. – odparł i przeczesał ręką włosy.

- Muszę cię rozczarować Black…

- Jaki tam Black jestem Syriusz. – odpowiedział, błyskając uśmiechem.

- A ja jestem jak dla ciebie pani Smith a teraz bierz się do roboty już! – odparła kobieta i odeszła a Gryfonka wybuchła śmiechem.

- Twój urok osobisty coraz częściej zawodzi. - powiedziała Meadowes jeszcze bardziej depcząc i tak już skopane ego chłopaka.

Syriusz Black w myślach przeklinał wszystkie kobiety jakiekolwiek i kiedykolwiek istniały poprzez Monicę pierwszą panią do towarzystwa na świecie, aż po brunetkę, z którą odbywał szlaban i aż po szkolną bibliotekarkę pierwszą dorosłą kobietę, która nie uległa jego urokowi. Gdy tylko przez myśl przeszło mu stwierdzenie ,, O ile ten świat byłby lepszy bez kobiet” zrugał się w myślach za takie wyobrażenie przecież gdyby nie kobiety to co by robił przez te wszystkie wieczory, podczas których jeden przyjaciel latał za Rudą złośnicą, drugi siedział z nosem w książce, a trzeci spędzał wieczory w towarzystwie tony jedzenia i skrzatów domowych. O tak stanowczo, życie bez kobiet byłoby nudne.

~*~*~

,, - To nie ironia losu - powiedział. - To sarkazm życia. ‘’

S. S


Kiedy zasiedli do przepisania na nowo kartotek Filcha, gdyż stare ozdobione zostały pięknymi obrazkami przedstawiającymi każdego z Huncwotów i nieodłączne pudrowo różowe panny, Elizabeth pomyślała: ,,O ironio zrobiło się bałagan, to trzeba go posprzątać’’. Lupin przyglądał się dziewczynie z zaciekawieniem, gdy parskała śmiechem lub po prostu cichy chichot wychodził z jej ust, co natychmiast spotykało się z piorunującym spojrzeniem wyblakłych niebieskich tęczówek woźnego. Carter z całą pewnością była dziewczyną zagadką, nigdy nie można było być pewnym czy planuje zaprosić cię na spacer, czy może organizuje w myślach twój pogrzeb. Od trzeciej klasy był nią zafascynowany, bo to właśnie wtedy stała się ,,tą pierwszą, która odrzuciła Syriusza Blacka Casanovę Hogwartu’’. Remus nie wiedział, czy dziewczyna jest nim zainteresowana, czy może jest jej po prostu obojętny i traktuje go jak kolegę tak jak pozostałych znajomych z Gryffindoru. Wyobrażał sobie nieraz swoje życie, gdyby nie jego ,,mały futerkowy problem’’ miałby żonę, dzieci i malutki, ale przytulny domek co niedzielę jego przyjaciele z żonami przychodziliby na obiad i zostawali na deser. Potem przychodziło jednak opamiętanie i niechęć to pytań typu ,,Co by było, gdyby? ‘’ według jego toku myślenia, nigdy miał nie zaznać szczęścia, ponieważ na to nie zasługuje, nie będzie miał żony i dziecka, bo nie mógłby znieść tego, że obarczył ich takim ciężarem, zwłaszcza gdyby dziecko okazało się takie jak on. Wilkołak bez przyszłości.

- Nigdy nie podpadać Filchowi… Muszę to sobie zapamiętać. – mruknęła Carter.

- O tak Filch potrafi być dosyć… - zaczął chłopak, lecz Elizabeth mu przerwała, marszcząc brwi, jakby się nad czymś zastanawiała.

- Wredny, paskudny, chamski? - spytała.

- Raczej nazwałbym go człowiekiem specyficznym. – odparł Lupin.

- Ciekawe określenie ,,człowiek specyficzny’’.

- Jednak faktem jest, że uczniowie i nauczyciele nie pałają do niego miłością. – odpowiedział, uśmiechając się lekko na widok dołeczków w policzkach dziewczyny.

- Pałanie miłością do Filcha, jest tak samo nieprawdopodobne, jak zakochanie się w akromantuli.

