Hej ;-)
Czy jedno wielkie ,,przepraszam'' wystarczy? Nie sądzę. Ale,
mimo to przepraszam tak bardzo mocno. Przyszła sobie jedna wredna czarnowłosa
wiedźma i myśli, że jedno ,,przepraszam wystarczy'' straszna naiwniaczka.
~*~*~
,,Zwycięzcami w miłości są pokonani przez miłość.’’
S.F
On. Otoczony wianuszkiem wdzięczących się do niego
upudrowanych wymalowanych tapeciar. Ona otoczona uwodzicielskimi spojrzeniami
najprzystojniejszych chłopaków w szkole. On puszcza oczko do najbliżej stojącej
dziewczyny, która omal nie zemdlała. Ona uśmiechnęła się pięknie do najbliżej
stojącego chłopaka. Zwrócił wzrok na dziewczynę, która posyłała właśnie jeden
ze swoich najpiękniejszych uśmiechów jakiemuś Krukonowi. Ona spojrzała na
niego. Chłopak w najlepsze flirtował z jakąś wyjątkowo różową dziewczyną.
Odwróciła wzrok. On przyciągnął do siebie ową dziewczynę i namiętnie pocałował.
Ona przyciągnęła do siebie Krukona któremu jeszcze sekundę temu posyłała
uśmiech. Pocałowała go. Oboje jednocześnie oderwali się od swojej partnerki i
swojego partnera wytarli szybkim ruchem usta. Jednocześnie obrócili się na
pięcie i oboje odeszli każde w innym kierunku. Zostawiając zdezorientowaną
dwójkę przed klasą od transmutacji.
Ona podążała na siódme piętro do Pokoju Życzeń w nadziei, że
nikt jej nie przeszkodzi.
On podążał na siódme piętro do Pokoju Życzeń pewny tego, że
nikt mu nie przeszkodzi przecież niewiele osób wie o tym Pokoju.
Ona poruszała się szybko, lecz jednocześnie z jakąś
niezwykłą gracją i lekkością pomimo wypełnionej pytaniami głowy, która jakimś
cudem jeszcze nie eksplodowała. Nie wiadomo jak jedna osoba może mieć w sobie
tyle uczuć jednocześnie. Rozpacz żal smutek beznadzieja jednocześnie jakaś
niezidentyfikowana siła pchała ją ku Pokojowi Życzeń, w którym pragnęła się
zaszyć i przemyśleć to wszystko.
On niczym grecki Bóg. Podążał szybkim krokiem nie zwracając
uwagi na ciche ,,ochy’’ i ,,achy’’ landrynkowych potworów, do których już
zdążył się przyzwyczaić. Szedł szybkim krokiem idealnie stawiając stopy idealne
włosy co chwila wpadały mu do oczu, więc poprawiał je niecierpliwie idealnym
ruchem ręki. Dla jego fanek wszystko, co zrobił było idealne i niesamowite, bo
,,Syriusz to zrobił ‘’. Prawda była taka, że niczym się nie różnił od zwykłego
niezbyt urodziwego człowieka, bo czym jest wygląd przy charakterze? Wygląd to
rzecz niestała. Lecz charakter w stu procentach nie zmienia się nigdy. Pragnął
zaszyć się w Pokoju Życzeń przemyśleć wszystko i wyjść z niego i wiedzieć co
zamierza zrobić.
Ona szła ze spuszczoną głową jeden jedyny raz nie zwracała
uwagi na to, że idzie zgarbiona, że jej idealna zawsze fryzura zamieniła się w
burzę niesfornych potarganych włosów, które swoim wyglądem przerażały bardziej
niż włosy niczym miotła Pottera. Ktoś, kto nigdy nie widział w takim stanie
Meadows mógłby pomyśleć, iż spotkał jej zombicznego sobowtóra. Nic dziwnego.
Staranny makijaż teraz uległ całkowitemu zniszczeniu tusz, który nałożyła na
rzęsy teraz spływał jej po policzkach mieszając się z łzami. Które nie
wiedzieć, kiedy zaczęły płynąć.
On szedł z rękoma w kieszeniach nic nie zdradzało jego
stanu. Stanu w jakim on Syriusz Black znajdował się po raz pierwszy. Bo czy
kiedykolwiek odczuwał coś takie związanego z jakąś dziewczyną. Nie. Był jednak
fakt, że Meadows nie była jakąś dziewczyną była dziewczyną jedyną w swoim
rodzaju niepowtarzalną. Taką, która na pewno nie powinna być zraniona przez
jakiegoś drania. A przecież Syriusz Black zdecydowanie się zaliczał do grupy
drani, których jedną z trzech złotych zasad było zostawić. Ale, kto powiedział,
że znany z podbojów damskich serc Black nie może czuć do słodkiej Dorcas
Meadows coś więcej niż zwykłą miętę? On sam.