- Niezwykle ciekawe porównanie szkoda, że nie mam przy sobie notesu.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na myśl, że w sumie Remus jest stokroć lepszy od Jamesa bądź też Syriusza, nie ma stada natrętnych fanek i prawdopodobnie nie jest też skończonym kretynem, który myśli tylko o tym, którą tym razem wykorzystać i komu zmalować nieprzyjemny kawał. Był też jednym z tych chłopaków, którzy nieświadomi swojego uroku podbijają serca dziewcząt. Szlaban z Lupinem był lepszy nawet od całej kolekcji lakierów firmy Modna Czarownica, które Carter tak pieczołowicie kolekcjonowała, dany kolor na paznokciach zależał od jej humoru, a humor od koloru na paznokciach.

- Jestem jedynie ciekawy, która z was ma taki talent do rysowania. – powiedział Remus, sięgając po pergamin z kartoteki Huncwotów, na którym narysowani byli James z Syriuszem odganiający się od fanek a wokół nich latały bociany.

- Ja, Miriam i odrobina magii. – odparła, wzruszając lekko ramionami.

- Więc strój McGonagall i w ogóle ta akcja z zamianą jej ciuchów w jakieś skąpe sukienki to sprawka Lily i Dorcas? – spytał chłopak, uśmiechając się szeroko.

- W każdym calu. – potwierdziła dziewczyna.

- No to Rogaś będzie niepocieszony i Łapa też.

- Zamknijcie te jadaczki! – syknął woźny wpatrując się w nich ,,groźnym wzrokiem’’.

- Uprzejmy jak zwykle. – mruknęła Elizabeth.

Zamilkli czasem tylko mierząc się wzrokiem. Oboje przepisywali kartoteki Filcha jakby odruchowo. Ich myśli wędrowały daleko w różnych kierunkach. Remus myślał na zaproszeniem Carter na spacer, a Elizabeth błagała w myślach Merlina, by ten szlaban dobiegł już końca. Mimo że cieszyła się ze szlabanu akurat z tym Huncwotem to i tak jedyne o czym marzyła to rzucenie się na ogromne łóżko w dormitorium dziewcząt z piątego roku, ręka bolała niemiłosiernie po trzech godzinach trzymania pióra. Dziewczyna przysięgała sobie w myślach, że nigdy więcej nie dotknie pióra, choćby miała pisać węglem albo czymkolwiek byle nie piórem.

Zdrętwiały kark bolał niemiłosiernie od siedzenia nad pergaminem, a zmęczone oczy same się zamykały. Cztery godziny szlabanu to stanowczo było za dużo. Przez kolejne dwadzieścia minut usłyszeć tylko można było skrobanie pióra po kawałku pergaminu i tłumione ziewanie Carter. Zbawieniem był głos Filcha, który w końcu wypowiedział to upragnione przez dwójkę Gryfonów zdanie:

- Zmiatajcie. Koniec szlaba… - nie dokończył woźny, bo za chłopakiem i dziewczyną właśnie zamykały się drzwi.

~*~*~

,,Zbyt wiele urody sprawia,

Że twardnieje serce. ‘’

~ Judith O’Brien


Cztery godziny spędzone w towarzystwie Petera to było jak na jej nerwy za dużo. Ciągłe rozprawianie chłopaka o tym, że szlaban wolałby mieć w kuchni, a nie w Skrzydle Szpitalnym pod czujnym okiem pani Pomfrey. Przez moment miała ochotę wykopać Petera za drzwi, ale to oznaczałoby, że sama musiałaby odwalić za niego całą robotę. Więc chcąc nie chcąc powstrzymywała się od zdzielenia Gryfona po głowie czymś ciężkim na przykład widziała o pani Pomfrey taką kuszącą opasłą książkę o eliksirach czarnomagicznych. Różdżka niestety została jej zabrana, więc żadna znana jej klątwa nie będzie potrzebna. Blondyn mylił się dosłownie we wszystkim nawet w poprawnym zapisie nazwy jakiegoś eliksiru, którego brakuje w zapasach szkolnej pielęgniarki, nie mówiąc już o myleniu nazw eliksirów. Jedyne o czym mówił to o tym, że jest głodny i już ma dość tego szlabanu, pomimo że nie minęło więcej niż półgodziny od wkroczenia do Skrzydła Szpitalnego. Hughes miała już dość narzekań chłopaka, tysiąc razy bardziej wolałaby już szlaban z Potterem albo od biedy z Blackiem, ale nie ona musiała tkwić w królestwie pani Pomfrey i pomagać jakiemuś półgłówkowi, który nie umie odróżnić eliksiru pieprzowego od amortencji, mimo że oba nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego.

- Zjadłbym kociołkowe pieguski. Nogi mnie bolą! – narzekał pulchny Gryfon.

- Już to dzisiaj słyszałam przez ostatnie trzy godziny jakoś tak ze dwieście pięćdziesiąt razy. Nie wiem, jak mogą cię boleć nogi, przecież siedzisz. – odparła zirytowana Hughes.

- Ile jeszcze nas będą tu trzymać? Zaraz umrę z głodu. – narzekał nadal zupełnie, jakby nie dosłyszał wypowiedzi Miriam.

- Cóż ta śmierć z głodu raczej ci nie grozi. Co do trzymania nas to posiedzimy tu jeszcze jakąś godzinę, a raczej ty posiedzisz, bo ja stoję. – odparła, krzywiąc się lekko.

Chłopak był niezwykle egoistyczny jak na tego najmniej lubianego i najmniej popularnego z Huncwotów a co najdziwniejsze prawdopodobnie dzięki Syriuszowi i Jamesowi miał nieprawdopodobnie zawyżone ego. Przez myśl Hughes przeszło nawet stwierdzenie, że chłopak wnet zacznie się uważać za kogoś wyżej postawionego od samego Merlina albo króla. Kiedy nadeszła kolej na czyszczenie nocników i Gryfonka uświadomiła to Peterowi, chłopak niemal zasłabł i jak w starym filmie pani Pomfrey podała mu mugolskie sole trzeźwiące twierdząc, że w ostatnim tygodniu wyczerpał jej zapas eliksirów ocucających i wzmacniających. Dwadzieścia minut później kiedy został do wyczyszczenia ostatni z nocników ku zdziwieniu samej Gryfonki zlitowała się nad chłopakiem, który był coraz bardziej zielony na twarzy.

- Daj tę szmatkę, ja go wyczyszczę – odparła zrezygnowanym tonem.

Peter z ulgą oddał ścierkę dziewczynie i opadł na łóżko. Natychmiast zjawiła się również szkolna pielęgniarka i z głośnym westchnieniem podała jakiś eliksir Gryfonowi. Czyszczenie nocników to stanowczo był najgorszy fragment całego szlabanu, pomijając odwalanie niemal całej roboty za chłopaka, który bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Kiedy ostatni nocnik można było uznać za wyczyszczony i kiedy mijała czwarta godzina, szkolna pielęgniarka odetchnęła z ulgą, mogła już wywalić dwójkę Gryfonów ze swojego królestwa.

- Szlaban skończony. – powiedziała na co Peter od razu przybrał zdrowsze kolory a Miriam niemal wykonała taniec zwycięstwa, a potem, jak gdyby nigdy nic wyszli. – Mam nadzieję że jutro McGonagall będzie w lepszym humorze i nie przydzieli nikogo do kręcenia się tutaj. – dodała i weszła do swojego małego gabinetu.

~*~*~

,, Żyć i nie mieć przyjaciela to tak, jak być

Pisarzem i mówić tylko do szuflady. ‘’ 




Jako ostatni do Pokoju Wspólnego wkroczył Syriusz a tuż za nim w doskonałym humorze Dorcas. Chłopak udał się w stronę kanap, skąd z ciekawością przyglądała mu się trójka przyjaciół. James uśmiechał się lekko, Peter wyglądał, jakby zaraz miał puścić pawia, a Remus był w marzycielskim humorze. Dziewczyna zaś udała się w stronę dormitorium dziewcząt z piątego roku skąd dochodził stłumiony odgłos rozmów i śmiech. Szarooki rzucił się na kanapę i z głośnym westchnieniem położył rękę za głową.

- I jak było? – spytali się jednocześnie.

- To może Rogasiu zacznij. – powiedział uśmiechnięty lekko Syriusz.