Oboje szli . Wpadli na siebie. Spojrzał na nią z
przerażeniem. Nie bał się, że coś się jej stało bardziej bał się tego, że jego
twarz wyraża wszystko. Te emocje wątpliwości, które, nim targały od momentu,
gdy ujrzał ją na peronie po dwóch miesiącach przerwy. Przerażało go to, że tak
szybko ze zwykłej znajomej zamieniła się w kogoś, o kim musi pomyśleć przed
snem, by w ogóle zasnąć. Przerażało go, że pożera ją wzrokiem, gdy tylko jest w
zasięgu jego stalowo-szarych oczu. Przerażało go, że gdy jej nie ma wszystko
traci na barwie. Podczas bezsennych nocy zaciskał oczy usiłując zasnąć, lecz
obraz jej roześmianej z burzą niesforny włosów na głowie stawał mu przed
oczami. Podczas wypraw z Huncwotami kilka razy omal nie wpadli przed Filchem. I
to dlaczego? Dlatego, że on myślał o pewnej dziewczynie, która w tym momencie
stała naprzeciw niego i mierzyła go wściekłym spojrzeniem. On patrzył się bezczelnie
na jej odsłonięty dekolt. Nieświadom tego co robi oblizał wargi a dziewczyna
poczerwieniała ze złości.
- Nie pozwalaj sobie Black!- syknęła patrząc w jego oczy.
- Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi Meadows. – odparł
spoglądając jej w oczy. W momencie, gdy jego wzrok natrafił na jej wzrok
przeklinał swoją męską chęć zdobywcy.
- Nie do twarzy ci z głupotą. – odparła.
- A, więc twierdzisz, że jestem inteligentny.
- Nie ja tylko twierdzę, że nie warto być większym dupkiem,
głupkiem i imbecylem niż jesteś.
- Ucisz się Meadows, twój głos przypomina mi syk węża…. Ah
no tak zapomniałbym cała twoja rodzina była w Slytherinie. – Warknął a Meadows
spojrzała na niego wzrokiem, który mógłby zabijać.
- A twoja to niby nie?
- Są malutkie wyjątki w tym jeden stoi przed tobą.
- Moja rodzina bynajmniej nie ma zamiaru przyłączyć się do
Sam-Wiesz-Kogo. A twoja? Od twojej to na kilometr wyczuć idzie czarną magię. –
A tak w ogóle to w mojej rodzinie też są wyjątki w tym jeden z nich stoi przed
tobą.
- Odczep się od mojej rodziny Meadows!
- Sam zacząłeś Black!
- Ja?- spytał udając zdziwienie.
- Pieprz się Black.
- Z tobą? Zawsze.
- Z tobą? Nigdy.
- No, nie mów, że to nie jest szczyt twoich marzeń. – odparł
pewny siebie Black.
- Muszę cię rozczarować Black. Seks z tobą nigdy nie był nie
jest i nie będzie szczytem moich marzeń. – odparła a Syriuszowi zrzedła mina.
- Tak? To co jest szczytem twoich marzeń?
- Byś zniknął sprzed moich oczu… Wiesz nie chcę mieć
koszmarów w nocy.
- Mówisz i masz Meadows! Tylko żebyś nie musiała błagać mnie
na kolanach bym powiedział do ciebie, choć słowo.
- Śnij dalej Black. – odparła starając się nie pokazać
Syriuszowi jak blisko jest od wybuchnięcia płaczem. Tu i teraz przed ścianą, w
której zwykle pojawiają się drzwi do Pokoju Życzeń. Tu i teraz na środku
korytarza.
- Śnić mogę, ale na pewno nie o tobie. – odparł odwracając
się na pięcie i odchodząc.
**
Deszcz - najstarsza kołysanka świata. P.R
Pokój Wspólny Gryfonów jak nigdy wypełniony był po brzegi
uczniami z domu lwa. Ci, dla których brakło już miejsca na sofach i krzesłach
wyczarowywali koce i mościli się na nich. Od tych wszystkich Gryfonów biła
jakaś zadziwiająca energia, która kumulowała się i znajdowała swoje ujście w
salwach śmiechu. Gdyby śmiech dało się zamienić na promienie słoneczne to teraz
Pokój Wspólny tonął, by w słońcu jednak tak nie było, gdyż za oknem panowała
okropna pogoda jak na początek października. Ściana deszczu przysłoniła cały
widok na błonia jakby jacyś Bogowie płakali nad okrucieństwem świata silny
wiatr, który się zerwał wyginał drzewa. Niebo zasnuły ciemnogranatowe chmury.