- Na początku, czyli przez pierwsze dwie godziny się w ogóle nie odzywaliśmy, pracując ramię w ramię…- zaczął, lecz przerwał mu kpiący wzrok Syriusza. – No dobra ona pracowała na drugim końcu Sali, a potem prawie się całowaliśmy. – zakończył James.

- No przyjacielu przechodzisz ze skrajności w skrajność. – odparł Remus i poklepał przyjaciela po plecach.

- A tobie Łapciu jak poszło? – spytał z szerokim uśmiechem Rogacz.

- No więc… Pogawędziliśmy trochę i wyszło że nie jestem na liście kandydatów do chodzenia z nią. Potem trochę przypadkowo ją podotykałem, a ona wyczarowała jakąś niewidzialną linę, o którą się wywaliłem oczywiście z naręczem książek, a potem przyleciała Smith i sprawiła mi kazanie na temat dbania o skarby szkoły.

- Nie martw się Łapo przyjacielu, jak to mawiają, psy spadają zawsze na cztery łapy... Albo litery.

- A jelenie na poroże. Może dlatego ostatnim razem było trochę uszczerbione.

- Uszczerbione? Uszczerbione to ty masz ego przez to, że Meadowes nie jest na skinienie palca.

Dwaj Czarnowłosi zmierzyli się chłodnym spojrzeniem i usiedli jak najdalej od siebie. Obrażeni wyglądali jak dwie nastolatki, które pokłóciły się o to, jaki kolor najlepiej komponował będzie się z włosami, oczami i kolorem skóry. Remus z Peterem wymienili rozbawione spojrzenia.

- No więc jak było? – spytali jednocześnie James z Syriuszem.

- Ja z Elizabeth musiałem przepisać kartoteki pod czujnym okiem przysypiającego Filcha i nie było mowy o odrobinie magii do pomocy, bo McGonagall nie wiedząc kiedy pozbawiła nas różdżki… No może oprócz Dorcas i Syriusza. – powiedział Lupin.

- No więc ja pomagałem Miriam, ale przy czyszczeniu nocników zrobiło mi się niedobrze i zemdlałem, a potem ciągle myślałem, że puszczę pawia. Potem Miriam zaoferowała się, że wyczyści ostatni z nocników, a ja padłem z ulgą na najbliżej stojące łóżko. – powiedział Peter czerwieniąc się.

- Małżeństwa i dzieci z tego nie będzie. – odparł Remus z lekkim uśmiechem.

- Nie martw się Glizduś znajdziesz lepszą. – powiedział Syriusz.

- Mądrzejszą. – dodał James.

- Taką w swoim typie. – zakończył Remus.

Huncwoci jeszcze przez kilka godzin wymieniali się szczegółami swoich szlabanów, mając przy tym wiele radości i niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Gryfonów w Pokoju Wspólnym przybywało albo nie ale stałym elementem pomieszczenia wieczorem byli Huncwoci beztrosko gawędzący i szepczący między sobą coś co widocznie nie było przeznaczone dla uszu innych. Z czasem do Pokoju Wspólnego zawitały również cztery przyjaciółki, które zajęły kanapy na drugim końcu pomieszczenia, czyli tam gdzie nie siedzieli Huncwoci i nie byli w stanie dosłyszeć ich rozmowy, która pewnie wyglądała podobnie jak u chłopców. Tyle że dziewczyny prawdopodobnie nie szczędziły pikantnych szczegółów takich jak rozmyślanie nad jakąś najbardziej szkodliwą klątwą, którą zapamiętaliby do końca życia tak samo, jak jej skutki. Mimo że to był szlaban i to w dodatku z Huncwotami nie mogły narzekać na brak rozrywki, bo samo przekomarzanie się z chłopcami jej przysparzało. Następne szlabany mogły być o wiele gorsze, ale po co mieli o tym w tamtym momencie myśleć? Przecież liczy się tu i teraz.

~*~*~

Dla Alczix, która od marca czeka na swoje Drapple.




Na koniec przepraszam, bo rozdział 15 miał być zabawny wyszedł jak wyszedł i nie jestem zadowolona z efektu końcowego. Dla większości pewnie będzie rozczarowaniem. Ale jak już sama się zorientowałam nie zawsze da się pisać na możliwie najwyższym poziomie.