Słońce jakby nie miało siły przebić się przez ten ogrom ciemnogranatowej
przestrzeni. Mimo, że pogoda była tak paskudna to wszyscy tryskali energią i
rozmawiali zawzięcie o nadchodzącym meczu Gryfonów z Krukonami, który miał się
odbyć już tydzień temu, ale z racji koszmarnych warunków pogodowych został
przesunięty na nie do końca wiadomy termin. Mimo, że termin meczu był bliżej
nieokreślony zapaleni kibice quidditcha mówili z podnieceniem o szykującej się
po meczu imprezie, która była już zaliczana do tradycji. Skoro meczu jeszcze
nie było to skąd brała się ta pewność, że i tym razem zwycięży Gryffindor?
Odpowiedź składa się z dwóch słów ,,James Potter’’. On ten, który jeszcze nigdy
nie zawiódł, odkąd w drugiej klasie został przyjęty do drużyny Quidditcha domu
lwa. Wówczas kapitanem był Eric Diggory*, który przyjmował w sumie tylko
uczniów od klasy czwartej, którzy umieli coś więcej niż tylko dosiąść miotły i
zrobić jedno okrążenie bez uprzedniego upadku z wysokości. Jednak w ramach
wyjątku według tak niezwykłego talentu jaki posiadał Rozczochraniec przyjął
Jamesa do drużyny. Prawdopodobnie to, wtedy Potter stał się napuszonym kretynem
narcyzem i egoistą… Tak przynajmniej twierdzi Evans.
Przy kominku, gdzie stała kanapa i cztery fotele siedział
chłopak o miodowych włosach i oczach wpatrywał się w płomienie, które odbijały
się w jego oczach powodując, że były one takie… hipnotyzujące? Jakby bez tego nie były. Większość dziewczyn
uganiała się za Jamesem i Syriuszem, którzy mieli je w głębokim poszanowaniu.
Jednak żadna nie zwracała uwagi na trzeciego z Huncwotów, tego, który mimo
licznych małych blizn na twarzy niemal dorównywał, im wyglądem. Prawie żadna
tego nie zauważała, a ta co zauważała najczęściej siedziała cicho, a w
obecności blondyna jej policzki oblewały się czerwienią ,ręce trzęsły a głos
drżał. Czy to było zakochanie? Być może. Na tym etapie ciężko odróżnić zauroczenie
od zakochania. Rozmyślania chłopaka przerwały dwie chichoczące dziewczyny,
które podeszły do sofy stojącej przy kominku i na niej usiadły nadal
rozmawiając o czymś zawzięcie. Co dwa słowa, które wylewały się niczym potok z
ust każdej dziewczyny można było wyłapać słowo ,,bal’’ i ,,nie uważasz, że to
cudowne’’ do śmiechu mogło doprowadzić stwierdzenie ciemnowłosej dziewczyny ,,O
nie w co ja się ubiorę?’’. Samo stwierdzenie co prawda nie miało w sobie nic
takiego co mogłoby doprowadzić do śmiechu jednak, że dziewczyna, która
stwierdziła, iż nie będzie miała w co się ubrać powiększyła szafę zaklęciem
zwiększająco-zmniejszającym tak, by pomieścić wszystkie swoje ciuchy, których
zabrała tyle jakby już nie miała do domu wrócić. Przecież to tylko dziesięć miesięcy.
- Co jest tak fascynującego, że buzie się wam nie zamykają?
– odezwał się pierwszy chłopak wyrywając przyjaciółki z litanii pt.,, Jeśli
natychmiast nie pójdziemy po sukienki to wykupią wszystkie na całym świecie’’.
- Jak to co? Bal halloweenowy.- odparły jednocześnie.
- A co tak fascynującego w balu halloweenowym? Przecież to
zwykła maskarada.
- Jak to co? sukienki! buty dobrana biżuteria idealna
fryzura makijaż i atmosfera! – odparły znowu jednocześnie.
- Bal jak co roku żadna nowość- mruknął Remus.
- Pesymista jak zawsze- prychnęła Blondwłosa.
- Po prostu wyrażam swoje zdanie.- powiedział a dziewczyna
chciała coś odpowiedzieć, lecz jej przerwał. – Partyjka szachów?