Pozdrawiam

Mała Czarna ^^

8 komentarzy:

  1. Więc tak. Rozdział świetny, wspaniały i równie zarąbisty co pewien chłopak przypominający najgorszy koszmar senny takiej jednej dziewczyny której włosy są odzwierciedleniem jej charakteru (od razu mówię - nie bez powodu przypomina mi on Casanovę c; )
    Nie wiem dlaczego, ale nie wydaje mi się taki śmieszny jak zazwyczaj. Widać, że twoja wena pojechała na wakacje. Jakby nie mogła jeszcze trochę poczekać.
    Co do formy. Takie 'podzielenie na cztery części' jest takie nietypowe dla twojego bloga. zawsze opisywał jeden, góra dwa fronty. A teraz takie nagłe przerzucenie na cztery. Takie... hmm... dziwne...
    A co do treści. Jak już pisałam, nie było tak śmiesznie jak zazwyczaj, ale obawiam, że to przez Twoje spojlery przez ostatni miesiąc. A tak poza tym, to Doriusz wyszedł ci świetnie. Pozostałe wątki też, ale ten najlepiej.
    Aaa. Zapomniałabym. Czemu Syri nie wyręczał się różdżką? Ja bym np. wyczyścił a za pomocą magii kilka półek w minute, a następne 14... *ekhm, ekhm...* wykorzystała po swojemu... (If You know what I mean c: )
    Pozdrawiam i życzę odkręcenia twojego kraniku! c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. czekam. nadal. na. drapple.
    ~A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Ravy, ja też. Ale jeśli to będzie coś typu okonia, to chyba lepiej zaczekać... xD

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na sam początek chciałam Cię przeprosić. Czytałam wszystkie rozdziały, ale jakoś nie mogłam znaleźć czasu. Każdy z poprzednich był wspaniały i przede wszystkim zabawny. Dawno nie uśmiałam się tak, jak czytając Twoje dzieła. Chyba najbardziej na rozmowie na Transmutacji, która w końcu się nie odbyła. Te riposty Lily, jejuniu ośmiałam się jak głupia :"D Ale chyba najbardziej na tym jak stój McGonagall się zmienił i kiedy podchodzi do rozbawionych huncowtów, którzy nie mieli z tym nic wspólnego, wykrzykując, że mają szlaban. Ci nie wiedzą o co chodzi i taki bulwers, a tu nagle wpada wściekły do granic możliwości Filch i gdy tylko ich widzi, informuje ich o szlabanie. Moja ulubioną sceną z opisu kawału jest chyba właśnie to jak woźny wpada i wykrzykuje o szlabanie dla nich. Czytając to śmiałam się jak głupia, a była to godzina pierwsza w nocy, więc, żeby nikogo nie obudzić, twarz chowałam w kołdrę i śmiałam się jak jakaś nienormalna. A i jeszcze ta akcja, kiedy dziewczyny mówią, że jest już 3:0 dla nich, a James taki zdziwiony, a kiedy stało się 2:0. Cudowne! :P Naprawdę poprzednie rozdziały były boskie. A teraz przechodząc do tego, to również nic nie można zarzucić. Dialogi są idealne, tylko się od Ciebie uczyć. Syriusz budzący Rogacza, który pyta, gdzie jego laska i mówiący, że Black wygląda jak kobieta. Perfekcja! <3 Wymówka spóźnienia, Merlinie, znowu się śmiałam. McGonagall - Chyba sam w to nie wierzysz, albo czy mi tu kaktus rośnie. Bomba! :'p Później opisy, tych kar, każda wspaniała, ale chyba najlepsza Meadowes i Blacka. Oni są cudowni, te ich potyczki słowne, ach jak ich nie wielbić, no nie da się... A potem sprawozdania ze sprawdzianów, ci to nie mają co robić, naprawdę XD
    Całość jest piękna, aż przyjemnie się czyta. Uwielbiam Twoje rozdziały, bo jest w nich pełno humoru *.* Życzę weny i pozdrawiam ciepło!
    Panienka Livvi ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Rozdział, jak zwykle bardzo ciekawy. Fajnie, że James miał szlaban razem z Lily, Syriusz z Dorcas, itd. McGonagall chyba ukarała tylko dziewczyny, bo dla chłopaków to była nagroda.
    Podobają mi się te przekomarzanki Lily i Jimmy'ego; a także Dor i Blacka. Można się pośmiać. Jak ktoś już napisał, Twoje rozdziały są bardzo zabawne.
    Remusowi chyba podoba się Elizabeth. Mam nadzieję, że coś z tym zrobi, bo zasługuje na miłość. Oj, niech on nie myśli, że nie będzie miał żony i dzieci. Tak mi go szkoda.
    Ale za to rozmyślania Miriam na temat Petera poprawiły mi nastrój po tym smutnym momencie z Remusem. Wyobraziłam sobie Glizdogona, który bez przerwy marudzi i nie dziwię się, że Miriam miała go już dosyć. Biedna.
    A na koniec zdanie relacji ze swoich szlabanów. Rozbawił mnie James, który stwierdził, że prawie całował się z Lily. O, przypomniało mi się, jak ona pomyślała, że mogłaby się z nim zaprzyjaźnić. Niech nie odrzuca tego pomysłu! Czemu miałaby nie dać mu szansy?
    Okej, to chyba tyle z mojej strony. Jestem ciekawa, jak będą wyglądały pozostałe dni szlabanu.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział.
    Całusy,
    Optimist