- Jasne- odparła szybko Elizabeth i oblała się rumieńcem,
gdy wzrok przyjaciółki i Lupina spoczął na niej.
Z jednej partyjki szachów zrobiły się dwie trzy pięć osiem a
przy siedemnastej którą wygrywał zdecydowanie Remus do Pokoju Wspólnego wpadł
wściekły Black wyglądał gorzej niż wściekła McGonagall przy jednym ze znacznie
większych dowcipów. Jedna dziewczyna, która niemal nie dostała palpitacji serca
na widok Syriusza, który pokazał jej niezbyt uprzejmie, żeby się odczepiła.
Jak? Każdy się domyśla. Środkowym palcem. Dziewczyna jednak się nie zraziła
wręcz stała się jeszcze bardziej nachalna. Widocznie środkowy palec uznała jako
znak miłości, ponieważ rzuciła się na biednego niczego się niespodziewającego
chłopaka powodując tym samym, że chłopak stracił równowagę i upadł na podłogę.
Próbując wstać uderzył się o kant stolika z takim impetem, że aż pociemniało mu
przed oczami.
- Oszalałaś kobieto?- jęknął wciąż siedząc na podłodzie i
rozmasowując sobie bolące miejsce.
- Och, przepraszam Syriuszku moje ty biedactwo!- wykrzyknęła
i chciała ponownie rzucić się na Syriusza, lecz ten w ostatnim momencie się
odsunął.
-Sio mi stąd!- warknął i podniósł się z podłogi trochę za
szybko, bo zakręciło mu się w głowie.
-Ale Syriuszku!
- Powiedziałem odpieprz się landryno- warknął i ruszył w
stronę schodów prowadzących do dormitorium chłopców zostawiając za sobą stojącą
na środku pokoju oniemiałą dziewczynę.
- Oto jak słynny Syriusz Black traktuje swe naiwne fanki –
powiedziała kpiąco postać stojąca w progu Pokoju Wspólnego.
- Nikt cię o zdanie nie pytał Meadows. - warknął chłopak i
wbiegł po schodach, a po chwili można było usłyszeć trzaśnięcie drzwiami.
- O co tu chodzi? Wściekła Dorcas wściekły Syriusz.- spytał
zdezorientowany chłopak, gdy tym razem trzasnęły drzwi dormitorium dziewcząt.
- Nadal nie rozwiązałeś tej zagadki Remusie?
- Szczerze mówiąc to nie.
- Twój mózg zaczyna się starzeć Lunio.
- To nie zawodny znak, że jestem Huncwotem.-odparł
zadowolony z siebie chłopak i podniósł się z westchnieniem z fotela i ruszył w
stronę swojego dormitorium. Dziewczyny jak na zawołanie podniosły się z kanapy
i ruszyły w stronę damskiego dormitorium musiały przecież się dowiedzieć, o co
w tym wszystkim chodzi.
~*~*~
,,Kto raz widział granice świata, ten najboleśniej
doświadczać będzie swego uwięzienia’’ O.T
Wróciła a jednak jej nie było… Ciało spoczywało w Mungu tak
jak wcześniej. Mózg odbierał wszystko, dźwięki sygnały i impulsy. A jednak
myśli wciąż tkwiły na tamtej łące, gdzie po raz pierwszy ujrzała tak podobną do
siebie samej kobietę, która później zaś okazała się jej prababką. Stos książek
leżących na szafce obok łóżka nadal leżał nietknięty, gdy tylko Rudowłosa
otwierała książkę i zaczynała czytać po pierwszym zdaniu jej myśli uciekały w
tylko jej jednej wiadomym kierunku. Rozczochraniec jak tylko mógł odrywał ją od
rozmyślania o tym co utraciła wesołymi anegdotkami, gdy słyszała jego beztroski
śmiech, gdy odpowiedziała na jego zaczepkę ciętą ripostą rozjaśniało się
wszystko, co wydawało się niemal czarne lub szare. James do niedawna nieznośny
egoista był jej wybawieniem od ponurych myśli i zbyt częstego wracania do tego
co było w raju. Chłopak cieszył się, jak dziecko, że Ruda zaczyna wracać do
formy czego dowodem były jej docinki, gdy opowiadał jak przeminął mu dzień
spędzony z Rudowłosą jego oczy błyszczały zdrowym blaskiem od dawna w Jamesie
nie było tylko werwy co teraz. Jego energia zaś przelewała się na treningi
quidditcha, które odbywały się mimo niezbyt udanej pogody zawodnicy domu lwa po
treningu z pełnym dynamiki Kapitanem, ledwo chodzili i nie mieli siły się nawet
odezwać. Za to James Potter po każdym treningu wychodził ze swojej szatni
kapitana pogwizdując wesoło i pędząc co sił do Pokoju Wspólnego, gdzie omal nie
porywał do tańca jednej pierwszej lepszej Gryfonki, która dostawała rumieńców,
gdy padł na nią pełen życia wzrok chłopaka który tak nagle zniknął, ale teraz znowu powrócił. Powrócił
i każdy miał nadzieję, że zostanie na dłużej. Teraz James Potter znów spiskował
z resztą Huncwotów na temat nowego kolejnego na skalę Huncwota dowcip. Wszyscy
cieszyli się z powrotu Rudowłosej do świata żywych i Jamesa z krainy ciągłego
smutku i przytłoczenia.
- Lily?- Szepnął chłopak a dziewczyna oderwała wzrok od
stronnic książki, lecz pewnie nawet nie wiedziała o czym czyta.
- Tak?- spytała spoglądając na niego.
- Dlaczego nie próbowałaś dać jakiegoś znaku, że nadal
żyjesz i walczysz?
- To nie było takie proste James. Nie mogłam wejść do
własnego dormitorium, bo jakaś siła mnie od tego powstrzymywała nie mogłam się
z wami skomunikować, choć próbowałam. Nie słyszałam o czym mówicie raz byłam w
waszym dormitorium z całej waszej czwórki tylko ty nie spałeś siedziałeś na
parapecie i wpatrywałeś się w księżyc. Spojrzałeś w moim kierunku i szepnąłeś
jedno słowo ,,Lily’’ myślałam, że mnie zobaczyłeś, ale teraz nie jestem tego
taka pewna.
- Myślałem, że mam jakieś dziwne omamy. Twoje zielone oczy
rude włosy cała ty w moim dormitorium wiedziałem, że to nie możliwe, lecz, gdy
zniknęłaś po kilku sekundach tylko upewniłem się w swoich domysłach, że to były
tylko jakieś halucynacje lub sen na jawie.
- James? Kiedy będę mogła stąd wyjść? –spytała zmieniając
gładko temat.
- Nie wiem, uzdrowiciel powiedział, że jeśli nie jestem
twoim mężem to o niczym nie może mnie informować. – odparł śmiejąc się.
- Jeden jedyny raz żałuję, że nie jesteś moim mężem. – odparła
żartobliwie i też się roześmiała.
W tym momencie, gdy James i Lily zaśmiewali się do łez w
drzwiach Sali stanęła Pani Evans, a za nią Pan Evans obładowany siatkami.
-Witaj kochanie! – powiedziała kobieta i podeszła szybkim
krokiem do łóżka dziewczyny.
- Cześć mamo. - odparła.
- Witaj promyczku- powiedział, gdy z westchnieniem ulgi
położył siatki na szafce przy łóżku a te, które się nie zmieściły postawił na
podłodze.
- Cześć tato – odparła.
- Widzę, że James nie jest już nadętym egoistą dupkiem i wypłoszem.
– powiedziała Pani Evans a Lily się zaczerwieniła zaś James po raz kolejny się
roześmiał.
- Mamo!- syknęła Rudowłosa.
- Już dobrze Lilka, tak tylko mi się wyrwało.
- To niech ci się lepiej więcej już nie wyrywa, bo Lily nam
się zamieni w pomidora- powiedział niby ganiąc Mary Evans ojciec Lily.
- Tato! Dostałeś kiedyś upiorogackiem? Nie? To teraz jest
świetna, żeby to zmienić.- odparła Rudowłosa sięgając po różdżkę.
- Nie polecam upiorogacków Lilki. – powiedział krzywiąc się
James.
- Nie przesadzaj Potter i tak jeszcze muszę je doszkolić. –
powiedziała do Jamesa. – A ty tato jesteś świetnym obiektem do ćwiczeń – dodała
i uśmiechnęła się słodko.
-Nie proszę, proszę błagam o litość!- wykrzyknął żartobliwie
i teatralnie upadł na kolana składając ręce jak do modlitwy.
- Nie błaznuj Mark!- skarciła mężczyznę mama Lilki.
- Nie może nie błaznować przecież jego marzeniem było
pracowanie w cyrku.- powiedziała złośliwie Lily.
- I ty Rudzielcu przeciwko mnie? Łamiesz mi serce! –
powiedział i wytarł teatralnie wyimaginowane łzy.