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Mała Czarna
    Bardzo przepraszam, że dopiero teraz, ale zawsze jakoś ciężko mi się zmobilizować do komentowania na blogspocie. Chyba przez to cholerne logowanie. Nie piszę tu jednak żeby narzekać.

    Rozdział jak zawsze świetny, pomysłowy, zabawny i poniekąd zmuszający do refleksji. Strasznie żal mi dziewczyn, które zostały skazane na katorgę w postaci męskiego towarzystwa szanowanych członków jakże wspaniałej elitarnej grupy zwanej Huncwotami.

    Najbiedniejsza była chyba Miriam, która poniekąd wykonywała gównianą robotę. Oby dziewczyna następnym razem trafiła lepiej, a i przede wszystkim nie powinna wyręczać tego lenia Pettigrewa. Ja na jej miejscu siadłabym na łóżku i siedziała tak długo, aż chłopak ruszyłby wreszcie swoje szanowne siedzenie. I tak miała już dzień stracony i tak.

    James jak zawsze próbował wszystkiego, żeby zbliżyć się do Lily. Swoją drogą jestem dumna, że przetrwali ten szlaban i on i ona. Ciekawi mnie, czy do końca są "uziemieni" i właśnie w takich parach będą odbywać szlaban, czy będą się zmieniać?

    Remus i Elizabeth chyba mieli najlepiej. Wiadomo przepisywanie jest monotonne i po jakimś czasie ręka odpada, ale to i tak nie najgorsze (nawet biorąc pod uwagę zacne towarzystwo "przyjaciela" wszystkich uczniów Aragusa Filcha)

    Dorcas po prostu wymiata. Jak tak dalej pójdzie to Syriusz do reszty zwariuje na jej punkcie, albo półżywy wyląduje w skrzydle szpitalnym.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    Em

    Ps. U mnie nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć, czołem i witaj panno niesamowita!
    Ohh jak ja uwielbiam Twoje cudowne rozdziały! Dawno noc u Cb nie czytałam, ale teraz tu jestem i komentuje!
    No to tak.. James oh i ah mówiłam Ci kiedyś, że kocham go prawie tak samo jak Syriusza? Nie? No to teraz mówie xd Rozdział był niesamowicie ciekawy i przy tym na prawdę zabawany, gdyż czytałam go z ciągłym uśmiechem na twarzy!
    Petera chętnia sama nauczyłabym wychowania! Gbur jeden!
    A Remusa to bym zabiła za jego użalanie się nad sobą... Jak tak można? Przecież on jest tak bardzo dobrym człowiekiem... ;( Aż smutno mi, gdy pomyśle o jego nieszczęsnym losem. :'(
    Dobra, dobra kończe, bo się niepotrzebnie rozpisze.
    Pozdrawiam,
    Rudzielec.

    PS. U mnie też nowy rozdział, więc zajrzyj jak chcesz ^^
    http://huncwocki-rocznik-1960.blogspot.com/2015/10/8-zwiazek-to-obowiazek.html?m=1

    OdpowiedzUsuń