- Nie wzbudzaj w dziecku sztucznego poczucia winy.
- Ja wzbudzam poczucie winy? Lily czy ja wzbudzam w tobie
poczucie winy? – spytał z nadzieją na zaprzeczenie mężczyzna.
- Wzbudzasz… Wzbudzasz, bo żałuję, że tak późno postanowiłam
przywrócić twój mózg do stanu używalności. – powiedziała robiąc sztuczną smutną
minę.
- Chyba nie mówisz poważnie?- spytał odrobinkę
przestraszony.
- Ja? Jak najbardziej poważnie. Muszę ci jakoś wynagrodzić
to zaniedbanie z mojej strony-powiedziała podnosząc różdżkę z kołdry. – Jak
myślisz James Densaugeo będzie w sam raz? – zwróciła się do chłopaka, który
poczerwieniał od tłumionego śmiechu.
- Ohh… Tak sądzę, że będzie idealnie.
- Densaugeo?- spytał niepewnie.
- A nic takiego. To tylko zaklęcie powiększające.- powiedziała
i uśmiechnęła się.
- Powiększające co?
- Zęby- dokończył James a Mark Evans aż podskoczył na
krześle i skulił się w sobie.
- Lily? Przemyślałaś to?- spytał jękliwym tonem.
- Oczywiście przecież nie mogę żyć z poczuciem winy, że
przeze mnie jest z twoją głową gorzej niż z moją.- odparła i wyciągnęła przed
siebie różdżkę.
- Ależ nie trzeba winy zostały ci wybaczone i dostałaś
rozgrzeszenie! A teraz odłóż różdżkę, bo biedny ojciec dostanie zawału –
powiedział i spojrzał na nią prosząco.
- Skoro tak to, masz rację… Po co powiększać zęby, skoro to
z twoją głową jest coś nie tak. – odparła i opuściła różdżkę.
- Dzięki ci Merlinie-mruknął pod nosem Mark Evans a Lily i
Mary spojrzały na siebie z iskierkami rozbawienia w oczach, a James porównywał
je obie do siebie.
~*~*~
,, […] – Niestety, Damo Nieba, moją jedyną prawdziwą
miłością pozostaję ja sam.
Dorothea wybuchnęła śmiechem.
- Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze.
- Niekoniecznie. Od czasu do czasu się odtrącam, żeby było
ciekawiej’’ Dary Anioła – Miasto Kości
Narcyz pozer pępek świata egoista egocentryk szpaner
pyszałek. Tyle słów oznaczających to samo. Oznaczających osobę, która od czasu
do czasu staje się egoistą, żeby poczuć się lepiej. Tymczasowy egoista w pełnej
krasie rozpaczał nad swym podłym losem. Na podły los składały się natrętne
landrynki brak czystych ulubionych bokserek lub jedna… może dwie dziewczyny,
które oparły się jego urokowi. Na podły los mógł składać się również pryszcz,
który wyskoczył mu na brodzie. Syriusz Black. Szkolny błazen posiadający prawie
najliczniejszą kolekcję trofeów o, które pieczołowicie od czasu do czasu się
troszczył. Teraz patrzył w lustro krzywiąc się nad swoimi niedoskonałościami,
których z punktu widzenia króliczków playboya nie było. Z westchnieniem
spojrzał na rozłożonego na swoim łóżku Lupina spoglądającego na niego z
zaciekawieniem.
- No więc? – spytał wreszcie Remus przerywając ciszę, która
trwała od momentu, gdy blondyn wszedł do dormitorium i omal nie dostał
podręcznikiem do transmutacji, gdyby licząc od zachodu słońca wychodziły jakieś
trzy godziny milczenia przerwane tylko tykaniem zegara i donośnym chrapaniem
Petera, który zdążył zasnąć znużony wlekącą się w nieskończoność ciszą.
- Co chcesz usłyszeć? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Prawdę. Dobrze wszyscy wiemy, że twoje zachowanie nie jest
normalne.
- Jak to nie jest normalne? Ślinię się, gdy mówię? A może
seplenię? – zapytał i uniósł lewą brew w geście ironii.
- Black Black jak ty coś powiesz. – odparł rozbawiony James
wchodząc ze świetnym humorem do dormitorium.
- Widzę, że randka z Rudzielcem się udała.- powiedział
Syriusz z ulgą zmieniając temat.
- Tak… randka z jej rodzicami była dość…. Przyzwoita. –
odparł i z westchnieniem wszedł do łazienki.
- Jacyś konsekwentni rodzice, którzy są za uprawianiem seksu
dopiero po ślubie?- spytał Syriusz a Remus przewrócił oczami.
- Bardzo śmieszne Łapo. – powiedział James za zamkniętych
drzwi. – A teraz wracamy do poprzedniego tematu. – odparł i wyszedł z łazienki
z koszulką przewieszoną przez ramię.
- Oh… James, bo się zawstydzę!- powiedział Syriusz idealnie
udając zakłopotanie.
- Faktycznie. Twoje umięśnienie przy moim to sflaczały
balon- odparł a Syriusz zachłysnął się z powietrzem.
- Co proszę?! Mam nadzieję, że to było zwykłe przesłyszenie.
– powiedział i spojrzał na Rogacza piorunującym spojrzeniem.
- Nie sądzę Łapuńciu z tego co pamiętam to wczoraj myłeś
uszy. – odparł i schował się pod łóżkiem, gdy w jego stronę poleciał jeden z
najbardziej opasłych tomów, które znajdowały się w królestwie pani Pince.
- Potter jak cię dorwę i strzelę w ciebie ,,Avadą’’ to
osierocisz własne dzieci, zanim te zostaną spłodzone. – warknął Syriusz i
zanurkował pod łóżko, gdzie obecnie ukrywał się Rozczochraniec.
- Aaaaaa! Nie bij! – piszczał niczym dziewczyna James
wynurzając się spod łóżka.
- Pod jednym warunkiem powtórzysz to, co ja powiem.
- Dobra.
- Syriusz Black, jest najprzystojniejszym chłopakiem jakiego
widział świat ma najlepsze umięśnienie i żadna dziewczyna nie oprze się jego
urokowi.
- Syriusz Black nie jest najprzystojniejszym chłopakiem
jakiego widział świat ma nie najlepsze umięśnienie i każda dziewczyna oprze się
jego urokowi. Na koniec warto dodać, że jest narcyzem. – powiedział uroczyście
i zrobił unik, gdy w jego stronę poleciał niebieski płomień.
- Dobra wracamy do starego tematu, nim James zostanie
zeżarty przez stado zmutowanych niebieskich ptaków. - wtrącił się Remus.
- Wspaniały pomysł Luniaczku! – powiedział James i zaklaskał
radośnie.
- Przypomnij mi potem, że mam o tego rozczochranego kretyna
zabić- mruknął Syriusz i wskazał na Rogacza.
- No więc?- spytał Remus ponawiając pytanie sprzed
dwudziestu minut.
- Co chcesz usłyszeć?
- Prawdę. Dobrze wszyscy wiemy, że twoje zachowanie nie jest
normalne.
- A dlaczego nie jest normalne?
- Po pierwsze Syriusz Black nigdy nie trzasnąłby drzwiami
przez dziewczynę, która nic dla niego nie znaczyła. Po drugie skorzystałby z
okazji i zajrzał w dekolt Meadows. Po trzecie nigdy nie przepuściłby okazji
zobaczenia jak Dorcas czerwieni się z zażenowania. Tak, więc albo ty nie jesteś
Syriuszem Blackiem albo bardzo poważnie uszkodziłeś sobie mózg. – powiedział i
przyjrzał się Syriuszowi.
- No i co chcesz usłyszeć, że jestem idiotą kretynem i
debilem?
- Nie…
- Choć nie da się ukryć, że, nim jesteś- przerwał Remusowi
James.
- Dzięki Rogaczu po prostu dzięki- mruknął Syriusz.
- Zawsze do usług przyjacielu!
- Zapamiętam sobie jakbym miał zamiar kogoś zabić. –
powiedział i sugestywnie poruszył brwiami.
~*~*~
,,Miłość przyjdzie wtedy gdy będzie najmniej oczekiwana’’
M.C
Brązowowłosa nieświadoma tego, że po drugiej stronie schodów
w jednym z dormitorium trwała podobna dyskusja, która za niedługo będzie miała
miejsce tu w damskim dormitorium numer pięć. Na razie jednak zamknęła się w
łazience pod pretekstem relaksującej kąpieli. Kłamstwo. Chyba, że zamierzała
kąpać się w ubraniu siedząc na brzegu wanny, w której wody było tyle co kot
napłakał, czyli prawie wcale. Podążała do Pokoju Życzeń, gdzie miała wszystko przemyśleć
a jak na złość trafiła na Blacka. Tego, którego w tamtym momencie najmniej
potrzebowała. Wróciła do Pokoju Wspólnego on też tam był. Jakby los chciał,
żeby na siłę się spotkali. A oni ślepi na oddziaływanie losu ranili siebie
nawzajem słowami ociekającymi ironią i sarkazmem. Tak jakby któreś z nich było
winne temu co obecnie działo się w ich głowach tego co działo się z ich myślami
i tego co działo się w ich sercu. W końcu zrezygnowana dziewczyna wstała
otworzyła drzwi i weszła do dormitorium.
W momencie, gdy szczęknął zamek drzwi od łazienki.
Dziewczyny zawzięcie ze sobą rozmawiające umilkły.
- Nie przeszkadzajcie sobie. – powiedziała Meadows.
- To nie tak… - zaczęła Miriam, ale natychmiast umilkła
zupełnie jakby zabrakło jej słów.
- Ohh… Nie musisz się tłumaczyć każdy ma prawo do własnych
spekulacji na wszystkie tematy nawet, jeśli jeden dotyczy najlepszej
przyjaciółki.
- Jakbyś sama powiedziała, o co tu biega to nie musiałybyśmy
snuć domysłów na temat ,, Co przytrafiło się Dorcas Meadows? ‘’. - odparła
Elizabeth a zaskoczona jej bezpośredniością Dorcas zamrugała.
- Więc sądzicie, że to moja wina?
- Nie po prostu chcemy ci pomóc, ale nie wiemy jak, skoro ty
nie chcesz nam o niczym powiedzieć.
- A nie przyszło wam na myśl, że nie musicie wiedzieć o
wszystkim co się dzieje w moim życiu?
- No więc? – spytała Miriam jakby nie słysząc poprzedniej
wypowiedzi przyjaciółki.
- Ugghhh….
- Język kosmitów? Niestety, moja droga taki nie przejdzie
kompletnie nie znam języka tych zielonych stworków o wyglądzie robaków, które
czyhają na moment, gdy ty będziesz miała uśpioną czujność a one się, wtedy
zakradną i zeżrą ci mózg. – odparła Elizabeth.
- Eee… Elizabeth skąd ty to wszystko wiesz?
- Weekend z mugolską kuzynką… Chyba nie myślałaś, że
będziemy sobie gawędzić o ludziach latających na miotle grających w grę
potocznie nazywaną quidditchem. A może miałam grywać z nią w szachy
czarodziejów i słuchać jak się drze, że jestem wariatką? – spytała i
uśmiechnęła się krzywo.
- No więc? –spytała ponownie.
- Co chcecie usłyszeć?
- Prawdę – odparły jednocześnie dwie przyjaciółki.
- Okej… no to prawda jest taka, że irytuje mnie Syriusz
Black… Wystarczy? - spytała z cierpiętniczą miną.
- Czy aby na pewno tylko irytuje? – spytała Miriam unosząc
wysoko lewą brew.
- Oczywiście, że tak! – odparła szybko. Za szybko. – No
dobra nie tylko mnie irytuje.
- Więc? – spytała Elizabeth przekrzywiając głowę.
- Bojasięchybazakochałam- odparła na jednym wdechu a
dziewczyny spojrzały na nią pytająco.
- Mogłabyś trochę wolniej?
- Bo ja się chyba zakochałam.
- W Syriuszu? – spytała dla upewnienia Miriam.
- No raczej, że w, nim. – odparła Elizabeth i zrobiła zniesmaczoną
minę. – Więc jedyną dziewczyną, która nie oparła się urokowi Syriusza jest
niepodważalnie Lily.
- Ej, ja jeszcze nie uległam urokowi Syriusza!
–zaprotestowała Dorcas a na jej policzki wpłynął rumieniec.
- To tylko kwestia czasu.
- Wpadłaś w niezłe bagno.. – powiedziała Miriam i
współczująco pokręciła głową…
- Nie dobijajcie... – jęknęła lokata i schowała głowę w
poduszkę. A potem niespodziewanie roześmiała się.
- A jej co? – spytała niepewnie Blondwłosa.
- Miłość uskrzydla czyż nie?
- Rany chyba zostanę singielką.
- Jeszcze zmienisz zdanie jak przyjdzie na ciebie czas.
- Miłość zmienia nastawienie. - powiedział jakiś cholernie
znajomy głos.
Powietrze jakby zawibrowało a czas się zatrzymał. W pokoju
oprócz trzech przyjaciółek nie było nikogo.
Zwykłe przesłyszenie? Może.
- Idź do niego. – niebiański szept. Zdawał się być
skierowany tylko do brązowowłosej.
I poszła, ale czy doszła?
~*~*~
Tej która wiem że gdzieś tam jest.